Pięć lat temu świat oszalał na punkcie pingwinów cesarskich z kreskówki "Happy Feet: Tupot małych stóp". Na Antarktydzie narodził się bowiem nowy Fred Astaire, wielki indywidualista, który dzięki determinacji i wielkiemu sercu zyskał akceptację pingwiniej społeczności. Dziś Mambo, podobnie jak Bartosz Obuchowicz, który użycza mu głosu, mierzy się z rolą ojca.* - *"Happy Feet: Tupot małych stóp 2" powraca na ekrany kin w wersji 3D. Mambo wyrósł na przystojnego gościa?
Mambo to już dorosły facet w dodatku z dzieckiem. W jego życie wkradła się ojcowska powaga, ale nadal jest zagubionym , który odnajduje się i otwiera tylko w tańcu.
- Jakim jest ojcem dla Eryka?
Mambo cały czas mierzy się dzielnie z codziennością, kocha synka, ale musi się jeszcze nauczyć okazywać i nazywać po imieniu swoje uczucia. Eryk, podobnie jak kiedyś mały Mambo, jest zagubiony i ciężko znosi porażki. Ma geny po ojcu. To indywidualista o wielkim sercu.
- Jakie wyzwanie stoi przed Mambo?
Największe wyzwanie ojca, to pokazać synowi, że też tak miał i jak teraz z tego wyjść na prostą. Nie chcę opowiadać filmu, ale to piękna i zaskakująca historia.
- Twoja przygoda z dubbingiem to już dziś kawałek historii. Nadal się tym bawisz?
Bardzo lubię pracować głosem. Praca w dubbingu jest fantastyczną odskocznią od grania twarzą. To zupełnie inne doświadczenie, inne emocje, inne narzędzia. Pracujemy na żywym organizmie, na oryginale. Dobrze zrobiony dubbing to taki, gdy siedzi się w kinie i oglądając film zapomina się o dubbingu. To podstawa. Poza tym przyjemność z pracy w dubbingu mam tym większą, że robię coś dla dzieci, także swoich. Towarzyszy mi fajna myśl, że dziś, jutro, za kilka lat, moje córki będą oglądały, a właściwie słuchały, głosu taty.
- Córki rozpoznają twój głos?
Jeśli chodzi o filmy animowane, to oczywiście, że córki mnie poznają, bo w tych moich bajkowych postaciach nie zmieniam mocno głosu.
- Co macie w książkowym repertuarze?
Książkowo, jesteśmy na etapie "Przygód Sindbada żeglarza", do którego, co mnie cieszy, dorasta już młodsza córka. Oglądamy oczywiście bajki Disneya, ale także polskie oldschoolowe dobranocki jak "Bolek i Lolek" czy "Reksio". Po woli zaczynam wdrażać starszej córce sagę "Gwiezdne Wojny". Jestem, że tak powiem, "w roli", bo podobnie jak filmowy Mambo, mam małe dzieci, które są strasznie ciekawe świata.
- Dziewczynki są podobne do siebie charakterami?
Nie. To kompletnie różne dziewczyny. Jedna jest spokojna, druga to wariat mały. Ale tak naprawdę wszystko jest zmienne, jak to u dzieci, zależy jaki mamy miesiąc (śmiech).
- Niezły babiniec masz w domu. Jak sobie z tym radzisz?
Babiniec pełną gębą! (śmiech). Jestem już przyzwyczajony, bo zawsze miałem babiniec w domu. Miałem dwie starsze siostry, teraz mam żonę i dwie córki. Poza tym nasze koty, to też są kotki!
- Masz wygląd wiecznego chłopca, jesteś młodym aktorem. Z drugiej strony mąż, ojciec, głowa rodziny. To nie lada wyzwanie dla mężczyzny-artysty?
Tak jest, ale podobnie jak filmowy Mambo mam też "zajawkę", pasję, która mnie otwiera. Ostatnio wybudowałem przed domem rampę, na której, gdy tylko czas mi pozwala, szaleję na deskorolce. Moje córki też już zaczynają biegać i przyzwyczajać się do jazdy. Myślę więc, że ta moja młodzieńczość we mnie żyje, ale nie da się też uniknąć tego, że powaga i odpowiedzialność przychodzą w pewnym momencie.
- Czego chciałbyś nauczyć swoje córki?
Na pewno tego, żeby były mądrymi kobietami, abym nie musiał wyrywać sobie włosów z głowy, gdy będą dorastały. Chciałbym zaszczepić w nich bakcyla sportowego. Marianna właśnie nauczyła się jeździć na dwóch kółkach. Jestem pod wielkim wrażeniem! Na snowboardzie też już próbuje szusować, a ma dopiero pięć lat. Mam wielką frajdę, gdy patrzę jak moim córkom udaje się czegoś nowego nauczyć. To niezapomniane chwile dla ojca. Widzę, że się rozwijają, widzę, że chcą aktywnie spędzać czas. Będę je teraz namawiał, aby założyły rolki albo wsiadły na deskę i pobujały się ze mną na rampie.
- Dziękuję za rozmowę Beata Banasiewicz/ AKPA