Alina Janowska skończyła 94 lata. Kopniak utorował jej drogę do sławy
Na ekranie nie pojawia się od lat. Alina Janowska, pełna wdzięku aktorka znana chociażby z kultowej "Wojny domowej", zmaga się z chorobą Alzheimera, a jej stan jest bardzo poważny. - Alina już nie wstaje z łóżka, nie ma sił. Nie liczę już, że jej stan się poprawi. To raczej niemożliwe. Sytuacja jest dramatyczna - mówił jakiś czas temu w "Fakcie" jej mąż, Wojciech Zabłocki.
Zawsze twierdziła, że aktorstwo miała we krwi.
- Moja mama była aktorką i śpiewaczką, a tata doskonałym aktorem-amatorem i parodystą. Naśladował ludzi w sposób wręcz doskonały, gdziekolwiek gościliśmy to jego talent ściągał z okolicy całą miejscową inteligencję - lekarzy, inżynierów i starostę. Układał wręcz całe etiudy o gościach, którzy u nas bywali, naśladował ich głos i sposób chodzenia - wspominała kilka lat temu w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
Zanim jednak zaczęła snuć marzenia o występowaniu przed kamerami, chciała być sławną tancerką. Nie zraziły jej protesty rodziców ani nawet fakt, że po kilku latach nabawiła się poważnej kontuzji i lekarz powiedział jej, że powinna natychmiast rzucić taniec. Janowska nie zwracała na jego ostrzeżenia żadnej uwagi.
- Tańczyłam, bo tak postanowiłam. Tańczyłam przed wojną, tańczyłam w obozie i w czasie wojny, w Wilanowie. Tańczyłam i marzyłam, żeby zostać tancerką zawodową, prawdziwą - opowiadała w książce "Jam jest Alina, czyli Janowska Story" Dariusza Michalskiego. Faktycznie, nawet kiedy trafiła do celi na Pawiaku - za pomaganie Żydom - nie zaprzestała ćwiczeń. Wstawała wcześniej, by móc w spokoju i po kryjomu trenować.
Po wojnie – podczas której była łączniczką – została asystentką nauczycielki tańca w łódzkiej filmówce, tam wkrótce zaproponowano jej angaż w przedstawieniu teatralnym, gdzie mogła popisać się swoimi umiejętnościami. W tym czasie poznała Mirę Ziemińską, założycielkę zespołu "Mazowsze", choć ich spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych.
- Poznałam ją dość nietypowo, można powiedzieć. Ba! wsławiłam się wtedy tym, że ją niechcący kopnęłam w łokieć, kiedy na próbie tańczyłam z zespołem kankana.
Kolejny taki przypadkowy kopniak utorował jej drogę do sławy. Ćwiczyła właśnie na korytarzu i nie zauważyła przechodzącego obok mężczyzny. Zahaczyła go nogą, lecz on, zamiast się rozgniewać, zapytał tylko, czy nie chciałaby wystąpić w filmie. I w ten sposób Janowska zadebiutowała na ekranie w "Zakazanych piosenkach" Leonarda Buczkowskiego.
- „Zakazane piosenki” obejrzałam dopiero po latach. Nie byłam zaproszona na premierę, bo przecież grałam w nich epizod - opowiadała w "Gazecie Wyborczej". - Pierwszy raz, kiedy obejrzałam film, poczułam pewne rozczarowanie. Wydawało mi się, że Warszawa nie była nigdy tak rozśpiewana, jak tego chcieli scenarzyści. Za każdym następnym razem oglądało mi się go jednak coraz lepiej. I myślę, mimo zastrzeżeń, że dobrze, iż taki film powstał.
Potem Janowska pojawiła się w "Skarbie" (w tym samym roku zdała też eksternistycznie egzamin aktorski) i pogodziła się, że to nie taniec, a film jest jej pisany. Od tamtej pory regularnie pojawiała się na ekranie, można ją było zobaczyć w "Powrocie", "Wojnie domowej", "Stawce większej niż życie", "Podróży za jeden uśmiech", "Lalce", "Złotopolskich" czy "Plebanii". Ostatni raz przed kamerami pojawiła się w 2011 roku, gościnnie w "Na dobre i na złe".
Piękna aktorka nie mogła narzekać na brak powodzenia, choć jej kolejne związki szybko się rozpadały. Nie przetrwał również romans z aktorem Tadeuszem Plucińskim, choć gazety plotkowały o ich rychłym ślubie. Rozwodem zakończyło się jej małżeństwo z Andrzejem Boreckim. Jak twierdziła, mąż nadużywał alkoholu, a ona nie miała siły walczyć z jego nałogiem. Szczęście znalazła dopiero w ramionach Wojciecha Zabłockiego (na zdjęciu powyżej), znanego sportowca i architekta. Pobrali się w 1963 roku. Choć w Janowskiej podkochiwało się wielu kolegów, ona sama zapewniała, że nigdy nie dała mężowi powodów do zazdrości.
- Dopiero teraz dowiaduję się od ludzi, jakie miałam powodzenie. Zobaczyłam niedawno swoje stare zdjęcie na okładce jakiegoś pisma. I dotarło do mnie, że rzeczywiście byłam niezła laska! - śmiała się w "Gali". -* Ale wtedy tego nie czułam. Nigdy nie dopuszczałam do sytuacji, które mogłyby mi skomplikować życie.*
Zapewniała też, że chociaż sama nie ma najłatwiejszego charakteru, z mężem dogadywała się świetnie, a rodzina jest najlepszym, co ją w życiu spotkało.
- Doceniam dobre cechy męża i jego talenty. Jest świetnie wykształcony, ładnie maluje, pisze dobre wiersze i co wybuduje, jest świetne. Mamy dzieci, które są inteligentne, samodzielne i utalentowane. Niestety, wszystkie daleko. Najbliżej, bo w Krakowie, mieszka Michał. Jest poetą i reżyserem. Córki są w USA: najstarsza Agata, anestezjolog, od lat w Bostonie, Kasia, italianistka, od roku w Nowym Jorku. Mam też pięcioro wnucząt - zachwycała się.
Gdy choroba zaatakowała, mogła liczyć na wsparcie męża. Zabłocki (na zdjęciu poniżej) od lat opiekuje się żoną i dba, by miała jak najlepsze warunki.
*- Robię wszystko, by trzymać chorobę na tym samym poziomie. To najważniejsze, bo o wyleczeniu nie ma już mowy *– wyznał w rozmowie z "Faktem". I dodawał: