Najnowszy obraz Marka Koterskiego obejrzało już 544,960 widzów. Tymczasem „Dzień świra” z 2002 roku, z Markiem Kondratem w roli głównej, zobaczyło 418,843 widzów. Wynik ten jest dla nas cokolwiek zastanawiający…
W swojej najnowszej komedii Koterski rozprawia się ze stereotypami na temat kobiet i mężczyzn. Jednak rozprawia się z nimi w sposób bardzo… stereotypowy. Oglądanie tego filmu przypomina miejscami czytanie „odkrywczych” powieści Paulo Coelho – zbiór złotych myśli ma nam zastąpić akcję właściwą, a z twórcy uczynić nowego wieszcza, który odkrywa Amerykę. Tymczasem żadna Ameryka nie zostaje odkryta.
Oto dwóch facetów jedzie samochodem, prowadząc raz ożywioną, raz nieco senną rozmowę na temat tytułowych bab. A baby te – w ich oczach – utraciły dziś wiele na swym uroku i powabie. Noszą spodnie (dlaczego, skoro my nie nosimy spódnic?! – pieklą się bohaterowie), pierdzą i permanentnie ziewają, nigdy nie zasłaniając ust. Oczywiście nie potrafią prowadzić samochodu, są chaotyczne, notorycznie coś gubią, gadają bez przerwy i bez sensu. Całkowicie przejmują kwestię wychowania dzieci, odsuwając mężczyzn na dalszy plan. A co z tego wszystkiego najgorsze, kobieta coraz bardziej upodabnia się do mężczyzny.
O tym właśnie Adaś Miauczyński (Adam Woronowicz) – wrażliwy intelektualista i neurotyk – rozmawia podczas nocnej podróży ze swoim przyjacielem (Robert Więckiewicz). Na pierwszy rzut oka „Baby są jakieś inne” to więc film, który żeńskiej części publiczności niekoniecznie przypadnie do gustu. Z drugiej jednak strony, biadolenia i utyskiwania bohaterów obnażają ich bezbronność, bezradność, słabość i niemoc. Facet w dzisiejszych czasach swój protest może wyrazić tylko szeptem, na ucho drugiemu facetowi, który go zrozumie i pocieszy. Obrazek – przyznacie – mało wesoły.
Bo i cały film Koterskiego nie jest wesoły. Wiemy przecież doskonale, że nie wszystkie obrazy poświęcone Adasiowi Miauczyńskiemu były komediami, choćby naprawdę czarnymi i gorzkimi (polecamy materiał „Adaś Miauczyński – który najlepszy?”). A jednak zwiastuny „Bab” sugerowały, że w sali kinowej czeka na nas prawdziwy ubaw. Tymczasem jest smutno, przygnębiająco, a niemal wszystkie sceny, w których publiczność ma okazję się pośmiać, zostały nam już zaprezentowane na poziomie trailerów.
Skoro już się czepiamy, nie możemy także wspomnieć o wpadkach aktorskich. O ile Więckiewicz jest jak zwykle doskonały w każdym calu, o tyle niektóre sceny z udziałem Woronowicza zwyczajnie rażą – nawet ja lepiej udaję chrapanie czy ziewanie…
Nowy film Koterskiego na pewno nie jest filmem złym. Jest tylko rozczarowujący. Ale to opinia miłośniczki jego twórczości, która wierzy mocno, że reżysera stać na wiele więcej.
Ocean: 6/10