RecenzjeToma Cruise'a seans autoerotyczny

Toma Cruise'a seans autoerotyczny

Czwarta część przygód agenta Ethana Hunta (Tom Cruise) to, obok niezapomnianej jedynki, zdecydowanie najlepszy film serii. Zawdzięcza to między innymi reżyserowi, znanemu do tej pory głównie z animacji („Ratouille”, „Iniemamocni”) *Bradowi Birdowi. Bird tchnął w umoczony w rutynie format porcję dobrego wariactwa, komiksowego ducha a przede wszystkim – tak bardzo wytęskniony – dowcip i poczucie humoru.*

24.12.2011 13:58

Po ataku bombowym na Kreml agencja IMF zostaje zamknięta, a jej agenci obarczeni odpowiedzialnością za zamach. Na barkach Ethana Hunta i jego niewielkiego zespołu spoczywa misja odzyskania dobrego imienia organizacji i obrony honoru Stanów Zjednoczonych... Już z tego króciutkiego opisu fabuły wynika, że „Ghost Protocol” to klasyczny, rasowy film akcji; a tej jest w nim naprawdę dużo. Czy to w Budapeszcie, gdzie rozpoczyna się kolejna misja niezawodnego agenta, czy (kolejno) w Moskwie, Dubaju, Bombaju i wreszcie Nowym Jorku – biegania, skakania, fruwania oraz akrobatycznych wygibasów jest tu bez liku. Film jest nieco przydługi, ale poza nieco nudnawymi ostatnimi dwudziestoma minutami ogląda się go z ciekawością. Pomagają w tym na pewno genialne sceny kaskaderskie, wykonywane w większości własnoręcznie (i własnonożnie) przez – dobiegającego pięćdziesiątki, ale pozostającego w wybornej fizycznej formie - Cruise'a. Do historii przejdzie zapewne spektakularna sekwencja wspinaczki na najwyższy budynek świata,
szklany Burj Khalifa w Dubaju. Samo oglądanie mozolnie pokonującego kolejne piętra agenta Hunta rodzi napięcie, które wzmaga się znacznie, gdy jedna z jego magicznych magnetycznych rękawiczek przestaje działać...

MI4 to film gatunkowy, który wygrywa swoją gatunkowość do bólu. Nie tylko scenariusz zdaje się być “zaliczeniem” punkt po punkcie wszystkich wymaganych w kinie akcji komponentów; także bohaterowie są jakby wycięci wprost z gazetowych wykrojów: Ethan Hunt jest “odważnym liderem”, Jane ( Paula Patton) to “piękna i silna agentka o wrażliwej duszy”. Willy Brandt (Jeremy Renner) „skrywa w sobie tajemnicę”, natomiast Benji ( Simon Pegg) to klasowy klaun, nieco niezdarny, ale przezabawny Anglik. Warto też odnotować, że MI4, mimo nieustannej parady najnowocześniejszych wynalazków zdaje się być filmem formalnie bardzo tradycyjnym, silnie nawiązującym do nieco kiczowatej estetyki lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Za swoisty hołd dla niej można uznać na pewno bardzo osadzoną w dawniejszym wizualnym kodzie
czołówkę, stanowiącą pośrednie nawiązanie do cyklu z Bondem (mowa o tym lekko kiczowatym, w interpretacji Rogera Moore'a i Timothy'ego Daltona, nie twardzielu z klasą w wersji Connery'ego i Craiga). Nasyconym barwnie zdjęciom Roberta Elswita bliżej do kolorystycznego kodu "Prawdziwych kłamstw" czy "Szklanej pułapki" niż modnego ostatnio trendu dekoloryzacji. Kolejnym składnikiem tej kampowej mikstury jest muzyka. Tak ostentacyjnie przewidywalnej, pompatycznej ścieżki dźwiękowej, interpretującej sceny za widza dawno nie było w kinach.

W stereotypowym przedstawianiu rosyjsko-amerykańskiego konfliktu MI jest, w co trudno uwierzyć, jeszcze bardziej dosłowne niż król stereotypu amerykańsko-rosyjskiego, wybitna pozycja na liście najgorszych filmów w dziejach, czyli "Salt". To, co odróżnia "Mission Impossible Ghost Protocol" od produkcji z Angeliną Jolie, to poczucie humoru. Z początku wydawać się może, że jest ono obecne tylko w scenach otwarcie śmiesznych: głównie w anegdotkach, dowcipach sytuacyjnych i zabawnych komentarzach wygłaszanych taśmowo przez Benjiego. Z czasem jednak w widzu może zacząć kiełkować myśl, że kiedy Tom Cruise przebrany za rosyjskiego generała paraduje przez dziedziniec Kremla (!!!) w pasowanym mundurze i ze sztucznym, sumiastym wąsem jest to kreacja równie świadomie autoironiczna, co jego – kultowy! - Les Grossman z “Jaj w tropikach”. Wrażenie autoironii wzmagają
intertekstualne nawiązania: choćby wciąż odgrzewany w serii “kotlet”, czyli scena skoku kończąca się zawiśnięciem w przestrzeni. Tym razem wykonuje go Jeremy Renner, a dialog, jaki prowadzi z Tomem Cruisem tuż przed rzuceniem się w krater zakończony wirujących wiatrakiem, zdaje się być jednocześnie mrugnięciem oczkiem do znającego poprzednie filmy serii widza i... kpiną z kultowej sceny niedoszłego samobójstwa z "Titanica" Jamesa Camerona. Potwierdzenie tezy o autoironicznym charakterze tej produkcji chciałoby się widzieć też w licznych scenach otwarcie kiczowatych; gdy pierwsza lepsza kurtka, przypadkowo ściągnięta w trakcie ucieczki z okiennego sznura okazuje się pasować na Hunta, jakby była szyta na miarę przez Toma Forda; gdy bohater odchodząc dosłownie rozpływa się we mgle; gdy słucha się dialogowych “sucharów” typu: “nie ważne co było – najbardziej liczy się przyjaźń”.

Niestety – być może myśl ta pulsuje w tyle głowy niesprawiedliwie, niestety głównie dzięki poza ekranowym dokonaniom gwiazdora i producenta „czwórki”– istnieje także druga droga interpretacyjna. "Mission Impossible Ghost Protocol" to ponad dwugodzinny seans autoerotyzmu w wykonaniu gwiazdy "Top Gun". Aktor pławi się w morzu swego ego, bezkrytycznie afirmując graną postać i samego siebie. I nie ma w tym krzty humoru, wszystko jest śmiertelnie serio. Wówczas film można byłoby streścić, trawestując słynny Gombrowiczowski cytat, słowami: Moskwa- Ja; Dubaj – Ja; Bombaj – Ja.... MI4 widziana w ten sposób to popis próżności, treściowa wydmuszka. Drogi wideoklip, gdzie w dynamicznie zmontowanych, niekoniecznie powiązanych ze sobą scenach przeplatają się szybkie pojazdy, piękne kobiety, wystawne przyjęcia – wszystko z groźbą atomowej katastrofy i konfliktu dwóch
supermocarstw w tle.

Nie ma jedynej i właściwej wersji interpretacyjnej – widz musi pójść za swoim filmowym „nosem”. Gdyby okazało się, że ten go zawiódł, a w serce widza wkradłoby się rozczarowanie - na osłodę pozostają zbliżenia umięśnionych i opalonych łydek Pauli Patton i pozbawiona koszulki „stara, ale jara” klata Toma C. Aż można się nabawić kompleksów...

recenzjami4mission impossible ghost protocol
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)