Trwa ładowanie...
efekt domina
+1
30-04-2015 11:42

15. Festiwal GoEast! w Wiesbaden. O Rosji, bez Ukrainy, po polsku [PODSUMOWANIE]

15. Festiwal GoEast! w Wiesbaden. O Rosji, bez Ukrainy, po polsku [PODSUMOWANIE]Źródło: East news
draupuj
draupuj

GoEast! to jeden z tych mniejszych festiwali, które warto odwiedzić podczas kilkudniowego urlopu. Łączy świetny, zaskakujący program z profesjonalną organizacją i urokiem miejsca – słynnego z term kurortu Wiesbaden. Które filmy były najmocniejszymi elementami tegorocznej edycji festiwalu? Jak na tle konkurencji wypadły polskie produkcje? Dlaczego podczas pokazu rosyjskich „Aniołów rewolucji” niektórzy widzowie ostentacyjnie opuszczali salę? Specjalnie dla WP 15. edycję GoEast! podsumowuje Anna Tatarska.

Kiedyś w tutejszym kasynie Dostojewski pisał „Gracza” - dziś mieści się w nim centrum festiwalowe, gdzie w starannie odnowionych salach odbywają się rozmaite sympozja, panele i projekcje. Kwiecień w Wiesbaden – gdzie znajduje się największa niemiecka wytwórnia fagotów! - pachnie rozkwitającym bzem i szparagami, kuszącymi bielą i zielenią ze straganów dorocznego, wiosennego targu. Na szczęście nietrudno jest skupić się na programie wydarzenia - festiwal co roku wyłuskuje perły kina Europy Wschodniej, tworząc mocny, przekrojowy program niepozbawiony jednak niespodzianek.

O tym, że program GoEast! Reaguje na aktualne trendy i nastroje społeczne wspominałam już w zeszłorocznej relacji. „Niekiedy spotkanie z poszczególnymi filmami jest dla widza bardziej wartościowe, niż regularna lektura gazet. W kinowej soczewce i artystycznych wizjach codzienna rzeczywistość Węgier, Gruzji, Polski czy Estonii zdaje się odbijać najpełniejszym światłem”. Nie inaczej było w tym roku.

Polska zadaje szyku w Niemczech.
„Za spójny scenariusz, świetną reżyserię i umiejętność zdobycia uwagi widza w pięknym i trzymającym w napięciu filmie o młodej dziewczynie, która odkryje że jest najmocniejszą podstawą, na której może się wspierać jest ona sama” - takimi słowami międzynarodowe jury uzasadniało główną nagrodę dla "Idy" Pawła Pawlikowskiego. Późniejszy zwycięzca Oscara był chlubną ozdobą zeszłorocznego „polskiego natarcia”: podczas czternastej edycji GoEast! odbywały się panele poświęcone polskiemu kinu, wyświetlano polskie klasyki kina autorstwa Żuławskiego, Królikiewicza czy Skolimowskiego (więcej tutaj). W tym roku Polska także była w Wiesbaden silnie obecna, choć, jak przyznaje dyrektor programowa festiwalu, Gaby Babic, wygrana „Idy” nie miała na to większego wpływu.
„Późniejszy sukces filmu utwierdził nas w przekonaniu, że mamy niezłą intuicję i podejmujemy dobre programowe wybory”. Trudno się z nią nie zgodzić, bo festiwal „przewidział” też inne polskie sukcesy. Bohaterką zeszłorocznej autorskiej sekcji była Małgorzata Szumowska. Jej nagrodzone Srebrnym berlińskim Niedźwiedziem „Ciało”, wyświetlane jako specjalny seans konkursowy, wzbudziło w tym roku wśród widzów gorące emocje. Organizatorzy nigdy nie pozwalają w Wiesbaden konkurować berlińskim filmom konkursowym – zależy im na promowaniu filmów świeżych, nieogranych. Sztampa to nie ich bajka.

W konkursie głównym walczyły dwie rodzime produkcje. "Kebab i Horoskop" „to film zrealizowany na przekór dominującemu w naszym regionie tendencji” mówi o fabularnym debiucie Grzegorza Jaroszuka szefowa GoEast!, zwracając uwagę na duchowe pokrewieństwo obrazu z kinem skandynawskim czy czeskim. „Spodobał nam się humor, uwagę zwraca też casting”. Druga polska konkursowa propozycja to „Obywatel” Jerzego Stuhra. „Podkreśla ważne politycznie kwestie, takie jak antysemityzm, do którego odnieść mogą się Niemcy, czy religijny fanatyzm znany widzom z niektórych regionów Chorwacji. To film bardzo polski i bardzo europejski jednocześnie. No i trudno było nie dać się skusić perspektywie spotkania z Jerzym Stuhrem” – uśmiecha się Babic, która wie, że dla wielu zagranicznych widzów „starszy Stuhr” to wciąż jeden z symboli polskiej kinematografii.

We współpracy z festiwalem T-Mobile Nowe Horyzonty zorganizowano seans „Bogów” Łukasza Palkowskiego. „Bardzo podobała nam się scenografia i klimat tego filmu, był wielkim frekwencyjnym sukcesem w Polsce, no i główny aktor jest naprawdę świetny. Poza tym to kino gatunkowe, przełamujące przekonanie, że gatunki nie są specjalnością Europy Wschodniej. Chcę to tłumaczyć niemieckiej publiczności” - podkreśla Babic. „Bardzo nam się podoba profil i gust organizatorów festiwalu Nowe Horyzonty” - przyznaje Babic - „mamy nadzieje, że uda się coś wspólnie zrobić”. Aby rozmawiać o zacieśnieniu współpracy między wydarzeniami Wiesbaden odwiedziła programerka Horyzontów, Joanna Łapińska. Podczas festiwalu pokazano także świetną, polsko-niemiecką koprodukcję, dokumentalny "Efekt domina" Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego. To historia międzynarodowego uczucia i codziennych zmagań z gospodarczą żałością postsowieckiej Abchazji, opowieść o zderzeniach i
wymianach pomiędzy prywatnym, politycznym, publicznym. A wszystko w cieniu ciepłego jeszcze wspomnienia wojny. Wydarzeniem o mniejszej randze artystycznej, ale wielkiej emocjonalnej była niewątpliwie projekcja „W poszukiwaniu utraconego krajobrazu” Leo Kantora, intymna opowieść o (też rodzinnej) historii Żydów na Dolnym Śląsku. Widzowie mieli również okazję oglądać starsze filmy – w tym roku „Wedle wyroków twoich” Jerzego Hoffmana i „Ósmy dzień tygodnia” Aleksandra Forda.

fot. kadr z filmu "Efekt domina"

draupuj

Rosja mocna tylko na ekranie
"Gwiazdą" piętnastej edycji GoEast! była Rosja – autorskie filmy twórców postrzeganych niekiedy jako niesprzyjających reżimowi, wnikliwie i uczciwie przyglądających się współczesnej rzeczywistości. Podczas cowieczornych spotkań publiczność do późnej nocy dyskutowała o najnowszych produkcjach gwiazd rosyjskiego kina autorskiego, Aleksieja Fedorchenki i Andrieja Konczałowskiego.

"Anioły rewolucji" tego pierwszego to głos w sprawie totalitarnych rządów i etnicznych czystek, niemal w stu procentach oparty na prawdziwych wydarzeniach. Reżyser „Niebiańskich żon łąkowych Maryjczyków” tym razem opowiada o losach Poliny Schneider, tajnej bolszewickiej broni podczas Rewolucji, którą w 1934 roku wysłano na Syberię, by – wraz z komradami, głównie awangardowymi artystami - nawróciła rdzennych mieszkańców na komunizm i Lenina. Dziś w miejscu, gdzie 80 lat temu przybyła Schneider rozciąga się zasnuta dymem z fabrycznych kominów panorama Kazymia. Nikt już nie odprawia tajemnych rytuałów i nie czci kocich Bogiń na wyspie. W trakcie seansu kilku widzów demonstracyjnie opuściło salę, uznając film za „antyrosyjski”. Fedorchenko opowiada go z charakterystycznym dla swojej twórczości humorem, wyczuciem absurdu, wręcz teatralną stylizacją kadru, w rozdziałach. Na pewno nie jest to kino przezroczyste - ani artystycznie ani światopoglądowo. Rosyjska premiera jeszcze przed nim – ciekawe, jak sobie poradzi?

fot. kadr z filmu "Anioły rewolucji"

draupuj

Drugim mocnym portretem współczesnej Rosji były „Białe Noce Listonosza”. Legenda rosyjskiej kinematografii, Konczałowski, stworzył obraz na granicy fabuły i dokumentu. Zaprosił do współpracy prawdziwych mieszkańców wioski na jeziorem Kenozero w północnej Rosji i wspólnie z nimi stworzył film strukturyzowany, aktorski i montowany, ale wypływający bezpośrednio z natury miejsca, czerpiący z historii bohaterów. Być może bardziej prawdziwy, niż mógłby być niezmanipulowany zapis wydarzeń? W małej miejscowości, odciętej od cywilizacji przez rozległe jezioro, czas jakby się zatrzymał. Domy murszeją, łodzie próchnieją i nabierają w burty wody. Młodzi dawno się wyprowadzili, starzy powoli wymierają, przyspieszając ten proces pijąc na umór wódkę. Picie, palenie i telewizyjne show to jedyne rozrywki w tej wyciętej z czasoprzestrzeni krainie, której zegar bije od jednej do drugiej wypłaty emerytury. Pieniądze bohaterom rozwodzi Lyokha, trzeźwiejący alkoholik i - co znaczące – najbardziej „ogarnięty” z mieszkańców wioski.
Kiedy Lyokhce ktoś kradnie z łódki silnik, jego uporządkowana rzeczywistość staję dęba. „Białe noce...” to poetyczny, czuły, ale też przesycony ironicznym dystansem portret małej codzienności, która uwiła gniazdo w centrum królestwa majestatycznej Matki Natury. Zapis skazanej na porażkę konfrontacji mentalności poprzedniej epoki z nowym porządkiem. I pieśń o samotności, której nie jest w stanie zagłuszyć żadna ilość alkoholu, chyba, że ta śmiertelna. „W obliczu trwającej na Ukrainie wojny festiwal musiał nieubłaganie spoważnieć. Chcemy i musimy się bardziej angażować w kwestie tego regionu, promować godne wartości, mówić o prawach człowieka.” - przyznaje dyrektor festiwalu, Gaby Babic.

Anna Tatarska, Wiesbaden

Wyniki: Nagroda Główna "No One's Child" (Serbia), reż. Vuk Rsumovic. „Ten film zrobił na jury wrażenie i utrzymał jego uwagę mocną historią chłopca, który ze zwierzęcia staje się człowiekiem, podczas gdy otaczający go świat przechodzi transformację w przeciwnym kierunku”

fot. kadr z filmu "No One's Child"

draupuj

Nagroda miasta Wiesbaden dla najlepszego reżysera - Ivan Ostrochovsky za film "Koza" „portret wyjątkowej osobowości poszukującej własnych granic”. „trzymająca dystans reżyseria zbliża nas do bohaterów” - podkreślili jurorzy. „Koza' to niezwykła opowieść o słowackim bokserze, który, dwadzieścia lat po występie na olimpiadzie, zmaga się z upadkiem własnej fizyczności, finansów i marzeń. Film otrzymał także nagrodę międzynarodowego jury krytyków FIPRESCI.

fot. kadr z filmu "Koza"

draupuj

Nagroda Urzędu na rzecz Kulturowej Różnorodności przypadła filmowi "LogBook_Serbistan" Zelimira Zilnika. W gazetach nieustannie czytamy o dramacie afrykańskich imigrantów, tonących w drodze na włoską Lampedusę. Tu obserwujemy losy tych, których kryzys wygnał z domu i zawiódł na... Bałkany. To trudna konfrontacja z całkiem inna kulturą, nieprzypominającą europejskiego marzenia, które chcieli zrealizować emigrując. „Film o najważniejszych zagadnieniach trawiących współczesną Europę, opowiadający o nich w sposób przenikliwy emocjonalnie, wielowarstwowy i przedstawiający relacje Południowo-zachodnie i Północno-Południowe z bardzo nietypowego punku widzenia.

fot. kadr z filmu "LogBookSerbistan"_

draupuj

Specjalne wyróżnienia dostały filmy "Drifter" GáboraHörchera i JAMA / MY HOME Jiri Stejskala.

fot. kadr z filmu "Drifter"

draupuj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
draupuj

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj