"Apokawixa": polski film o zombie jest absurdalnie dobry
Środek pandemii, banda maturzystów i epicka impreza przerwana nieoczekiwanie przez inwazję zombie. To wszystko w jednym polskim filmie, którego oglądanie to prawdziwa jazda bez trzymanki.
Jak wyobrażacie sobie katastrofę ekologiczną? Jako coś odległego, co ostatecznie nas nie dotyczy, bo przecież osiągnięcia cywilizacyjne wciąż pozwalają nam na wygodne życie, mimo postępującego ocieplenia klimatu czy też zanieczyszczenia środowiska? A może należycie do tych, którzy nie czują się już bezpiecznie i którym choćby niedawne skażenie Odry spędza sen z powiek? Niezależnie od tego, w którym miejscu jesteście, "Apokawixa" może być zarówno odtrutką na ignorancję, jak i ukojeniem na stany lękowe.
Nieprzypadkowo pojawia się w tym tekście wątek Odry. "To przyszło z wody" - mówi w otwierającej scenie Kamil (Mikołaj Kubacki), uczeń maturalnej klasy, syn obrzydliwie bogatego biznesmena, który zaprasza całą klasę (oraz wszystkich innych, którzy po drodze się napatoczą) na największą wiksę, jaką widziały Kaszuby. Do pałacu nad morzem przybywają zastępy nastolatków z torbami pełnymi dragów. W końcu ma to być impreza stulecia.
Jest wśród nich Aga (Waleria Gorobets), piękna, ale momentami irytująca aktywistka ekologiczna, jej chłopak, jest prymuska Luiza (Monika Mikołajczak), mroczna Tola (Alicja Wieniawa-Narkiewicz), żądna seksualnych przygód Mycha (Natalia Pitry) i przemądrzały Janek (Oskar Wojciechowski), który każdą informację sprawdza w Wikipedii. Oprócz nich do imprezy nieoczekiwanie dołącza banda kiboli. Wreszcie jest Blitz (przezabawny w tej roli Sebastian Fabijański), człowiek żyjący w jurcie w lesie, który wygląda i zachowuje się, jakby apokalipsę miał już za sobą. Tymczasem ta dopiero nadejdzie – bo na imprezie nagle pojawiają się zombie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jest grubo, a z każdą minutą Żuławski zaskakuje swoimi szalonymi pomysłami. I szczerze mówiąc, nie wiem, co tu jest bardziej absurdalne: zombie, ogromny waporyzator do marihuany skonstruowany przez Blitza, czy może wcielający się w ojca Kamila Tomasz Kot, lądujący w ogródku helikopterem i rzucający do pilota "niech pan chwilę zaczeka".
Trzeba przyznać, że biorąc na tapetę współczesnych licealistów, Żuławski dość dobrze rozeznał się w trapiących ich problemach. To bodaj pierwszy polski film pokazujący problemy, z jakimi musieli mierzyć się uczniowie w czasie pandemii. Choć oczywiście nie mamy tu do czynienia z filmem dramatycznym z rozbudowanymi, pogłębionymi bohaterami, a raczej z komediowo przerysowanymi postaciami.
Można się czepiać, że "Apokawixa" to kino czysto rozrywkowe. Że ten rodzaj absurdalnego poczucia humoru nie jest dla każdego. Ale z pewnością nie można odmówić Żuławskiemu wyobraźni. To, jak swobodnie pozwala sobie na najbardziej ekstrawaganckie pomysły, które ostatecznie spinają się w spójną całość, jest imponujące. I tak, choć brzmi to niewiarygodnie, ostatecznie to właśnie czarna komedia o zombie jest do tej pory największym objawieniem tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Karolina Stankiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski