''Życie jest piękne'': Kolejna radykalna metamorfoza Tomasza Kota
06.11.2014 | aktual.: 22.03.2017 20:30
Dla roli zrobi wszystko. W każdym kolejnym filmie potrafi zmienić się nie do poznania! Nic dziwnego, że Tomasz Kot, zdobywca kilku prestiżowych nagród, uznawany jest obecnie za jednego z najlepszych polskich aktorów.
Dla roli zrobi wszystko. W każdym kolejnym filmie potrafi zmienić się nie do poznania! Nic dziwnego, że Tomasz Kot, zdobywca kilku prestiżowych nagród, uznawany jest obecnie za jednego z najlepszych polskich aktorów.
Artysta, na jakiś czas zaszufladkowany rolą w serialu „Niania” i kilku komediach nie najwyższych lotów, nigdy jednak nie ograniczył się do produkcji komercyjnych; w swojej karierze znalazł czas zarówno na te mniej, jak i bardziej poważane przez krytykę obrazy.
Już niedługo, po filmie „Bogowie”, którym zachwycił także i zagranicznych dziennikarzy, zobaczymy 37-letniego aktora w opartym na prawdziwej i wzruszającej historii „Życie jest piękne”. Szykuje się kolejny hit.
Doskonały początek
Filmowa kariera Tomasza Kota zaczęła się tak naprawdę w 2005 roku, kiedy aktor wcielił się w Ryszarda Riedla, lidera zespołu Dżem, w „Skazanym na bluesa” w reżyserii Jana Kidawy-Błońskiego.
Już wtedy Kot udowodnił, że drzemie w nim ogromny aktorski potencjał i jest prawdziwym perfekcjonistą. Przeglądał nagrania, wyruszył z zespołem w trasę, odwiedził mieszkanie Riedla i spotykał się z jego przyjaciółmi.
Schudł, zapuścił włosy, a nawet stał się częstym gościem w Monarze, chcąc lepiej zrozumieć psychikę uzależnionych. Kota okrzyknięto nowym, niezwykle obiecującym odkryciem polskiego kina.
''To procentuje na ekranie''
Po „Skazanym na bluesa” Kotem zainteresował się przemysł filmowy i aktor, tak jak wielu jego kolegów po fachu, zaczął przewijać się przez często niezbyt udane polskie komedie. Już wtedy pojawiały się głosy, że Kot marnuje swój potencjał i na dobre zatracił się w kinie komercyjnym.
„Dlaczego nie!”, „Testosteron”, „To nie tak jak myślisz, kotku” czy „Lejdis” przyniosły mu raczej więcej szkody niż pożytku.
Lecz nawet w filmach przez krytykę zmiażdżonych, Kota nazywano jednym z jaśniejszych punktów tych produkcji. - On poważnie traktuje swój zawód, chce pracować, godzi się na próby, to wszystko procentuje na ekranie – mówił w Polityce reżyser Andrzej Saramonowicz.
Granie z rozsądku
Potem aktor przyjął rolę w serialu „Niania” i krytykowanym „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć”.
Myliłby się jednak ten, kto uznał, że Kot oddał się komercji. Równolegle występował bowiem i w filmach niszowych, i tych, które zachwyciły krytykę, na przykład w „Erratum”.
– Nie należy do aktorów, którzy szybko zrobili karierkę i teraz tylko dążą do tego, żeby się na świeczniku utrzymać – cytuje Polityka słowa Tomasza Karolaka.
- Świadomie przyjmuje propozycje i świadomie odmawia, a to nie jest w naszych realiach łatwe. Żeby mieć taki luksus, często pojawiał się w serialach i w reklamie, teraz ma zaplecze finansowe, może wybierać role i długo się do nich przygotowywać. Wielu aktorów o tym mówi, ale niewielu naprawdę robi.
''Zacząłem wykręcać twarz''
- W ostatnim czasie zdecydowaną większość propozycji udziału w komediach romantycznych odrzucam. Doszło już chyba do pewnej powtarzalności, która straciła dla mnie sens – twierdził aktor w Gali, a jego fani z niecierpliwością czekali na zmianę aktorskiego emploi.
„Bogowie” byli dla Kota ogromną szansą na triumfalny powrót na wielkie ekrany, udowodnienie, że nie zatracił swojego talentu. By wcielić się w Zbigniewa Religę, długo przygotowywał się do roli, próbując jak najwierniej naśladować lekarza. I odniósł ogromny sukces.
- Gdy przygotowywałem się do "Bogów" wiedziałem, że ważna będzie charakterystyka fizyczna – mówił w wywiadzie dla portalu prw.pl. - Ludzie, którzy współpracowali w latach 80. z prof. Religą opisywali, że zawsze miał plan A, B i C, że był chodzącym instynktem, miał dzikie oczy, sięgał za horyzont. Dostałem zdjęcia z tego okresu, często łapane w dziwnych momentach. Na ich podstawie wymyślałem sobie historie, starałem się, pracując z lustrem, przyjmować jego grymas twarzy zarejestrowany przez aparat. Zacząłem wykręcać twarz, na nowo się jej uczyć. Bałem się, że przy szczupłości i przesadnym garbieniu się, będę groteskowy i skrzywdzę bohatera.
Ogolony Kot
Chudł, tył, zapuszczał włosy, farbował, ścinał, garbił się, a nawet przebierał za kobietę. Był muzykiem, lekarzem i biznesmenem, imprezowiczem i człowiekiem statecznym, a w każdej roli wypadał nader wiarygodnie. Teraz Kot znowu zmieni się nie do poznania.
Bierze właśnie udział w zdjęciach do filmu „Życie jest piękne” w reżyserii Macieja Migasa. Fabuła inspirowana jest historią Tadeusza Szymkowa, popularnego aktora drugiego planu, który zmarł na raka płuc. „Życie jest piękne” opowie o tym, jak swoje ostatnie trzy miesiące wykorzysta człowiek, który dowiaduje się, że niebawem umrze.
- Na początku byłem przekonany, że chodzi o coś, co powoli staje się moją specyfiką, o wcielenie się w kogoś, kto do niedawna był wśród nas. Ale reżyser Maciej Migas powiedział, że nie o taki kierunek nam do końca chodzi. To jest tak piękny temat, jest tak wiele do opowiedzenia, że w zasadzie dopiero na końcu filmu pojawi się informacja, że jest to obraz dedykowany Tadeuszowi – mówił Tomasz Kot w jednym z wywiadów. (sm/gk)