Rob Lowe: To wideo zniszczyło jego karierę
W latach 80. był ulubieńcem amerykańskiej publiczności. Sławę zdobył rolami w takich filmach jak „Wyrzutki” czy „Ognie św. Elma”. Przystojny, charyzmatyczny i utalentowany Rob Lowe szybko stał się idolem tłumów i bożyszczem kobiet. Do czasu. Nastolatek, który dość wcześnie posmakował sławy, nie ominął licznych pułapek zastawionych w Hollywood na młodych i niedoświadczonych aktorów…
W latach 80. był ulubieńcem amerykańskiej publiczności. Sławę zdobył rolami w takich filmach jak „Wyrzutki” czy „Ognie św. Elma”. Przystojny, charyzmatyczny i utalentowany Rob Lowe szybko stał się idolem tłumów i bożyszczem kobiet. Do czasu. Nastolatek, który dość wcześnie posmakował sławy, nie ominął licznych pułapek zastawionych w Hollywood na młodych i niedoświadczonych aktorów.
Wykorzystywał swoją pozycję, aby sypiać z fankami, nadużywał alkoholu, ciągnęło go również do narkotyków. Jednak pewnego wieczoru 1988 roku zaszalał wyjątkowo. I wkrótce miał tego gorzko pożałować.
Lowe zaprosił do siebie dwie poznane w barze dziewczyny i nagrał łóżkowe ekscesy na kasetę. Miał pecha. Kiedy taśma wyciekła do mediów, wyszło na jaw, że jedna z kobiet była niepełnoletnia. To nagranie położyło się długim cieniem na jego dalszej karierze.
Zmarnowana kariera
Niewiele brakowało, a urodzony 17 marca 1964 roku Lowe wylądowałby za kratkami. Bo choć jedna z dziewczyn zapewniała go, że dawno przekroczyła dwudziestkę, w rzeczywistości miała zaledwie 16 lat.
I mimo że ostatecznie aktor do więzienia nie trafił, ten skandal zaważył na jego życiu zawodowym (zobacz też "10 największych seksafer Hollywood")
.
Z niezwykle obiecującego artysty, który nie mógł narzekać na brak ofert, stał się hollywoodzkim pariasem, grywającym w zwykłych zapchajdziurach, byle tylko zarobić na swoje utrzymanie.
''Bycie pionierem jest naprawdę przereklamowane''
Nie mogąc znaleźć sposobu na poprawienie swojej sytuacji, Lowe zaczął szukać pocieszenia w butelce.
I choć dziś nagranie jego upojnych chwil uchodzi za pierwszą „celebrycką sekstaśmę”, aktor nie jest wyjątkowo dumny z zapoczątkowanej przez siebie „mody”.
- Czasami bycie pionierem jest naprawdę przereklamowane – śmiał się po latach na łamach Variety, gdy ucichł już wywołany przez niego skandal.
''To najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała''
Jednak prawdziwą sensację artysta wywołał, wyznając, że gdy myśli o przeszłości, jest w zasadzie całkiem zadowolony z tego, jak rozwinęła się ta sytuacja, i że tak naprawdę cała ta medialna afera bardzo mu pomogła.
- W końcu okazało się, że ta seks taśma to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała – wyznawał, ku zdziwieniu dziennikarzy.
''Kocham odwyk''
Lowe tłumaczył, że gdy wszyscy się od niego odwrócili, stoczył się i sięgnął dna. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, jak piękne jest życie, i zrozumiał, że aby w pełni się nim cieszyć, musi wreszcie wytrzeźwieć.
Udał się na odwyk i dzięki temu „odzyskał resztę swojego życia” - od tamtej pory zachęcał swoich kolegów, którzy zmagali się z uzależnieniem, aby poszli w jego ślady.
- Kocham odwyk – zapewniał w People. - Tam było naprawdę wspaniale. Udało mi się pokonać uzależnienie, ponieważ ja sam byłem na to gotowy. Problemem jest to, że zbyt często ludzie, którzy decydują się na odwyk, nie są gotowi. Nie możesz chcieć być trzeźwym dla rodziców, dla szefa czy glin. Musisz chcieć być trzeźwym dla siebie - tłumaczył Lowe.
Nagra kolejną ''Sekstaśmę''
- To naprawdę dziwne, jak się to wszystko zmieniło, w końcu teraz ludzie nagrywają seks taśmy, żeby pomóc sobie w karierze – kontynuował w tym samym wywiadzie Rob Lowe, podsumowując aferę sprzed lat.
I choć aktorowi nie udało się odzyskać dawno utraconej pozycji w branży filmowej, w rzeczywistości nie zniknął z ekranów. W 2013 roku mogliśmy oglądać go m.in. jako dra Jacka Startza (na zdjęciu) w nagrodzonym Złotym Globem „Wielkim Liberace” Stevena Soderbergha.
Ale to nie koniec. W sierpniu zeszłego roku aktor pojawił się u boku Cameron Diaz w filmie zatytułowanym... „Sekstaśma”. Cóż, najważniejsze to umieć traktować siebie samego z dystansem, prawda? (sm/gk)