"Wilcze stado". Ręka, noga, mózg na ścianie [RECENZJA]
Angażująca historia, realizm, popisowe aktorstwo? Sorry, nie ten adres. Koreańskie "Wilcze stado" to absurdalna, ponad dwugodzinna krwawa łaźnia, której twórcy prześcigają się w szokowaniu widza. Najbardziej bestialski film 2022 r.? Owszem, ale nic ponadto.
14.11.2022 | aktual.: 14.11.2022 17:43
Fabuła "Wilczego stada" jest prosta jak budowa cepa. Oto grupa południowokoreańskich skazańców ma zostać na mocy ekstradycji odesłana z Filipin do ojczyzny. Zamiast do samolotu kryminaliści wraz z eskortującymi ich gliniarzami wsiadają na pokład gigantycznego kontenerowca. Sytuacja oczywiście wymyka się spod kontroli, a wyswobodzeni bandyci zaczynają metodycznie masakrować funkcjonariuszy. Jednak ani jedni, ani drudzy nie mają pojęcia, że prawdziwe niebezpieczeństwo czyha pod pokładem.
Brzmi znajomo? Ależ oczywiście, bo scenariusz "Wilczego stada" to nic innego, jak " Con Air - lot skazańców" na sterydach. Acz dość szybko staje się jasne, że dla reżysera i scenarzysty Kima Hong-suna amerykański pierwowzór to zaledwie punkt zaczepienia.
Początkowo "Wilcze stado" jawi się jako kolejny azjatycki sensacyjniak. Przerysowany i nieprzeciętnie brutalny, nawet jak na standardy tego typu widowiska. Jednak po jakichś 40 minutach, kiedy akcja w końcu na dobre się rozkręca, dochodzi do gatunkowej przewrotki, a film przepoczwarza się w spektakularną rewię gore z elementami sci-fi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po premierowym pokazie na festiwalu w Toronto w sieci pojawiły się głosy, że to jeden z najbrutalniejszych i najkrwawszych filmów 2022 r. Nie ma w tym grama przesady, a urwana noga pojawiająca się w drugiej minucie to zaledwie przystawka przed głównym daniem.
W jednym z wywiadów reżyser zdradził, że podczas zdjęć zużyto dwie i pół tony sztucznej krwi. Efekty tego są aż nadto widoczne - głowy miażdżone na papkę, niekończące się fontanny sikającej na wszystkie strony juchy, wyrywane, a nawet odgryzane (!) kończyny, nie wspominając o seriach z broni automatycznej szatkujących kolejnych bohaterów, do których nie warto się przyzwyczajać. Skala bestialstwa i obrzydliwości jest rzeczywiście porażająca i jestem przekonany, że nawet koneserzy najbardziej wymyślnej filmowej mielonki kilka razy uniosą brwi w niedowierzaniu.
PROJECT WOLF HUNTING Trailer | TIFF 2022
Pod tym względem "Wilcze stado" nie ustępuje azjatyckim klasykom gatunku w rodzaju "Story of Ricky", "Ebola Syndrome" czy "Man Behind the Sun", któremu zresztą Kim Hong-sun wyraźnie hołduje, przy okazji nawiązując do japońsko-koreańskich resentymentów. Kłopot w tym, że poza kreatywnością departamentu efektów specjalnych film nie oferuje w zasadzie nic ponadto.
Nie zrozummy się źle. Nie mam nic do pretekstowej fabuły czy scenariusza zbudowanego z ogranych klisz, bo przecież nie dlatego tu jesteśmy. Mam na myśli drewniane aktorstwo, bohaterów z ujemną charyzmą oraz niemrawy montaż maskujący bardzo przeciętną choreografię walk. Dlatego, jeśli skuszeni zwiastunem liczycie na drugi "Raid" czy choćby netfliksowe "Przychodzi po nas noc", to niestety srogo się zawiedziecie.
A jeśli dodamy do tego absurdalnie długi czas trwania (bite dwie godziny), okaże się, że "Wilcze stado" to po prostu efekciarskie męczenie buły. Jasne, sceny kaźni są przegięte i świetnie zrealizowane, ale ich intensywność sprawia, że szybko przestają robić jakiekolwiek wrażenie. Jeśli na takim filmie zaczynam zerkać na zegarek i przeglądać Instagrama, to coś jednak jest nie tak.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
"Wilcze stado" można było oglądać podczas tegorocznej edycji Splat!Filmfest Horror Film Festival.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o skandalicznych wczasach w pensjonacie "Biały Lotos", załamujemy ręce nad zdradą Henry’ego Cavilla oraz wspominamy największych mięśniaków kina akcji lat 80. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.