Ryszard Barycz: ulubieniec kobiet nie uległ pokusom. Jego śmierć zaskoczyła wszystkich
Był jednym z najlepszych aktorów epizodycznych; na ekranie pojawiał się przez blisko sześć dekad i nawet jeśli przewijał się tylko na drugim planie, jego role rzadko przechodziły niezauważone. Uznanie krytyki zdobył zwłaszcza dzięki występom w teatrze - kochał grać przed publicznością i robił to, dopóki starczyło mu sił. Uwielbiał też pracę w radiu; od 1983 roku wcielał się w Antka Borkiewicza w kultowych "Matysiakach".
Elegancki, uprzejmy, był obiektem uwielbienia wielu kobiet - jednak on serce oddał swojej małżonce, z którą wychowywał dwóch synów.
Ryszard Barycz zmarł 8 lat temu, 28 lipca 2010 roku.
Aktor warszawski
Pochodził ze Lwowa; stamtąd po maturze trafił do Gdańska, gdzie zaczął pobierać nauki w Studiu Aktorskim Iwa Galla - ukończył je w 1948 roku. Na scenie zadebiutował już dwa lata wcześniej, w Teatrze Wybrzeże. Potem wyjechał do Łodzi, a ponieważ wciąż czuł, że ma zbyt małą wiedzę na temat swojego zawodu, zapisał się do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej.
Po otrzymaniu dyplomu przeprowadził się do Warszawy i z tym miastem był już związany do końca życia, występował w stołecznych teatrach. Od 1970 roku, przez prawie następne cztery dekady, grał na scenie Teatru Współczesnego.
Filmowe role
Filmowcy zainteresowali się nim w 1950 roku; zadebiutował wówczas niewielką rólką w "Warszawskiej premierze" - i od tamtej pory regularnie pojawiał się już na ekranie. Można go było zobaczyć między innymi w "Zemście", "Królu Maciusiu I", "Deszczowym lipcu", "Szatanie z siódmej klasy", "Pierwszym dniu wolności", "Doktorze Judymie", "Sprawie Gorgonowej", "To nie tak jak myślisz, kotku", a także licznych spektaklach telewizyjnych ("Głos mordercy", "Pożegnania", "Żegnaj, laleczko") i serialach ("Wielka miłość Balzaka", "Rodzina Połanieckich", "Królewskie sny", "Ekipa").
Po raz ostatni na ekranie pojawił się w filmie "Joanna" (2010) w reżyserii Feliksa Falka.
Ulubieniec kobiet
Przystojny (często zresztą grywał amantów), elegancki, dobrze wychowany, wzbudzał wielką sympatię kobiet, które tłumnie zdążały na filmy z jego udziałem.
- Gdy grał księcia Bołkońskiego w "Wojnie i pokoju", na widowni była miażdżąca przewaga kobiet. Zakochane panie w programach teatralnych obok jego nazwiska pisały "Kocham". Nierzadko pojawiały się też odciśnięte czerwone usta - czytamy w "Życiu na gorąco".
On jednak nie wykorzystywał tej popularności - był szczęśliwym mężem i ojcem dwóch synów; młodszy nosił imię Iwo, na cześć wielbionego przez Barycza Iwo Galla.
Na zdjęciu z Ewą Krasnodębską w filmie "Fenomen" (2010).
Człowiek wielu talentów
Uwielbiał grać i to właśnie z aktorstwem postanowił związać swoją przyszłość, ale miał też wiele innych talentów. Kochał pisać, świetnie malował, miał też doskonały zmysł estetyczny (sam urządził swoje zachwycające mieszkanie na Krakowskim Przedmieściu, a później dom pod Warszawą). W dodatku hobbystycznie zajmował się stolarstwem (robił piękne meble), hydrauliką, ogrodnictwem i murarstwem. Podobno nie miał też równych sobie w kuchni. Chętnie angażował się również w prace na rzecz Domu Aktora w Skolimowie.
Nigdy nie narzekał na zdrowie; pracował niemal do końca - występował przed kamerami, a w radiu nagrywał kolejne odcinki "Matysiaków" - dlatego informacja o jego śmierci była dla wszystkich prawdziwym szokiem.