Marek Sikora: Dzięki niej zrozumiał, czym jest miłość
W połowie lat 70. stał się niekwestionowanym idolem młodzieży i obiektem westchnień żeńskiej części publiczności. Jednak jemu nie w smak była popularność i nie zamierzał spoczywać na laurach.
W połowie lat 70. stał się niekwestionowanym idolem młodzieży i obiektem westchnień żeńskiej części publiczności. Jednak jemu nie w smak była popularność i nie zamierzał spoczywać na laurach. Zdobywał wyrazy uznania nie tylko jako aktor, ale również reżyser, choreograf i konsultant w teatrze. Kochał swoją pracę. Żył szybko i intensywnie.
Marek Sikora nie zwolnił tempa nawet wtedy, gdy poznał kobietę swojego życia – młodą, początkującą aktorkę, Grażynę Wolszczak. Ale dzięki niej zrozumiał, czym jest miłość, i zasmakował ciepła rodzinnego ogniska.
Niestety, ich szczęście nie trwało długo...
Wybrany z kilku tysięcy kandydatów
Urodził się 30 sierpnia 1959 rokuw Busku-Zdroju, mieście w województwie świętokrzyskim. Na ekranie zadebiutował jako 15-latek w filmie „Koniec wakacji”, opartym na powieści młodzieżowej (i ówczesnej lekturze szkolnej) autorstwa Janusza Domagalika.
O przesłuchaniu do filmu dowiedział się **z ogłoszenia zamieszczonego w magazynie Świat młodych.
I choć na castingu o rolę Jurka walczyło kilka tysięcy nastoletnich chłopców, Sikora pokonał ich bez trudu.
Wielki hit
- Długo szukałem odtwórcy głównej roli* – opowiadał potem reżyser, Stanisław Jędryka. - *Marek Sikora łączy w sobie dziecięcą naiwność ze skupieniem i powagą, jest wrażliwy i inteligentny.
Film, mający swoją premierę w 1974 roku, okazał się prawdziwym hitem i od razu podbił serca nastoletniej widowni. I nie tylko – został też wyróżniony zarówno na polskich, jak również zagranicznych festiwalach, między innymi w Teheranie, Moskwie i Linz.
Sikora i jego koleżanka z planu, Agata Siecińska, znana wcześniej z serialu „Stawiam na Tolka Banana”, stali się zaś ekranowymi ulubieńcami młodzieży.
''Moją pasją jest taniec''
Dwa lata później Sikora zagrał Ariela w „Szaleństwie Majki Skowron”, a po emisji serialu nie mógł już opędzić się od wielbicielek – nastoletnie dziewczęta zasypywały go listami pełnymi płomiennych miłosnych wyznań.
Ale on, normalny, nieśmiały chłopak, wcale nie pragnął sławy i poklasku. Aktorstwo traktował początkowo wyłącznie jako przygodę, miłą odmianę w zwykłym, spokojnym życiu.
Jego prawdziwą pasją był natomiast... taniec. Marzył, że w przyszłości zrobi karierę jako choreograf. Zapisał się nawet do szkoły baletowej, którą ukończył w 1978 roku.
Ambitny artysta
Dopiero z czasem, ulegając namowom bliskich, którzy sugerowali, że jako tancerz nie ma szans na światową karierę, stanął przed komisją egzaminacyjną łódzkiej szkoły filmowej.
Zdał bez większych problemów, ale wciąż chciał robić coś więcej niż tylko występować w filmach czy na scenie teatralnej.
W Warszawie zaczął studiować reżyserię; spełniał się też jako choreograf, pracował w operze. Aktorstwo zeszło na drugi plan i Sikora coraz rzadziej pojawiał się na ekranie.
''Czas szczęścia i harmonii''
Grażynę Wolszczak poznał w poznańskim teatrze. W 1986 roku została jego żoną. Zamieszkali w Warszawie, zaczęli budować dom, w którym planowali spędzić resztę życia.
Trzy lata po ślubie na świat przyszedł ich syn Filip. Wydawało się, że wszystko układa się po ich myśli.
- To był czas naszego szczęścia i harmonii – mówiła Grażyna Wolszczak w Życiu na gorąco. - Filip przyszedł na świat w idealnym momencie. Byłam bezrobotna. Miałam 30 lat i mogłam się poświecić macierzyństwu. Zawodowe sukcesy odnosił mąż, a ja mu kibicowałam.
''Dostałam telefon...''
Ale sielanka nie trwała wiecznie. Pojawiły się problemy finansowe i małżonkowie zostali zmuszeni do opuszczenia swojego ukochanego domu. A potem wydarzyła się prawdziwa tragedia...
- Wybudowaliśmy dom, za radą mojej koleżanki, która twierdziła, że to nic wielkiego: sprzedać mieszkanie, wziąć kredyt i postawić dom – mówiła Wolszczak w Echu Dnia. - My tak zrobiliśmy, bo ja w to uwierzyłam. Oczywiście nie było to takie proste i kiedy okazało się, że nie bardzo nas stać na wyposażenie i utrzymanie tego domu, postanowiliśmy go na kilka lat wynająć. Z trudem przekonałam do tego Marka, który już przyzwyczaił się do palenia w kominku, grabienia trawnika i innych tym podobnych prac. I właśnie w takiej chwili, kiedy dom był wynajęty, a my szukaliśmy mieszkania dla siebie, dostałam telefon, że *Marek nie żyje.*
''Nie było we mnie buntu''
W lipcu 1996 roku Sikora pojechał na wieś odwiedzić swoich rodziców. Tam aktor, cieszący się do tej pory świetnym zdrowiem, doznał udaru mózgu. Zmarł 22 lipca. Miał zaledwie 37 lat.
- Nie było we mnie buntu, raczej zdziwienie. Wiedziałam, że muszę się z tym dramatem zmierzyć – cytuje słowa Wolszczak magazyn Świat & Ludzie.
*- Po śmierci *Marka zrozumiałam, że jeśli pogrążę się w rozpaczy, to trudno będzie potem wrócić do normalności. Całą energię skierowałam na stworzenie synowi normalnego życia, by jak najmniej odczuł stratę.
''W naszym domu Marek jest jakoś obecny''
Po śmierci męża zrozpaczona Wolszczak skupiła swoją uwagę całkowicie na swoim 7-letnim synu.
- Wiedziałam, że dla naszego syna muszę żyć tak, jakby ta tragedia nigdy się nie wydarzyła – mówiła w Życiu na gorąco.
Kilka lat później ułożyła sobie życie na nowo. Jej partnerem został Cezary Harasimowicz (na zdjęciu), aktor i ceniony scenarzysta. Ale nigdy nie zapomniała o swoim zmarłym mężu.