Aktorzy, którzy odrzucili kultowe role. Szybko tego pożałowali
Są filmy, do których na stałe przylgnęły wizerunki ich aktorów. Trudno więc wyobrazić sobie Hana Solo o twarzy Ala Pacino, czy Vito Corleone w postaci Jacka Nicholsona. Choć może to budzić uzasadnione wątpliwości, takie propozycje obsadowe rzeczywiście zostały złożone.
Co więcej – było całkiem niedaleko od tego, by zaistniały one nie tylko na papierze, ale i na planie filmowym. Niektóre z propozycji budzą ciekawość, inne wywołują śmiech, a przy jeszcze innych wypada podziękować, że nie wyszły z fazy planowania. Oto kilka aktorów, którzy odrzucili słynne filmowe role (i do dziś prawdopodobnie tego żałują).
Hugh Jackman – Casino Royale
Nic w życiu nie jest pewne. Może zdarzyć się nawet, że najbardziej pożądana rola w Hollywood zostanie odrzucona. Z takiej możliwości skorzystał między innymi Hugh Jackman. Kiedy poszukiwano godnego zastępcę Pierce’a Brosnana do roli agenta 007, zanim wybrano Daniela Craiga, pod uwagę brany był także odtwórca Wolverine’a.
Aktor ujawnił na łamach "Variety": - Miałem właśnie zaczynać "X-Men 2", kiedy zadzwonił mój agent z pytaniem, czy byłbym zainteresowany Bondem.
Aktor miał jednak kilka zastrzeżeń: - Miałem po prostu wrażenie, że scenariusze Bonda stały się zbyt mało wiarygodne i odklejone. Pomyślałem, że powinny być bardziej autentyczne. […] Bałem się także, że między X-Menami a Bondem nie będę miał czasu na inne role. […] Ludzie chcą, żebym grał wyłącznie bohatera. To trochę klaustrofobiczne - wyznał.
Will Smith – Matrix
Jak się okazuje, twarzą "Matrixa" wcale nie musiał być Keanu Reeves. Niewiele brakowało, by za ciemnymi okularami kryła się twarz Willa Smitha. Jednak, jak dobrze wiemy, tak się nie stało. Dlaczego? Sprawę aktor wyjaśnił w wywiadzie dla "Wired" w 2004 roku. - Matrix to koncepcja trudna do zaprezentowania - przyznał aktor. - Po prostu tego nie widziałem.
Dodał także: - Obejrzałem występ Keanu i, choć mówię to naprawdę rzadko, doszedłem do wniosku, że ja schrzaniłbym sprawę. W tamtym momencie nie byłem wystarczająco bystry jako aktor, aby pociągnąć za sobą ten film.
To jednak nie była jedyna rola, przy okazji której Will Smith musiał obejść się smakiem. Gwiazdor miał szansę zgarnąć tytułową rolę w filmie Quentina Tarantino "Django", jednak finalnie przypadła ona Jamiemu Foxxowi. Nie była to decyzja podjęta pochopnie. Jak wspomina Will Smith na łamach "Hollywood Reporter", aktor dyskutował z reżyserem nad kierunkiem, w którym będzie podążać filmowa opowieść.
I tu miały pojawić się rozbieżności. - Bardzo chciałem zrobić ten film, jednak czułem, że będzie to możliwe tylko wtedy, kiedy będzie to historia o miłości, a nie historia o zemście - wyznał aktor.
Marilyn Monroe – Śniadanie u Tiffany’ego
Nie ulega wątpliwości, że w dorobku Marilyn Monroe nie brakuje zjawiskowych ról. Kobieta stała się swego rodzaju ikoną błyszczącą na srebrnym i dużym ekranie zawsze w roli pięknej i kokieteryjnie uwodzicielskiej damy. Nic więc dziwnego, że była ona pierwszą osobą braną pod uwagę do obsadzenia roli Holly Golightly w "Śniadaniu u Tiffany’ego".
Sam Truman Capote, autor opowiadania, na podstawie którego nakręcono film w 1961 roku, przyznał, że Marilyn, którą znał osobiście, mocno przyczyniła się do wykreowania przez niego literackiej postaci Holly - to "Amerykańska gejsza", seksowna blondynka, która żyje dzięki spotkaniom towarzyskim z bogatymi mężczyznami.
Marilyn nie bez powodu została wytypowana przez Capote’a jako odtwórczyni ekranowej Holly. Jednak blondwłosa gwiazda była związana kontraktem z wytwórnią Fox, która odradziła aktorce wystąpienia w filmie Blake’a Edwardsa, martwiąc się, że może to zaszkodzić jej wizerunkowi.
Marilyn Monroe odrzuciła więc rolę, która być może byłaby rewolucyjna w jej karierze. Tym oto sposobem Śniadanie u Tiffany’ego przysporzyło niegasnącej sławy innej aktorce. Kultowa rola powędrowała w ręce Audrey Hepburn, która ubarwiła nieco ponury obraz literackiej Holly, nadając bohaterce więcej elegancji.
Sean Connery – Władca Pierścieni
"You shall not pass!" – ta kultowa kwestia mogła paść z ust nie Iana McKellena, lecz właśnie Seana Connery’ego. Kiedy "Władca Pierścieni" był dopiero w fazie planów, Sean Connery był już znaną i szanowaną gwiazdą kina. Miał za sobą wiele kultowych i rozpoznawalnych ról z agentem 007 na czele. W tym samym czasie Peter Jackson był mało znanym reżyserem, którego film nie skupiał wokół siebie głośnych nazwisk. Przedsięwzięcie wydawało się zbyt ryzykowne.
Co więcej, głównym powodem, dla którego Connery miał odmówić zagrania postaci Gandalfa, był fakt, że zwyczajnie nie zrozumiał scenariusza. Aktor w wywiadzie dla "New Zealand Herald" wyznał: - Nigdy tego nie zrozumiałem. Przeczytałem książkę. Przeczytałem scenariusz. Obejrzałem film. Nadal nie rozumiem.
Aktora nie przekonały nawet oferta w postaci 30 milionów dolarów oraz 15 procent ze sprzedaży biletów ze wszystkich trzech filmów trylogii. W raporcie z 2012 roku stwierdzono, że decyzja Connery’ego kosztowała go 450 mln dolarów. Być może gdyby aktor przyjął rolę Gandalfa, jego filmowa kariera nie skończyłaby się w roku 2003 wraz z "Ligą niezwykłych dżentelmenów".
Bonus: Han Solo
Zanim kultowa rola przemytnika trafiła w ręce Harrisona Forda, na to miejsce rozpatrywano wiele kandydatur. Kilku aktorów nie przewidziało kosmicznego sukcesu "Gwiezdnych wojen" i pochopnie odrzuciło rolę słynnego Hana Solo. Wśród nich był między innymi Al Pacino, który podczas jednego z występów "An Evening with Pacino" w 2013 roku przyznał się, że dostał propozycję zagrania w widowisku George’a Lucasa. Odrzucił ją jednak, bo, jak przyznał, nie zrozumiał scenariusza.
Innym kandydatem był Burt Reynolds, któremu złożono wcześniej równie lukratywną ofertę zastąpienia George’a Lazenby w roli agenta 007. Reynolds miał szansę być pierwszym amerykańskim Bondem, jednak odmówił, tłumacząc swoją decyzję tym, że Amerykanin nie powinien reprezentować agenta Jej Królewskiej Mości. Później żałował. Podobnie było z rolą Hana Solo.
W rozmowie z "Business Insider" z 2016 roku aktor przyznał, że po prostu nie chciał wtedy angażować się w podobną rolę. - Teraz tego żałuję. Myślę, że mogłem się tego podjąć.
To jednak nie koniec. Burt Reynolds odrzucił w swojej karierze jeszcze jedną słynną rolę - Edwarda Lewisa z Pretty Woman. Tym razem przyznał jednak, raczej słusznie, że nie żałuje.
Wracając jednak do Hana Solo – innymi aktorami, którzy mogli zasiąść za sterami Sokoła Millennium, byli Kurt Russell (który odrzucił propozycję, aby zagrać w serialu westernowym "The Travels of Jaimie McPheeters" - zakończył się na pierwszym sezonie), a także Sylvester Stallone, który był przesłuchiwany, ale stwierdził, że nie pasowałby do roli Hana Solo.
Bonus #2: Warren Beatty
Warren Beatty to prawdziwy rekordzista, jeśli chodzi o tę listę. Aktor ma za sobą sporo głośnych ról z lat 60., 70. czy 90., ale z czasem zaczął stawać się coraz bardziej wybredny. Po roli w "Senator Bulworth", który miał premierę w 1998, zagrał w jedynie trzech filmach (z lat 2001, 2010, 2016).
W swojej karierze zajmował się odrzucaniem kolejnych lukratywnych zleceń, wśród których znalazły się między innymi: "Absolwent", "Kabaret", "Boogie Nights", "Cały ten zgiełk", "Ocean’s Eleven" i wiele innych. Co więcej, aktor odrzucił kilka naprawdę dużych ról.
Beatty’emu proponowano rolę Michaela Corleone we wspominanym już wyżej filmie Francisa Forda Coppoli. Bezskutecznie. Inną rolą odrzuconą przez Warrena Beatty’ego był Superman w filmie Richarda Donnera. - Nie sądziłem, że mają zamiar nakręcić ten film na poważnie. Powiedziałem: "To trochę śmieszne!" – tymi słowami aktor miał skwitować pomysł na nakręcenie filmu o superbohaterze.
Innym razem aktor odrzucił możliwość udziału w filmie Quentina Tarantino. Reżyser chciał nakręcić "Kill Billa" z myślą o aktorze "Bonnie i Clyde’a", chcąc obsadzić go w istotnej roli Billa. Niestety bezskutecznie, gdyż aktor, jak sam tłumaczył, nie chciał zostawiać dzieci, wyjeżdżając na potrzeby filmu do Chin.