Życie przerosło legendarną seksbombę. Co się stało z Anną Majcher?
14.08.2017 | aktual.: 14.08.2017 15:43
Występowała u Wajdy, Koterskiego i Kutza. Do swojego filmu zatrudnił ją sam Luc Besson i to bez castingu. Wybierała niebanalne postaci i nie bała się grać kobiet silnych i władczych. Gdy wymagała tego rola, nie krępowała się rozebrać. Jej talent docenili Francuzi, fundując jej stypendium dla najbardziej obiecującej aktorki młodego pokolenia.
Wszystko wskazuje na to, że dobra passa Anny Majcher dobiegła końca. Prasa plotkarska, bardziej zainteresowana jej życiem prywatnym niż talentem, donosiła o nieszczęśliwym romansie, załamaniui zsyłała aktorkę na przedwczesną emeryturę. Nic dziwnego, skoro poza niewielką rolą w "Powidokach" Majcher nie pojawiła się przed kamerą od 2009 r.
14 sierpnia legendarna seksbomba polskiego kina skończyła 55 lat. Z tej okazji przypominamy sylwetkę jednej z najbardziej charyzmatycznych, a przy tym niewykorzystanych, postaci polskiego kina.
Aktorka niebanalna
Zadebiutowała w połowie lat 80. Od tamtej pory pojawiła się w ponad 40 produkcjach kinowych.
Największą sławę przyniósł jej występ w "Śmierci dziecioroba" Wojciecha Nowaka. Film zdobył gdyńskie Złote Lwy, zaś Majcher zyskała wielkie uznanie krytyków i widzów.
Lubiła wybierać role trudne i nieoczywiste. W "Stanie strachu" (1989) grała kobietę współpracującą z SB. W "Pamiętniku znalezionym w garbie" (1992) wcieliła się w typową Polkę, Ślązaczkę, rozdartą pomiędzy wygodnym życiem na emigracji a lojalnością wobec niezaradnego męża. Z kolei w "Łuku Erosa" (1987) wykreowała postać prostej, wiejskiej służącej, awansującej do krakowskich salonów i sypialni.
Wyłącznie seks!
Nigdy nie miała problemów z rozbieraniem się przed kamerą. Chociaż, jak przyznała w opublikowanym na jej stronie internetowej kwestionariuszu, "nie lubi ról rozbieranych, ale za to niemych".
- Nie jestem tłem dla królującego obecnie męskiego kina ani kanapą dla najbardziej wziętych kolegów* - pisała kilka lat temu. *- Nie znoszę scen łóżkowych, które są „przerywnikami muzycznymi” w filmie, braku wyobraźni i profesjonalizmu w ich kręceniu, mylenia pojęcia erotyki z seksem.
Jednak, w tym samym kwestionariuszu, dosyć otwarcie wypowiada się na temat seksu, jakby świetnie zdając sobie sprawę ze swojego wizerunku. Na pytanie "Czy lubi pani seks?" odpowiedziała "Wyłącznie!".
Z poczuciem humoru Majcher zbywała też domysły na temat stosowania antykoncepcji:
- Nie muszę, bo jestem "etatową ciężarną" polskiego kina. Po trzykrotnym zagraniu "w błogosławionym stanie", co rzekomo zapobiega zajściu, całkiem spokojnie mogę niczego nie używać, a nawet siadać w garderobie na krześle koleżanki, która jest właśnie na urlopie macierzyńskim - od czego podobno się zachodzi.
Codziennie inna
Majcher nie stroniła także od ról teatralnych, wszak nie ukończyła filmówki, ale warszawską PWST. Występowała u najwybitniejszych polskich reżyserów, na deskach tak znanych teatrów jak Ateneum czy łódzki Teatr Nowy. Chętnie angażowała się także w Teatr Telewizji.
Grała m.in. w "Wyroku śmierci na Franciszka Kłosa" Andrzeja Wajdy, "Zapachu orchidei Eustachego Rylskiego" Kazimierza Kutza, a także w "Życiu wewnętrznym" Marka Koterskiego. W 2005 r. otrzymała nawet wyróżnienie "Rzeczpospolitej" za rolę Kota Behemota w przedstawieniu "Mistrz i Małgorzata”.
O teatrze zawsze wyrażała się z pasją i miłością, twierdziła, że to właśnie przed żywą publicznością aktor prezentuje swój prawdziwy talent.
- Niektórzy koledzy twierdzą, że to film jest ulotny, jest improwizacją, a teatr sztywną i nudną sztuką uprawiania tego zawodu. Twierdzę, że jest odwrotnie - mówiła w rozmowie z Dorotą Wellman.
Dobrowolne wygnanie
Potrafiła też szczerze i szorstko skrytykować środowisko aktorskie:
- Miałam dosyć tego, co się dzieje w teatrze - mówiła wracając z 2-letniego dobrowolnego wygnania w 2004 r. - Nie jestem aktorką bufetową, nie przesiaduję tam, nie załatwiam spraw, nie rozgrywam żadnych partii.
Unikała premier, gdyż były dla niej "stratą czasu", chętnie powtarzała, że nie chce być gwiazdą, gdyż dobrze czuje się jako aktorka.
Nigdy nie bała się jednak występów w telewizji, dzięki którym zapamiętało ją większe grono widzów. Zgodziła się zagrać w "39 i pół", "Na dobre i na złe", "Kryminalnych", a nawet w nieudanych "Lokatorach". Odmówiła za to przyjęcia głównej roli kobiecej w "Świecie według Kiepskich".
Przełom nie przyszedł
Największym sukcesem w karierze Majcher był niewątpliwie występ w filmie "Fanfan Tulipan" produkowanym przez Luca Bessona. Rolę dostała korespondencyjnie, bez castingu.
Do wysłania zdjęć namówili ją koledzy. Besson podobno tak się nią zachwycił, że od razu zgodził się ją zatrudnić. Jej rola była wprawdzie niewielka, ale zauważalna.
Szkoda tylko, że obraz okazał się artystyczną klapą. Recenzenci pisali, że jest "smutny i oczywisty”, nazywając go "typowym średniakiem".
Niestety, pomimo entuzjazmu polskich mediów ("No, to robisz karierę w Polsce i za granicą!" - ekscytowała się "Gala") występ u Bessona nie przyniósł aktorce sławy.
''Pękło jej serce''
Niechętnie wypowiada się na temat swojego życia osobistego, gdyż, jak stwierdziła w jednym z wywiadów, aktor powinien być dla widza tajemnicą. Jednak nie obyło się bez kilku skandali.
Najgłośniejszym był chyba romans z Andrzejem Strzeleckim (na zdjęciu), wykładowcą Majcher w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. W 2011 r. burzliwy związek opisała "Rewia".
- Oczarował ją nie tylko intelektem i radością życia – jako jeden z nielicznych, szanował jej indywidualizm - pisał tygodnik.
W końcu pomiędzy Strzeleckim a Majcher wytworzyła się silna więź uczuciowa i aktorka zgodziła się na rolę kochanki.
- Na obozie studenckim wymykała się w nocy z pokoju przez okno po drabinie, żeby w tajemnicy spędzić z ukochanym kilka ulotnych chwil - donosiła "Rewia".
Romans skończył się nieszczęśliwie. Majcher zdecydowała się odejść, gdyż sprawy zaszły zbyt daleko. Nie godziła się na rolę "tej drugiej" i zerwała wszystkie kontakty z ukochanym. Gdy kilka lat później Strzelecki odszedł od żony dla innej kobiety, aktorce ponoć "pękło serce".
''Lepiej być sławnym pijakiem niż anonimowym alkoholikiem''
Dużo pisano również o jej rzekomym problemie z alkoholem. Sama Majcher tłumaczyła, że nie było w tym nic wyjątkowego, gdyż takie problemy ma większość "kolegów w zawodzie".
- Okazji jest mnóstwo - zwierzała się w przywoływanym już wywiadzie Doroty Wellman. - Na bankiecie bardzo łatwo złapać aktora z kieliszkiem i zrobić mu zdjęcie, a później opatrzyć je odpowiednim komentarzem. Jestem osobą barwną i towarzyską, dlatego bardzo często mnie tak uwieczniano. Gdybym nawet była uzależniona, to jestem w bardzo dobrym towarzystwie. Lepiej być sławnym pijakiem niż anonimowym alkoholikiem.
W listopadzie 2011 r. "Na żywo" donosiło, że Majcher pocieszenie odnalazła w wierze.
- Zaczynam dzień od rozmowy z Panem Bogiem. Nie mam przyjaciółek, niespecjalnie wierzę w siłę przyjaźni, a o sprawach, które mnie dotykają, bolą, nie chciałabym rozmawiać z kimś obcym. Najlepszym psychoterapeutą jest Pan Jezus - mówiła.
W "Gali" zapewniała jednak, że nie jest neofitką: - Zawsze byłam wierzącą i praktykującą katoliczką, ale wtedy nie było to "trendy". I dziennikarze po prostu się tym nie interesowali.
Zgorzkniała dziwaczka?
Media próbowały dopisać smutny finał jej historii. W 2011 r. donoszono, iż Anna Majcher jest w depresji. Samotna i smutna miała się pogrążać w rozpaczy, rozpamiętywać nieudany romans ze Strzeleckim i odcinać od świata.
- Pani Anna zaczęła żyć wspomnieniami. […] Po dramatycznym rozstaniu serce aktorki biło już w innym rytmie - pisała dramatycznie "Rewia".
- Była coraz bardziej zgorzkniała, coraz trudniejsza we współżyciu. Wizerunek seksbomby, za którą uchodziła, niewiele miał wspólnego z rzeczywistością - donosił tygodnik, sugerując jednocześnie, że gwiazda "zdziwaczała".
Co w końcu z tą emeryturą?
Magazyny plotkarskie sugerowały, że załamana aktorka zaszyła się w Domu Aktora Weterana w Skolimowie i w wieku 49 lat porzuciła aktorstwo, co okazało się jedynie niepotwierdzoną plotką. Majcher najprawdopodobniej spędzała tam jedynie wakacje i o żadnej emeryturze nie mogło być mowy.
Co zatem dzieje się teraz z Majcher? Stroniąca od mediów aktorka po raz pierwszy zniknęła w latach 90. przerwę wymusiła na niej kontuzja nogi, dekadę później chciała odpocząć od teatru.
W 2008 r. zagrała w filmie fabularnym "Niezawodny system", zaś rok później pojawiła się w serialach "39 i pół" i "Londyńczycy". Powrót na duży ekran nastąpił dopiero w 2016 r. Anna Majcher zagrała wówczas w ostatnim filmie Andrzeja Wajdy pt. "Powidoki". I choć jako sąsiadka głównego bohatera nie przebiła się na pierwszy plan, to jej występ u boku Bogusława Lindy należy zaliczyć do bardzo udanych i godnych zapamiętania. Ale czy ostatnich? Póki co Majcher nie zdradza filmowych planów na przyszłość.