Ukraińska pisarka: film "Wołyń" to szkodliwa propaganda
Historia rzezi wołyńskiej dzieli Polaków i Ukraińców. Ale dzieli ich też film Wojciecha Smarzowskiego. Wychwalany w Polsce, znienawidzony na Ukrainie. Pisarka Oksana Zabużko mówi nam: - Wielu Ukraińców kochających Polskę odmówiło zagrania w tym filmie. Bo ten film działa przeciw nam tak samo jak propaganda rosyjska.
10.07.2018 | aktual.: 11.07.2018 13:24
11 lipca 1943 miała miejsce tzw. krwawa niedziela - punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej, kiedy Ukraińcy zaatakowali blisko sto wiosek polskich na Wołyniu, masakrując kobiety, dzieci i mężczyzn. W sumie w zbrodni wołyńsko-galicyjskiej zginęło około 100 tysięcy Polaków. Opowiada o tym film "Wołyń" Wojtka Smarzowskiego z 2016 roku.
*Sebastian Łupak: Widziała Pani film „Wołyń” Wojtka Smarzowskiego? *
Oksana Zabużko, pisarka ukraińska: Czytałam scenariusz i to mi wystarczyło. Wysłał mi go jeden z aktorów ukraińskich w 2014 roku. Byli aktorzy ukraińscy, którzy odmówili udziału w tym filmie i to bardzo dobrzy aktorzy i świetne aktorki. Mimo całej swojej miłości do Polski odmówili grania w „Wołyniu”. I ja ich doskonale rozumiem.
Dlaczego?
To się nadaje na 20-stronicowy esej, poważną analizę z pokazaniem, jak dobrze działa propaganda i jak odbywa się konstruowanie obrazu wroga. Musiałabym wziąć flamaster, iść od strony do strony i pokazywać, gdzie zaczyna się propaganda, gdzie zaczyna się manipulacja, gdzie film historyczny niezauważalnie i subtelnie zmienia się w ideologię i film propagandowy. ‘Wołyń” jest bardzo profesjonalnie zrobiony. A z propagandą jest tak, że im lepsza, tym niebezpieczniejsza.
Co takiego propagandowego wyczytała Pani w tym scenariuszu?
Konstruowanie wroga. Ten film tworzy obraz Ukraińca – rzeźnika. Dość potężną. I teraz taki Ukrainiec- rzeźnik istnieje w kulturze polskiej na poziomie masowym. On już działa w mózgach milionów ludzi. Może ludzie sobie tego nie uświadamiają, ale teraz Ukraina kojarzy im się z tym rzeźnikiem. Ja znam już tę technologię, bo Ukraina była jej celem ze strony Rosji w ciągu całego dziesięciolecia przed wojną [chodzi o obecną wojnę Rosji z Ukrainą – red.] Przed tym też ostrzegałam Polaków, ale chyba niezbyt wyraźnie. To jest szkoła nienawiści z myślą o barbarzyńskiej przyszłości. Bywam w Polsce i rozmawiam z taksówkarzami i ludźmi w pociągach, więc wiem, że to niestety działa. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam pytanie: „A Katyń to też na Ukrainie?” to coś we mnie drgnęło! To działa! Oczywiście, moi znajomi polscy intelektualiści mówią, że wyznaję teorie spiskowe. Ale teraz chyba świat się wreszcie budzi i widzi, że rosyjska propaganda działa i że wojna hybrydowa ma szerszy, europejski zasięg.
Nie podoba się Pani jak Polacy podchodzą do swojej historii?
To jest konstruowanie świata jako wrogiego wam otoczenia: my wstajemy z kolan i musimy trzymać się razem, jako naród, bo nas wszędzie otaczają wrogowie - Niemcy, Litwini, Ukraińcy, Rosjanie, Żydzi. Wszyscy nas krzywdzili i krzywdzą. To jest niebezpieczna manipulacja. Łatwiej manipulować ludźmi, gdy gra się na ich traumach. Dlaczego mi to śmierdzi? Bo manipuluje się bólem po Wołyniu, gra się na tym bólu, ale nie po to, żeby naród uleczyć, tylko żeby wzbudzić nienawiści do obcych. To jest nieczyste i cuchnące. I moim zdaniem za mało Polaków się temu przeciwstawia.
Nie znalazła Pani czasu jednak czasu, żeby „Wołyń” zobaczyć!
Nie chciałam! My tu mamy Everesty propagandy rosyjskiej i mam jeszcze dodawać coś ze strony polskiej? Od 2014 roku pochowałam mamę oraz 10 tysięcy rodaków zabitych podczas wojny z Rosją. Bo my tu mamy wojnę, wie pan?! Ukraińcy nie popierają tego, co było na Wołyniu w 1943 roku. Nie! Ale, cholera jasna, my tu teraz umieramy, my tu zdychamy, my stawiamy czoło Rosjanom, a Polacy byli naszymi przyjaciółmi i adwokatem w ciągu ostatnich 20 lat. I jak się zachowują?
Jak?
Napadła na nas Rosja, jak zbój na ulicy. My walczymy, bijemy się, jesteśmy zakrwawieni, zależy nam, żeby stać na nogach. Walczymy o życie i krzyczymy o pomoc. I nagle sąsiad – Polska – który zawsze był przyjacielem, z którym miło się gawędziło, wyłania się zza rogu i krzyczy: a pamiętasz, co mi w 1943 zrobiłeś?! O cholera!
Może Pani wskazać jakiś przykład manipulacji w tym filmie?
W filmie jest scena w kościele grecko-katolickim z księdzem, który święci siekiery, noże, widły i sierpy. Problem w tym, że na Wołyniu w ogóle nie było kościołów grecko-katolickich od 1830 roku! To znaczy, że Smarzowski otwarcie kłamie. To całe święcenie siekier i wideł jest wzięte z mitologii z XVIII wieku. Smarzowski nie mógł nie wiedzieć, że to fantazja. I potem dorośli ludzie mówią: „no teraz wiemy, jak to było naprawdę”. Płakać się chce! A to tylko jeden drobny przykład.
Ostatnią rzeczą, o którą podejrzewałbym Wojtka Smarzowskiego, niezależnego, odważnego reżysera, jest uprawianie nacjonalistycznej propagandy…
Ja nie krzyczę na pana Smarzowskiego: Propagandysta! PiS-owiec! On mógł być nieświadomy. Nie wiem, jak to było. Wiadomo, że go żaden kapitan bezpieki nie wezwał i nie dał mu zadań. Nie! Może ktoś wszedł mu na ambicję, bo artyści są bardzo ambitni, i powiedział: „ty nie zrobisz filmu, który poruszy całą Polskę, po którym cała Polska będzie płakać?!” Nie wiem. Więc ja nie oceniam Smarzowskiego, ale wynik jego pracy – jego tekst, scenariusz. Ten jego styl Tarantino, ta brutalność, to zamiłowanie do horroru, są bardzo zręczne.
Ależ to był horror! Jak opowiadać o ludobójstwie bez pokazywania ofiar?
Nie chodzi o to, że ktoś na ekranie kogoś zabija. Akcja zabicia dziecka przed kamerą to kwestia dyskusji artystycznej, jak bardzo naturalistycznie to pokazywać. Ale pan Smarzowski daje swoją interpretację wydarzeń, o których wciąż bardzo mało wiemy. W pewnych momentach kłamie. Chodzi o jego interpretację i kontekst – to one dają w sumie ten obraz Ukraińca rzeźnika.
Jak Pani zdaniem oglądać ten film, żeby się na tę rzekomą propagandę nie złapać?
Potrzebna jest rozsądna kontrpropaganda. Trzeba wskazywać fantazję autorską i pokazywać, że to jest toksyczne i niebezpieczne. Ale Polska to nie mój kraj i ja nie będę wam wskazywać, co macie robić. A w ogóle najlepszym antidotum na tę toksyczną propagandę jest fakt, że mamy w Polsce milion Ukraińców. Miliony Polaków spotykają ich w życiu codziennym, w sklepie, w biurowcach. I całe szczęście, bo gdyby nie to, to już by chyba Polacy powtarzali za propagandą rosyjską, za Russia Today, że w Kijowie rządzi junta faszystowska i banderowska i że w Donbasie Ukraińcy zabijają dzieci.
Dlaczego Ukraińcy wybierają nasz kraj?
Bo to wciąż dla nas strefa bezpieczeństwa, kraj dla nas przyjazny. Może już nie bracia, bo to już zostało splugawione, to nam już Rosjanie swoją propagandą popsuli i chyba szybko tego słowa nie zaczniemy znów używać. Cieszę się jednak, że próby wzniecenia wrogości wobec Polski nie odniosły skutku na Ukrainie. Ja tak naprawdę kocham Polskę i dużo zawdzięczam kulturze polskiej.
Pierwszym krokiem do pojednania jest powiedzenie całej, brutalnej prawdy o Wołyniu. Trzeba ją zobaczyć, skonfrontować się z nią, żeby móc dalej rozmawiać…
Ale film fabularny to jest fikcja. Fabuła nie może być punktem wyjścia do debaty, bo to wizja artysty, jednego człowieka. To nie jest dokument. Bardzo naiwnie jest mówić, że teraz znamy prawdę, bo Smarzowski nam ją pokazał. To jest mętne rozumienie, czy wręcz niezrozumienie, czym tak naprawdę jest fabuła.
Szkoda, że Ukraińcy nie znają tego filmu, bo nie był wyświetlany na Ukrainie…
Gdyby ten film został u nas pokazany, to by Polsce sympatii nie dodało. Szczerze: z ukraińskiej strony nie udało się tymi polskimi gestami - jak nowa ustawa o IPN, jak antyukraińskie wypowiedzi polityków polskich – zburzyć naszej przyjaźni. Dawne krzywdy polsko-ukraińskie zarosły trawą. A teraz to jest rozdrapywane. Nie chciałabym, żeby dawna, przestarzała krzywda, zburzyła nasze dobre relacje. Rozdrapywanie nieistniejącej krzywdy to wzywanie uśpionych demonów. I to mi się nie podoba. Jest ogromna praca do wykonania przez historyków, potężna praca, ale w spokoju, a nie w krzyku i wrogości.
Dzieli nas stosunek do Stepana Bandery. Dla wielu Ukraińców bohater, dla Polaków - zbrodniarz..
Dla mnie to nie jest aż tak ważna postać, ale w podręcznikach historii musi być. Bandera nie ma nic do czynienia z Wołyniem, on wtedy siedział w obozie w Sachsenhausen. Proszę go nie mitologizować! Trzeba zrozumieć, że terroryzm ukraiński w latach 30. nie pojawił się znikąd. Polska musi przewietrzyć swoją bieliznę historyczną z dwudziestolecia międzywojennego. Polska nie była wtedy zbyt dobra dla swoich mniejszości narodowych. Przecież intelektualiści ukraińscy nie dlatego uciekali z Polski na sowiecką Ukrainę, gdzie ich w końcu Stalin zabił, że w Polsce mieli wielki szacunek i możliwość realizacji siebie. To jest coś, o czym trzeba mówić spokojnie. Ale to nie ma nic wspólnego z Wołyniem.
Jest Pani bardzo wyczulona na propagandę. Może przesadnie?
Nienawidzę takich manipulacji masową świadomością. To jest neototalitaryzm, świat neo-orwellowski: wmawianie ludziom, instalowanie im przez telewizję, przez internet, kłamliwego obrazu świata. W XX wielu mieliśmy bombę atomową, dziś mamy propagandę - bombę dla mózgu.
Oksana Zabużko (ur. 1960) - poetka, prozaik i publicystka. Laureatka nagrody „Angelus”. Autorka głośnych książek „Badania terenowe na ukraińskim seksem” i „Muzeum porzuconych sekretów”.