Nie pamiętam pierwowzoru z 1972 roku i może dobrze, że tak właśnie jest, gdyż nie muszę porównywać obu filmów. Tylko ze świeżością umysłu oglądać katastrofę „Posejdona”.
Film rozpoczyna się sugestywnym obrazem, w którym z jednej strony odkrywamy potęgę tego statku w całej jego okazałości, który w starciu z siłami natury będzie niczym żaglówka walcząca ze sztormem, z drugiej, postać jednego z głównych bohaterów tej opowieści. Jest Sylwester, wszyscy bawią się przednio płynąc do Nowego Jorku, nikt nie myśli o tym, że już za chwilę może dotknąć ich koszmar w pierwszym dniu Nowego Roku.
Obraz prosty i daleki od pułapek myślowych. Dlatego najpierw poznajmy naszych bohaterów w różnych sytuacjach, aby jakiś czas później śledzić ich dramatyczną podróż umożliwiającą wydostanie się z pułapki. Ludzie różnego pokroju, z różną przeszłością, która w ten lub inny sposób przydaje się w trakcie pokonywania licznych przeszkód. Kilka kobiet i dziecko.
Wolfgang Petersen, jako specjalista od dużych produkcji bez wątpienia nie miał problemów z ogarnięciem sytuacji, choć przyznać trzeba, że jego zespół miał sporo roboty, aby oddać w pełni tą tragiczną i dramatyczną opowieść. Na uwagę zasługują liczne efekty specjalne, gdyż obok gry aktorskiej, to drugi ważny efekt takiego przedsięwzięcia, jakim jest film katastroficzny. Trzecim bez wątpienia są zdjęcia i dobry, odpowiedni montaż, dający zamierzony efekt końcowy.
I choć, jak wspomniałem konstrukcja filmu jest prosta, to jednak z uwagą śledzimy zmagania bohaterów, walkę o przetrwanie, o uratowanie… własnego życia, ale też życia innych. Po długiej przerwie powraca Kurt Russell. Choć zagrał w kilku filmach ostatnio, to jednak nie były to role, które w jakiś sposób zapisałyby się w pamięci widza. Czy teraz będzie inaczej, tego nie wiem, ale bez wątpienia jest filarem tej opowieści, jako były burmistrz Nowego Jorku, jako były strażak, jako ojciec.
Z całą pewnością nie jest to obraz dla wymagającego widza, ten nie wyniesie z tego filmu tego, na co mógłby liczyć. Kino katastroficzne, pomimo dramatu, lekko podane i jakże nowoczesne. Ten transatlantyk, ta jego potęga, jakże krucha w zderzeniu z falą. A dalej jedynie dawka pozytywnych wrażeń, może nie najwyższego lotu, ale mimo wszystko godna zauważenia.
Jeśli wszystko już w tym filmie powiedziano wiele lat wcześniej, to, co wnosi nowa jego wersja. Pytanie, na które będzie mógł sobie odpowiedzieć jedynie starszy widz i tylko on jest w stanie skonfrontować oba filmy. Wszyscy inni mogą jedynie z przerażeniem w oczach obserwować przebieg wydarzeń i mieć nadzieję, że wszystko się uda.
A jeśli nie? Cóż, w filmach i tak bywa...