Krzysztof Kosedowski: Co słychać u cwaniaka z komedii ''Chłopaki nie płaczą''
14 lat temu, 25 lutego 2000 roku, w polskich kinach odbyła się premiera filmu Olafa Lubaszenki „Chłopaki nie płaczą”, który obecnie uchodzi już za komedię niemalże kultową. Kwestie ze scenariusza autorstwa Mikołaja Korzyńskiego do dziś robią wśród widzów prawdziwą furorę i cytowane są z zaskakującą częstotliwością.
14 lat temu, 25 lutego 2000 roku, w polskich kinach odbyła się premiera filmu Olafa Lubaszenki „Chłopaki nie płaczą”, który obecnie uchodzi już za komedię niemalże kultową. Kwestie ze scenariusza autorstwa Mikołaja Korzyńskiego do dziś robią wśród widzów prawdziwą furorę i cytowane są z zaskakującą częstotliwością.
Do historii przeszło: „Dawno temu ja też zaufałem pewnej kobiecie, wtedy dałbym sobie za nią rękę uciąć. I wiesz, co... I bym teraz, k***a, nie miał ręki”, „To, co dla ciebie jest sufitem, dla mnie jest podłogą” czy „Babie trzeba założyć chomąto” w wykonaniu Cezarego Pazury (czyli filmowego Freda). Niemałą popularnością cieszą się słowa Laski (Tomasz Bajer): „Jestem synem króla sedesów. To wysoko postawiona poprzeczka” czy „Bunkrów nie ma, ale też jest zaje*****e”.
href="http://film.wp.pl/krzysztof-kosedowski-co-slychac-u-cwaniaka-z-komedii-chlopaki-nie-placza-6025251658589313g">CZYTAJ DALEJ >>>
Nie zamierzał wiązać przyszłości z aktorstwem
Kosedowski na ekranie pojawił się zaledwie kilka razy, ale też nigdy nie zamierzał wiązać swojej przyszłości z aktorstwem. Zaakceptował propozycję Olafa Lubaszenki i przyjął niewielką rólkę w jego filmie „Chłopaki nie płaczą”, sądząc zapewne, że ten epizodyczny występ przejdzie bez większego echa.
Do grania faktycznie miał niewiele – wygłosił kilka słów, a potem popisowo obił Gruchę, oprycha granego przez Mirosława Zbrojewicza.
''Starsi kibice pamiętają mnie z ringu''
Ta krótka scena wystarczyła jednak, by na wiele lat zaskarbił sobie sympatię widzów. I choć na co dzień jest związany z branżą sportową, wyznaje, że ludzie, zwłaszcza ci młodsi, dość często kojarzą go nie jako boksera, ale... aktora.
- Dziś starsi kibice pamiętają mnie z ringu, młodzież raczej z tego filmu niż z bokserskich walk – cytuje jego słowa Super Express.
Pochodzi z bokserskiej rodziny
Wychował się w rodzinie z tradycjami bokserskimi – walkami na ringu fascynowali się też dwaj jego bracia, a starszy, Leszek, jako pierwszy zaczął odnosić w sporcie sukcesy.
- Leszek zdobył w 1972 roku mistrzostwo Polski juniorów, więc pomyślałem: czemu nie spróbować – opowiadał w jednym z wywiadów.
W 1975 roku trafił do klubu sportowego Wisła Tczew, a stamtąd, po czterech latach, przeniósł się do klubu Legia Warszawa.
Podpis na kontrakcie z Legią
- Musiałem odrobić służbę wojskową. Myślałem, że spędzę w stolicy dwa lata i wrócę do domu. Poznałem jednak kobietę swojego życia, małżonkę Ewę, i zostałem na stałe, więc z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że podpis na kontrakcie z Legią był najważniejszym, jaki w życiu złożyłem.
Pamiętam, że mój transfer do Legii ze Stoczniowca Gdańsk, gdzie trafiłem z Wisły, kosztował pół miliona starych złotych – opowiadał o przebiegu swojej kariery na łamach gazety Super Express.
Mistrz olimpijski
Ciężka praca się opłaciła – Kosedowski cztery razy zdobył tytuł mistrza Polski w boksie (w 1980, 1981, 1985 i 1986 roku), a w 1980 roku na Igrzyskach Olimpijskich wywalczył brązowy medal w wadze piórkowej.
Rok później, podczas Mistrzostw Europy w Boksie, otrzymał kolejny medal, tym razem srebrny.
Na zawsze ''Siwy''
Jego kariera sportowa nie zakończyła się wraz z odejściem z ringu – przez jakiś czas pełnił funkcję trenera w klubie Legia, potem został asystentem trenera kadry olimpijskiej.
Do tej pory na ekranie pojawił się zaledwie cztery razy – po „Chłopaki nie płaczą” wystąpił w filmie „Sztos 2” i dwóch serialach, „Czwarta władza” i „M jak miłość”. Ale, jak mówi, i tak zazwyczaj towarzyszą mu komentarze przechodniów:
- Ty, zobacz, to Siwy z filmu „Chłopaki nie płaczą”.
(sm/mn)