Zygmunt Kałużyński: reżyser ''Krzyżaków'' był jego osobistym wrogiem
10.02.2017 | aktual.: 14.02.2017 13:09
Uchodził za jedną z najbarwniejszych postaci w branży i do dziś dla wielu jest niedoścignionym mistrzem krytyki filmowej. Niepokorny, bezkompromisowy i ekscentryczny. Zygmunt Kałużyński był postacią rozpoznawalną, uwielbianą, ale i nienawidzoną. Zwłaszcza przez reżyserów, którym wytykał kolejne potknięcia.
Bez wahania krytykował Krzysztofa Zanussiego ("Zanudzi"), Andrzeja Żuławskiego czy Agnieszkę Holland. O Bergmanie mówił, że "90 procent jego filmów to martwa śmieciarnia".
Ale był tylko jeden twórca, którego szczerze nienawidził. Aleksander Ford, twórca "Krzyżaków", stał się jego osobistym wrogiem. I nic dziwnego.
Kiedy po śmierci Kałużyńskiego jego przyjaciel, Tomasz Raczek, porządkował mieszkanie zmarłego, znalazł w nim zdjęcia - fotografie Kałużyńskiego i jego żony Eleonory Griswold. Byli na nich młodzi, szczęśliwi, zakochani. Nie spodziewali się wówczas, że ta sielanka nie potrwa długo.
Człowiek samotny
Kałużyński określał siebie mianem człowieka samotnego. Ojca nie pamiętał, jego mama zmarła, gdy miał 10 lat. Pragnął znaleźć bratnią duszę, więc kiedy poznał poetkę Julię Hartwig, sądził, że spełniło się jego marzenie.
Pobrali się po wojnie i razem wyjechali na stypendium do Francji. Wkrótce w ich związku zaczęło się psuć. Po dwóch latach Hartwig oznajmiła mu, że odchodzi.
Wkrótce wyszła za mąż ponownie, za poetę Artura Międzyrzeckiego. Kałużyński wrócił do Polski, samotny i rozgoryczony. Kilka lat później jednak uznał, że los dał mu kolejną szansę.
„Popełniła przestępstwo”
Był rok 1955, w Warszawie odbywał się Festiwal Młodzieży i Studentów. Jedna z uczestniczek grupy teatralnej szybko wpadła w poważne tarapaty.
- Eleonora Griswold przyjechała tutaj razem z angielskim zespołem, ale ona jedna była w nim obywatelką amerykańską. A wtedy Amerykanie nie mieli prawa udawać się do krajów komunistycznych - wspominał Kałużyński w książce "Alfabet na cztery ręce".
- W jej paszporcie był nadruk: nie zezwala się na pobyt w Chinach, w ZSRR, w Polsce itd. Z chwilą kiedy się tutaj znalazła, została wezwana do ambasady amerykańskiej. Nie wiem dokładnie, jak to wszystko wyglądało, może był donos na nią, w każdym razie okazało się, że jej władze uważają, iż popełniła przestępstwo.
Niespodziewana pomoc
- Ona chyba była lekkomyślna. Chciała zrobić karierę i uważała, że występ tutaj będzie dla niej szansą - wspominał krytyk.
Kałużyńskiemu piękna Amerykanka szybko wpadła w oko i postanowił jej pomóc.
- Okazało się, że gdyby Eleonora była żoną obywatela polskiego, to nie groziłyby jej konsekwencje. A ja nie miałem akurat towarzyszki życia - śmiał się. - Ponieważ wszyscy moi koledzy mieli już wówczas ruchliwe życie rodzinne, a ja tak się jakoś plątałem bez przydziału, więc wyłoniło się pytanie, czy nie mógłbym służyć Eleonorze pomocą. To się, oczywiście, wykonało i w ten sposób zostałem mężem Eleonory Griswold.
„To był po prostu ideał”
- Był wyjątkowo interesującym mężczyzną. Bardzo mi się podobał. Mimo że okropnie się ubierał. Nosił stare, wygniecione, zniszczone ubrania. Ale dla mnie to był po prostu ideał - zachwycała się Griswold.
To dzięki Kałużyńskiemu dostała fuchę w filmie "Do widzenia, do jutra", gdzie użyczyła głosu amerykańskiej bohaterce granej przez Teresę Tuszyńską.
- Przyszło jej to łatwo, dlatego że bełkotała po polsku w sposób absolutnie naturalny złą polszczyzną Amerykanki. To się przydało w tym wypadku - mówił Kałużyński w "Alfabecie na cztery ręce".
Ale potem nie było już tak kolorowo. Mówiono, że zazdrosny Kałużyński trzymał żonę pod kloszem, a ona coraz bardziej się nudziła. Wreszcie któregoś dnia pojechała na przesłuchanie do Łodzi. I tam poznała Aleksandra Forda.
Walka o dziecko
Między Griswold i Fordem (na zdjęciu) od razu zaiskrzyło. Nie przejmowali się tym, że są w związkach małżeńskich. Ich romans, szeroko komentowany, doprowadził Kałużyńskiego do szewskiej pasji. Podobno krytyk zakradał się nocami pod willę, w której mieszkali, zarzucał na głowę prześcieradło i udawał ducha.
Kiedy zaś na świat przyszła Konstancja, Kałużyński zaczął wysyłać Griswold alimenty.
- To jest moje dziecko, bo moja żona je urodziła - mówił wszystkim.
Złożył nawet sprawę do sądu o uznanie jego praw rodzicielskich. Wiedział, że w ten sposób wyprowadzi Forda z równowagi. I faktycznie, na jednej z rozpraw reżyser rzucił się na Kałużyńskiego z pięściami. Dopiero po czterech latach, gdy krytyk przegrał proces, zgodził się dać żonie rozwód.
Nieliryczny charakter
Griswold i Ford opuścili Polskę. Koniec ich związku był tragiczny - Ford, zrozpaczony tym, że nie może wrócić do ojczyzny, popadał w depresję. Jego małżeństwo zaczęło się sypać.
Gdy Griswold wraz z dziećmi wyjechała do USA, 4 kwietnia 1980 reżyser nagrał pożegnalną taśmę i odebrał sobie życie. Kałużyński nigdy się już nie ożenił. spotykał się przez jakiś czas z Teresą Schoreder, ale związek nie przetrwał próby czasu.
- Mam wyjątkowo nieliryczny charakter. Miałem jakieś żony, tylko nie mogę sobie przypomnieć, jakie i ile - komentował później swoje sercowe niepowodzenia.
Zmarł we śnie, 30 września 2004 roku.