"Anna i wampir": Morderstwa, które wstrząsnęły całą Polską

"Anna i wampir": Morderstwa, które wstrząsnęły całą Polską
Źródło zdjęć: © mat. dystrybutora

2 lipca 2014 roku mijają 32 lata od premiery filmu „»Anna« i wampir”, opowiadającego o sprawie, którą niegdyś żyła cała Polska. Zbrodnie Wampira z Zagłębia po dziś dzień budzą wielkie emocje – tak samo zresztą jak prawdziwa tożsamość mordercy...

2 lipca 2014 roku mijają 32 lata od premiery filmu „»Anna« i wampir”, opowiadającego o sprawie, którą niegdyś żyła cała Polska. Zbrodnie Wampira z Zagłębia po dziś dzień budzą wielkie emocje – tak samo zresztą jak prawdziwa tożsamość mordercy...

Film kryminalny Janusza Kidawy jest próbą rekonstrukcji wydarzeń z lat 60., choć nie pozostaje obrazem stricte dokumentalnym. Zmieniono imiona i nazwiska ofiar, świadków, policjantów. Morderca jest znany od początku, a reżyser podkreślał, że chciał zrobić film o ludziach, którzy go tropią,* przedstawić szczegółowo metody śledztwa, skupić się na jego przebiegu* (Zobacz też: Koszmar, który wydarzył się naprawdę)
.

Wielu widzów wciąż traktuje „»Annę« i wampira” jako opartą na faktach, prawdziwą historię seryjnego mordercy z Zagłębia. Inni zarzucają Kidawie, że manipuluje widzami, a w dodatku spłaszczył i uprościł całą sprawę, która wcale nie była tak oczywista...


1 / 9

Wampir z Zagłębia

Obraz
© mat. dystrybutora

Wszystko zaczęło się 7 listopada 1964 roku, gdy na terenie Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego znaleziono ciało Anny Mycek. Kilka miesięcy później zginęła kolejna kobieta. Zaraz po niej następna. I następna.

Nie ulegało wątpliwości, że wszystkie te sprawy były ze sobą powiązane, a postępowanie mordercy nie ulegało zmianie – śledził ofiarę, ogłuszał ją uderzeniem w głowę, potem zabijał i wykorzystywał seksualnie.

Ofiarami mordercy padło 21 kobiet, 6 z nich udało się przeżyć. Powołana została grupa „Anna”, nazwana tak od imienia pierwszej ofiary, mająca jak najszybciej pochwycić zabójcę.

2 / 9

Krajowa histeria

Obraz
© mat. dystrybutora

W kraju wybuchła histeria, kobiety bały się wychodzić z domów. Ujęcie tajemniczego przestępcy stało się priorytetem władz, choć milicja przez lata nie wpadła na żaden trop.

Gdy ofiarą mordercy została nastoletnia Joanna Gierek, bratanica Edwarda Gierka, starania przybrały na sile – sprawa nabrała wymiaru politycznego, wyznaczono nagrodę pieniężną za wskazanie zbrodniarza.

To nakręciło spiralę chciwości i wzajemnych podejrzeń. Policja została zasypana donosami, często pisanymi przez skłócone z mężami kobiety.

3 / 9

Wampir pojmany?

Obraz
© PAP/CAF/Kazimierz Seko

Na podstawie donosów stworzono listę potencjalnych podejrzanych – jednak milicja wciąż nie posiadała żadnych obciążających dowodów. W marcu 1970 roku zginęła Jadwiga Kucia, ostatnia ofiara "wampira".

Dwa lata później, 6 stycznia 1972 roku Polskę zelektryzowała wiadomość o złapaniu mordercy. Miał nim być Zdzisław Marchwicki. Wkrótce aresztowano też jego dwóch braci, siostrę i siostrzeńca.

We wrześniu rozpoczął się proces. Trzy lata później, w lipcu 1975 roku, Zdzisława Marchwickiego i jego brata Jana (na zdjęciu) skazano na karę śmierci. Drugi z braci trafił na 25 lat do więzienia, siostra na 4, a siostrzeniec na 2.

4 / 9

Wielki spisek?

Obraz
© PAP/CAF/Kazimierz Seko

Film Kidawy powstał w czasach, kiedy nikt – a przynajmniej na głos – nie podważał winy Marchwickiego (na zdjęciu). Reżyser nie zawsze trzymał się faktów, wiele z nich zataił i przeinaczył.

Teraz, po latach, wciąż pojawiają się nowe teorie. Wielu ludzi twierdzi, że Marchwicki w rzeczywistości został wrobiony, gdyż władze potrzebowały kozła ofiarnego w pokazowym procesie.

A prosty mężczyzna z patologicznej rodziny, którym dało się manipulować, wydawał się idealnym kandydatem.

5 / 9

''O proszę, nareszcie ście wampira ujęli''

Obraz
© mat. dystrybutora

Zwolennicy tej teorii mają na jej poparcie wiele rzeczowych argumentów.

Marchwickiego aresztowano wyłącznie na podstawie oskarżeń żony (jak później miała sama przyznać – częściowo zmyślonych).

Od samego początku manipulowano dowodami i faktami - wystarczy wspomnieć, jak przeinaczono słowa podejrzanego. Na widok chcących go aresztować policjantów, rzucił: „Ile was tu jest, jakbyście co najmniej tego wampira ujęli”, w aktach zaś zapisano jego słowa jako:* „O proszę, nareszcie ście wampira ujęli”* (pisownia oryginalna).

W dodatku ci, którzy wątpili w winę Marchwickiego, byli natychmiastowo odsuwani od sprawy.

6 / 9

(Nie)zbite dowody

Obraz
© TVP

Wampir nie zostawił po sobie żadnych śladów, toteż Marchwickiego skazano wyłącznie na podstawie poszlak.

Znalezione przy jednej z ofiar odciski palców nie pasowały ani do podejrzanego, ani do jego braci. Narzędziem zbrodni miał być pejcz – nie odkryto jednak na nim śladów krwi, w dodatku, jak twierdzono, nie pasował do ran zadanych ofiarom.

Oskarżony nie przyznał się do winy. Gdy go przyciskano i zmuszano do zeznań, opowiadał historie niemające nic wspólnego z prawdziwymi morderstwami.

7 / 9

Jeśli nie Marchwicki, to kto?

Obraz
© EastNews

Niektórzy sugerują, że prawdziwym "wampirem" był Piotr Olszowy, chory psychicznie mężczyzna, który otwarcie przyznał się do wszystkich morderstw. Został jednak zwolniony z powodu braku dowodów.

11 marca 1970 roku policja otrzymała anonim od rzekomego mordercy, który twierdził, że skończył już z mordowaniem i zamierza popełnić samobójstwo.

Trzy dni później Olszowy zabił całą swoją rodzinę i sam odebrał sobie życie. Zabójstwa ustały.

8 / 9

Wymuszone zeznania

Obraz
© EastNews

Na sali sądowej Marchwicki został obciążony zeznaniami bliskich. Zeznawali przeciwko niemu bracia, znajomi i żona. Ci, którzy przeżyli, po latach twierdzili, że ich zeznania zostały wymuszone, nierzadko groźbami i przemocą.

W więzieniu Marchwicki napisał pamiętnik, w którym przyznawał się do popełnienia zbrodni – jednak miał on powstać za namową towarzysza z celi, któremu obiecano złagodzenie wyroku za „wymuszenie” takich zeznań.

Marchwickiego i jego brata stracono. Drugi, który wyszedł z więzienia i próbował oczyścić brata z zarzutów, również nie żyje. Według oficjalnej wersji spadł ze schodów.

9 / 9

''Chyba tak''

Obraz
© PAP/CAF/Kazimierz Seko

Marchwicki nigdy nie przyznał się do winy.

- No że ja nie, ja nie chcę już po prostu zeznawać, bo nie mam nic do powiedzenia. Wiele zawiniłem, to na pewno, że tak postąpiłem tego żałuję, no ale dzisiaj to już za późno – powiedział na sali sądowej.
- No to ostatnie pytanie: oskarżony się przyznaje, czy nie? - No cóż, że Najwyższy Sądzie, cóż to jest za różnica. - Czy oskarżony jest mordercą ? - No z tego, co słyszałem, co się dowiedziałem, no to chyba tak.(sm/gk)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (59)