Amerykański sen kontra rzeczywistość. Aktor "Romy" nie dostał wizy do USA
Urzędnicy idą w zaparte i nie chcą przyznać Jorge Antoniemu Guerrero wizy. Pozwolenia na wjazd do Stanów nie ma, bo uważają, że to na pewno nie aktor, tylko kolejny migrant, który będzie chciał pracować w kraju Trumpa na czarno. Witajcie w XXI wieku.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Jorge Antonio Guerrero zagrał w najważniejszym filmie minionego roku. "Roma" nominowana jest w 10 kategoriach i wszystko wskazuje, że Oscary 2019 roku będą należeć do jej twórców. 24 lutego może się okazać, że zostanie uznana za najlepszy film na świecie. Co więcej, może się także okazać, że na ceremonii zabraknie jednej z gwiazd hitu.
Aktor, a może nielegalny imigrant?
Światowe media rozpisują się o wspaniałej karierze Yalitzy Aparicio, która w monumentalnej "Romie" gra pierwsze skrzypce. Sympatyczna Cleo opiekuje się domem swoich pracodawców, dba o dzieci, o psa i co tam jeszcze znajdzie się na liście obowiązków gosposi. Ma przy tym wiele własnych problemów.
Cleo widzowie pokochali, a 25-letnia Yalitza stała się niemal w kilka dni sławna na pół świata. Na ekranie partneruje jej Jorge Antonio Guerrero, który wciela się w postać Fermina. Chłopak romansuje z Cleo, ale ucieka z prędkością światła, gdy okazuje się, że ta jest w ciąży.
I jak tu nie zapamiętać takiej postaci? Dla Guerrero to rola życia. Jego pięć minut na świeczniku. Jeśli to dla wcześniej kompletnie nieznanego aktora nie jest ucieleśnieniem "amerykańskiego snu", to co jest?
I tu wkracza brutalna rzeczywistość. Jak informują amerykańskie i meksykańskie media, Guerrero może nie pojawić się na ceremonii wręczenia Oscarów. Choć nominowany za swoją rolę nie jest, to ma prawo uczestniczyć w sukcesie filmu, w którym miał nie tak mały udział.
Tymczasem okazuje się, że aktor nie ma możliwości wjazdu do USA. W rozmowie z "El Sol de Acapulco" powiedział, że do tej pory nie mógł w żaden sposób wziąć udziału w promocji "Romy" w Stanach.
Aktor zdradził, że pierwszy raz starał się o wizę na początku 2018 r., gdy "Roma" miała swoją premierę na Venice Film Festival. Jorge starał się o wizę turystyczną, ale nie dostał jej. Kolejne dwie próby podjął jesienią 2018 r., gdy "Roma" stała się silnym graczem w walce o najważniejsze filmowe nagrody. Gdy Netflix organizował gale promocyjne, Jorge mógł tylko walczyć z urzędnikami. Nie pojawił się więc na rozdaniu Złotych Globów, gdzie "Roma" triumfowała (nagroda dla najlepszego reżysera i najlepszego filmu nieanglojęzycznego).
Zobacz też: Mucha ostrożnie o "Zimnej wojnie": "Jestem przeciwna pompowaniu balonika"
Za wysokim murem
- Chcę myśleć, że to kwestia procedur - wyjaśniał Jorge dziennikarzowi "El Sol de Acapulco". – To procedura, którą chcę przejść i nie robić żadnych problemów. Gdybym tylko znalazł konsula albo pracownika ambasady, który przeczytałby zaproszenia od producentów na gale, zrozumieliby, że chodzi o sztukę i wymianę artystycznych idei pomiędzy dwoma narodami – powiedział.
Guerrero wyznał także, że jesienią pracownicy amerykańskiej ambasady w Meksyku wzięli go za osobę, która szuka sposobu, by pracować w USA, a nie za aktora.
W rozmowie z "Quien" wyjaśnił dodatkowo: - Miałem ze sobą odręcznie pisane zaproszenia na gale. Podczas drugiej wizyty w ambasadzie usłyszałem, że pewnie jadę pracować na czarno i nie wydadzą mi wizy. Powiedziałem, że chcę pojechać tam jako gość, ale to nic nie dało. Ostatnią próbę zapamiętam na długo, bo kobieta, która mnie przesłuchiwała, była bardzo zdenerwowana.
Departament Stanu poproszony przez magazyn "Variety" o komentarz do tej sprawy odpowiedział, że nie mogą wypowiadać się, bo… rząd jest zamknięty. Politycy nie pracują. I to z powodu - co wyjątkowo znamienne w tej sprawie - polityki migracyjnej i kwestii budowania muru z Meksykiem.
Jak podaje money.pl, amerykańscy senatorowie odrzucili projekt ustawy, który pozwoliłby na zakończenie trwające 34 dni "zamknięcie" rządu federalnego. Politycy nie zgadzają się na przekazanie niemal 6 mld dol. na budowę muru na amerykańsko-meksykańskiej granicy.
Guerrero podkreśla: - Ani przez moment nie czułem się obrażany, nie byłem zły, nie uważałem siebie za ofiarę. Nikt mi nic personalnie nie zrobił, to jest jasne. Ale jak wielu ludziom coś takiego się przytrafiło? Jak wielu ludzi musi ryzykować życiem, by dostać się do Stanów Zjednoczonych? Nie po to, by wejść na czerwony dywan, ale by zarobić na życie?
Jedna z 3 tysięcy
Netflix zapowiedział, że włączył się już w sprawę wizy dla Jorge i będą interweniować u urzędników – na tyle, na ile to możliwe. A do ceremonii rozdania nagród Akademii Filmowej został już niecały miesiąc. W Dolby Theater gwiazdy zbiorą się 24 lutego.
Dla Jorge to byłoby największe wyróżnienie w karierze. Wcześniej nieznany widzom aktor grał w meksykańskich teatrach. Zagrał w "Romie" i jeszcze jednym filmie – "Requiem", a także dwóch serialach telewizyjnych. Był w "Narcos: Meksyk", ale wcielił się tam tylko w przemytnika. Doświadczenia w pracy na planie przy dużej produkcji nikt mu jednak nie odbierze.
Zobacz zwiastun Romy
Tak jak i Yalitzii Aparicio, która w Ameryce jest już wypromowana na gwiazdę. O 25-letniej aktorce rozpisują się niemal wszystkie media. Trafiła nawet na okładkę "Vogue'a". Historia, która mogłaby być ucieleśnieniem "amerykańskiego snu". Od nauczycielki do gwiazdy kina. Hollywood kocha takie historie.
"Życiowa szansa" - pisze "Variety". Aparicio jest pierwszą aktorką indiańskiego pochodzenia i drugą Meksykanką nominowaną do nagrody Akademii. Pierwszą była Salma Hayek, ale jej rodzice mają pochodzenie libańskie i hiszpańskie. Z kolei ojciec Yalitzy pochodził z plemienia Misteków, natomiast jej matka była przedstawicielką plemienia Triqui.
Alfonso Cuaron długo szukał idealnej aktorki, która zagrałaby Cleo (postać tę wzorował na Loborii "Libo" Rodriguez, która wychowywała go). Szukał po całym Meksyku. Znalazł z rodzinnym stanie swojej dawnej niani i opiekunki - w Oaxaca.
Yalitza, jak się później okazało, była jedną z 3 tysięcy kobiet, które brały udział w nieformalnym castingu Cuarona. Wcześniej 25-latka nie miała w ogóle styczności z pracą na planie, nie miała żadnego doświadczenia i przygotowania aktorskiego. Była nauczycielką, którą siostra zaciągnęła na casting. Poszła, bo czemu nie, skoro nie miała nic do robienia.
- Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będą częścią takiego projektu - mówiła później w rozmowie z "Variety". I przyznawała, że gdy rodzina pytała, jak szło jej w pracy, to odpowiadała tylko "nie wiem". Cieszyła się za to, że może z mamą zwiedzać różne miejsca w Meksyku.
Gdy zakończyły się prace na planie, zaczęła się promocja filmu na świecie. Aparicio pierwszy raz w życiu wyjechała za granicę. W rozmowie z "Variety" przyznała, że wcześniej jeździła tylko na szkolne wycieczki w Oaxaca.
- Mimo że film jest dla Alfonso bardzo personalny, dotyka różnych ważnych problemów tutaj, w Meksyku. I ludzie z różnych państw mogą identyfikować się z tą historią. To głęboko ich dotyka – mówiła w tym samym wywiadzie.
W "Guardianie" 25-latka przyznała, że udział w filmie pozwoli jej mamie zrezygnować z pracy. Jest, tak jak Cleo w "Romie", gospodynią domową. – Priorytetem jest pomoc mamie. A potem zobaczymy, może kupię coś sobie – mówiła, gdy dziennikarz zapytał ją, jak wykorzysta sukces finansowy filmu, w którym ma potężny udział.
Z kolei w rozmowie z "New York Times" mówiła: - Łamię wiele stereotypów, bo my, rdzenni mieszkańcy, nie możemy robić pewnych rzeczy z uwagi na nasz kolor skóry. Otrzymanie nominacji jest zerwaniem z wieloma takimi stereotypami. To może otworzyć drzwi wielu ludziom.
Pytanie teraz jest jedno: czy drzwi otworzą się jeszcze przed jej ekranowym partnerem. Przesłanie Yalitzy jest piękne i słuszne. Ale sytuacja Guerrero pokazuje, że to w USA dalej tylko mrzonka. Gdy jedni w świetle reflektorów mówią o przełamywaniu stereotypów, drudzy są blokowani przez urzędników.
Parafrazując tytuł bollywoodzkiego hitu: czasem amerykański sen, a czasem brutalna rzeczywistość.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.