Z dużej chmury mały deszcz. Recenzja filmu "Król Artur: Legenda Miecza" na Blu-Ray 2D/3D
Guy Ritchie to dla wielu widzów nie tylko świetny reżyser, ale przede wszystkim znak jakości. Po "Przekręcie", dwóch częściach "Sherlocka Holmesa" z Robertem Downeye Jr. i Judem Lawem czy "Kryptonimie U.N.C.L.E." jego autorska wersja legendy o królu Arturze była jednym z najbardziej oczekiwanych filmów sezonu. Niestety brytyjski mistrz komediowego kina akcji tym razem porwał się z motyką na słońce. Intrygujący pomysł na "Króla Artura: Legendę Miecza" po prostu go przerósł.
Miał być wakacyjny hit, a wyszedł jeden z najsłabiej ocenianych blockbusterów roku, który w box office zarobił marne 148,5 mln dol. Przy budżecie na poziomie 175 mln dol. Guy Ritchie (reżyser, producent, współscenarzysta, a przede wszystkim pomysłodawca) zaproponował autorską wizję powszechnie znanej i wielokrotnie adaptowanej historii. Teoretycznie fani jego twórczości, nacechowanej humorem, widowiskowymi akcjami i charakterystycznym montażem, powinni być wniebowzięci – "Król Artur: Legenda Miecza" jest zrobiony w jego stylu i z łatwością dostrzeżemy wspólny mianownik z wcześniejszymi obrazami Brytyjczyka. Problem polega na tym, że rozmach wyraźnie przytłoczył Ritchiego. Wizja i jej realizacja jest niespójna, a szybkie cięcia nijak nie pasują do opowiadanej historii. To, co miało przyciągać uwagę, męczy i irytuje. A szkoda, bo w niektórych scenach – zredukowanych do kilkusekundowych migawek - czuć potencjał.
"Król Artur: Legenda Miecza" nie zrobił furory w kinach, ale może lepiej poradzi sobie na rynku DVD i Blu-Ray? Dwupłytowe wydanie na tym drugim nośniku zawiera film w wersji 2D i 3D, a także ponad godzinę materiałów dodatkowych. Reportaże i zakulisowe nagrania zostały tradycyjnie podzielone na tematyczne rozdziały. W nagraniu "Butny Artur: Charlie Hunnam – dżentelmen, zabijaka i rebeliant" (9:41 min.) przekonujemy się, dlaczego gwiazdor "Synów anarchii" czy "Pacific Rim" był idealnym kandydatem do roli Artura. Aparycja Hunnama faktycznie pasuje do tytułowego bohatera widzianego oczami reżysera, ale szkoda, że aktor bardzo często powiela sprawdzone schematy. Momentami gra dokładnid to samo, co w "Synach anarchii" czy "Hooligans", nie siląc się na pokazanie czegoś zupełnie nowego. Czy to celowy zabieg reżysera, wykorzystujący mocne strony aktora? Czy jednak braki warsztatowe? Tak czy inaczej każdy fan (a raczej fanka) Hunnama musi obejrzeć "Butnego Artura...", bo oprócz ciekawych wypowiedzi nie brakuje tu też miłych dla oka ujęć.
"Miecz z Kamienia: Tchnąć życie w legendę" (19 min.) to wizyta na planie filmowym z reżyserem Guy'em Ritchiem, który opowiada o swojej wizji. O przywiązaniu do arturiańskich legend i próbie opowiedzenia ich na nowo. "Parada i krew" (5:44 min.) prezentuje przyspieszony kurs szermierki dla Charliego Hunnama i pozostałych członków obsady. Walki na miecze (i nie tylko) odgrywają w całym widowisku kluczową rolę, więc warto się przekonać, ile pracy włożono w przygotowanie obsady do nakręcenia tych scen. 14-minutowy reportaż poświęcony budowie scenografii (głównie quasi-średniowiecznego Londinium) pokazuje rozmach całej produkcji, a zarazem problemy towarzyszące realizacji poszczególnych pomysłów. Materiały zakulisowe nie są laurką dla poszczególnych twórców, nie pokazują samych sukcesów, co widać chociażby po wypowiedziach kostiumografki. Artystka nie ukrywa, że z początku postawiła na bardzo odważne projekty, które Ritchie odrzucił, bo chociaż "Król Artur: Legenda Miecza" nie jest filmem historycznym, to wolał coś zbliżonego do strojów znanych ze średniowiecza.
"Król Artur: Legenda Miecza" to 90-metrowe słonie, magowie, zaklęcia i demoniczny adwersarz. Wyprawa do magicznej krainy, złowieszcze syreny, ogromny wąż robiący spustoszenie w zamku i Excalibur "zwalniający" czas. Pod tym całym bałaganem rodem z kina fantasy kryje się luźna adaptacja opowieści o tytułowym władcy, który w tym przypadku przypomina Robin Hooda wychowanego w burdelu. Wizja Ritchiego wygląda bardzo intrygująco i nietuzinkowo – ale tylko na papierze. Przełożenie tych pomysłów na język filmu zaowocowało chaotycznym widowiskiem z masą przyśpieszonych wątków, mnożeniem trzecioplanowych postaci i niedopowiedzeń. A kiedy któryś z bohaterów ma coś więcej do zagrania, to robi to albo bardzo sztampowo (żądny władzy Jude Law, heroiczny Eric Bana), albo nie wychodzi poza ramy wcześniejszych dokonań (Charlie Hunnam). Materiały dodatkowe na Blu-Ray podkreślają rozmach produkcji, zabierają widzów w przepieknę scenerie w Szkocji czy na pola spektakularnych bitew. I choć, jak to u Ritchiego, bywa zabawnie, widowiskowo i dynamicznie, to w żadnym wypadku nie można stawiać "Króla Artura..." w jednym szeregu z "Przekrętem" czy "Sherlockiem Holmesem". Mimo ogromnego budżetu i autorskiej wizji – to zupełnie inna liga.
Film (126 min.) można obejrzeć w oryginalnej wersji językowej z polskim lektorem lub napisami. Materiały dodatkowe zawierają polskie napisy. Dźwięk wersji oryginalnej filmu: DTS-HDMA 5.1.