Striptizerki okradały grube ryby z Wall Street. "Feministyczna wersja Robin Hooda"
Na ekrany kin wchodzi właśnie film "Ślicznotki" z Jennifer Lopez w roli głównej. Historia striptizerek, które odurzały i okradały bogaczy z Wall Street, wydarzyła się naprawdę.
11 czerwca 2014 r. cztery kobiety i jeden mężczyzna zostali oskarżeni o odurzanie nieznajomych i ściąganie tysięcy dolarów z ich kart kredytowych w nowojorskich klubach. 5 lat później jedna z tych kobiet, Rosie Keo, pozowała fotografom na ściance podczas festiwalu filmowego w Toronto. Keo pojechała tam, by obejrzeć film oparty na jej historii.
ZOBACZ TEŻ: "Hustlers". Nowy zwiastun filmu
"Ślicznotki" to film, który został zainspirowany artykułem z "New York Magazine" napisanym przez Jessicę Pressler. Dziennikarka przeprowadziła rozmowy zarówno z Keo, jak i z przywódczynią szajki Samanthą Foxx. "W innym życiu Roselyn Keo mogłaby lubić pracę na Wall Street" – tymi słowami zaczyna się artykuł, który jest opowieścią o serdecznej przyjaźni dwóch kobiet, która zaczyna przekształcać się w mroczną relację.
Pierwsze kroki w branży
Rodzice Keo zostawili ją i jej brata z dziadkami, gdy była dzieckiem. Dziewczyna w wieku 19 lat zaczęła pracować jako striptizerka. Z lokalnego klubu w Rockland County szybko przeniosła się do Nowego Jorku. Tam poznała Samanthę, z którą błyskawicznie się zaprzyjaźniła. Dziewczyny zaczęły pracować w duecie, zarabiając na bogatych mężczyznach z Wall Street. Był rok 2007, ich praca była legalna, a klienci, nie przewidując rychłego kryzysu finansowego, nie szczędzili na napiwkach.
Ale, jak napisała Pressler w swoim artykule, to była ciężka praca, nie zawsze lukratywna, a mężczyźni bywali okrutni. "Dziewczyny były główną atrakcją; to było jasne, jak neony przed każdym klubem ze striptizem w USA. Jednak tradycyjnie, zamiast klubów płacących tancerkom, to one płaciły klubom za przywilej pracy w nich". Ale zdarzało się, że zarabiały całkiem nieźle.
Sposób na kryzys
Do czasu. Kryzys z 2008 r. dał się we znaki klientom nocnych klubów. Nie byli już tak skorzy do zostawiania wysokich napiwków. Ale nie mieli zamiaru rezygnować z nocnych uciech. W tym samym czasie Keo postanowiła porzucić życie striptizerki na rzecz budowania związku. Skończyła jako samotna matka. Po kilku latach, gdy postanowiła wrócić do branży, odkryła, że sporo się zmieniło. Striptizerki oferowały nie tylko taniec, ale i usługi seksualne, a stawka była mocno zaniżona.
To wtedy Keo ponownie zjednoczyła siły z Samanthą. Obmyśliły plan doskonały: zwerbowały kilka innych striptizerek i wspólnie zwabiały bogatych klientów, odurzały ich narkotykami, po czym czyściły ich karty kredytowe w klubach nocnych. Gdy delikwent dzwonił następnego dnia z pretensjami, wmawiały mu, że przecież świetnie się bawił poprzedniej nocy i sam chciał stawiać wszystkim drinki.
W końcu mężczyźni zaczęli rozumieć, co się tak naprawdę z nimi działo. Jedna z ofiar, która została okradziona zgłosiła się na policję. Miała dowód – nagranie rozmowy telefonicznej, podczas której jedna ze striptizerek przyznała się do wszystkiego. Policja miała jednak problem z dotarciem do innych ofiar. W końcu, po ośmiu miesiącach śledztwa, Samantha, Rosie i pozostali członkowie szajki usłyszeli zarzuty. Wszyscy się przyznali, a Rosie poszła na ugodę, dzięki której nie trafiła do więzienia. Samantha i Rosie dostały 5 lat w zawieszeniu.
Jak Robin Hood?
Artykuł w "New York Magazine", film Lorene Scafarii, ale też większość zachodniej prasy ukazują historię Samanty i Rosie niemal jak feministyczną wersję opowieści o Robin Hoodzie. W obu podkreślana jest siostrzana więź między kobietami. Jednak w rzeczywistości nie były ze sobą tak blisko. Nie rozmawiają ze sobą od czasu wyroku, ale nikt nie rozpacza z powodu utraconej przyjaźni. Ich relacje były raczej biznesowe – z tym, że biznes był nielegalny. W rozmowie z "Vulture" Keo powiedziała: "To tak, jakbyś wyprowadził się z nie najlepszej dzielnicy. Po co miałbyś wracać?".
Oglądając film, trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co robią bohaterki, nie jest aż takie złe – w końcu co z tego, że kilku bogatych facetów z Wall Street zostało okradzionych z kilku tysięcy dolarów przez striptizerki. Pewnie większość z nich nie odczuła za bardzo tej straty. Ale Keo dziś żałuje swoich czynów: "To szalone" powiedziała "wiele kobiet mi kibicuje, nawet jeśli ja sama wiem, że to, co robiłam, było złe".