"Ania". Gdynia zapłakała. Na sali kinowej było słychać szloch
Choć od śmierci Anny Przybylskiej mija już osiem lat, pamięć o aktorce wciąż pozostaje żywa. W jej rodzinnej Gdyni podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych przedpremierowo pokazano dokument o życiu gwiazdy. Od pierwszej do ostatniej minuty projekcji na sali było słychać płacz widzów.
Annę Przybylską widzowie odkryli w filmie Radosława Piwowarskiego "Ciemna strona Wenus", a na dobre pokochali ją za rolę policjantki Marylki Baki w serialu TVP "Złotopolscy". Wciąż jednak pojawiają się złośliwe głosy podważające jej dorobek aktorski, jak i mówiące o tym, że nie była w żaden sposób wyjątkowa.
Kłam temu zadają twórcy dokumentu "Ania", Michał Bandurski i Krystian Kuczkowski, którzy wcześniej stworzyli dla TVP filmy o Krzysztofie Krawczyku i Maryli Rodowicz. Choć od lat mówiło się, że odkrywca talentu Przybylskiej Radosław Piwowarski stworzy o niej film fabularny, ostatecznie porzucono ten pomysł. W porozumieniu z rodziną aktorki, która udostępniła domowe, niepublikowane wcześniej nagrania, w dokumencie przedstawiono zarówno zwykłą, jak i niezwykłą stronę Anny Przybylskiej.
ZOBACZ TEŻ: zwiastun filmu "Ania"
Pochlipywanie i pociąganie nosem na sali projekcyjnej było słychać już od pierwszych minut filmu. Łzy przerywały jednak wybuchy śmiechu, gdy przypominaliśmy sobie, za co uwielbialiśmy Anię. Za jej wielką autentyczność, luz, poczucie humoru, które szczególnie przebijały się w trakcie prywatnych nagrań z domu Przybylskiej i Jarosława Bieniuka.
Dzięki mocy archiwaliów, twórcy uważnie prześledzili jej drogę, poczynając od pierwszych pokazów modowych, pierwszej roli filmowej, pierwszych wspólnych wakacji z ukochanym czy pierwszych chwil w domu z kolejnymi noworodkami.
Materiały filmowe przeplatane były wspomnieniami jej bliskich oraz kolegów z branży. Jak zauważył Jan Englert, "są ludzie, z którymi spędziłem na planie 2-3 miesiące i ich nie pamiętam, a Anię pamiętam, mimo że spędziłem z nią dwa dni". Wielu, jak np. Andrzej Piaseczny, Cezary Pazura czy Michał Żebrowski, zazdrościło jej życiowej mądrości, która przebijała się na ekranie, choć zwykle była znacznie młodsza od swoich filmowych partnerów.
Przybylska z nikim nie rywalizowała, nie walczyła o role. Managerka aktorki zdradziła w filmie, że aktorka miała szanse zrobienia kariery w USA, ale odmówiła, bo właśnie wyjeżdżała wtedy z rodziną do Turcji, gdzie jej partner Jarosław Bieniuk otrzymał kontrakt piłkarski. Gwiazda mówiła wprost, że jej największą i najlepszą rolą jest bycie matką. Oglądając "Anię" nie sposób zauważyć, że świetnie się w tym sprawdzała.
Ale film Bandurskiego i Kuczkowskiego nie pomija też ciemnej strony odchodzenia aktorki. Opowiadając o jej chorobie, przypomniano nierówną walkę rodziny Przybylskiej z paparazzi, którzy codziennie przez ponad dwa lata czyhali na nią pod jej domem, pod przedszkolem i szkołą jej dzieci. W dokumencie widzimy, jak aktorka nagrywała swoich oprawców, próbowała z nimi rozmawiać i objaśniać, że robią jej krzywdę. Przypomnijmy, że finalnie Przybylska oskarżyła fotoreporterów o nękanie, ale sprawę w sądzie przegrała.
Seans "Ani" dobitnie rozwiązuje zagadkę wyjątkowości Anny Przybylskiej. W czasach lansu, sensacji i taniości była człowiekiem z wartościami, z sercem na dłoni. Wiedziała, czego chce od życia i czerpała z niego pełnymi garściami, dając innym od siebie bardzo dużo. Jej magnetyczne spojrzenie i śmiech pozostały z wieloma do dziś. A historia jej niestety krótkiego życia pozostaje dla nas wszystkich lekcją, że wystarczy być sobą, a prawda i miłość zawsze się obronią.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" narzekamy na aferę w popularnym programie TVN i załamujemy ręce nad brakiem "Rolnika". Ale to nie wszystko! Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.