Bartosz Żurawiecki: Bohater czy głupiec?
Media doniosły właśnie o śmierci Wasilija Aleksaniana, wiceprezesa rosyjskiego koncernu naftowego Jukos, bliskiego współpracownika Michaiła Chodorkowskiego, który wciąż odsiaduje długoletni wyrok i trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek wyjdzie na wolność. Także Aleksanian spędził trzy lata w areszcie śledczym, gdzie próbowano wymusić na nim zeznania obciążającego jego szefa. Mimo że już wtedy był ciężko chory, nie dopuszczano do niego lekarzy, a zwolniono dopiero po apelach m.in Rady Europy i Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka.
Tymczasem do naszych kin wchodzi dokument „Chodorkowski” zrobiony przez Niemca, Cyrila Tuschiego. Realizowany żmudnie przez wiele lat, pomimo niemałych przeszkód, dokument śledzi dzieje wzlotu i upadku rosyjskiego miliardera. Michaiła Chodorkowskiego zatrzymano na lotnisku w Nowosybirsku w jego własnym samolocie. Oskarżono o oszustwa podatkowe i skazano na dziewięć lat pobytu w kolonii karnej na Syberii. W roku 2009 wytoczono mu następny proces, zarzucając m.in. kradzież jakichś horrendalnych ilości ropy. Kolejny wyrok oznacza, że Chodorkowski pozostanie w więzieniu do roku 2017. A ponieważ para Putin-Miedwiediew najpewniej będzie jeszcze długo rządzić Rosją, niewykluczone, że nasz bohater przesiedzi za kratkami do końca swoich dni.
Co się stało, jak to się stało, że ten potężny, wpływowy biznesmen, człowiek, który budował system postsowieckiej Rosji, popadł w niełaskę? Osoby, z którymi rozmawia reżyser, m.in. dawni współpracownicy oligarchy (część z nich uciekła z Rosji do Anglii czy Izraela) twierdzą, że Kreml postanowił przejąć majątek Jukosu. Jest to niewątpliwie prawda, ale nie do końca wyjaśnia ona przyczyny zdarzeń. Chodorkowski rzucił władzy wyzwanie i został za swoje zuchwalstwo przykładnie ukarany.
Tuschi stara się nakreślić złożony portret bohatera. Nie czyni z niego ani męczennika, ani wariata, ani demona. W czasach komunizmu był Chodorkowski niczym specjalnie niewyróżniającym się studentem Instytutu Chemii i Technologii w Moskwie, choć jego pierwsza żona twierdzi, że już wtedy miał niejaką charyzmę. Należał do Komsomołu i właśnie nawiązane tam kontakty pozwoliły mu zbudować fortunę już pod koniec lat 80., gdy dawni partyjni aparatczycy przeobrażali się w rekiny biznesu. Założył Chodorkowski m.in. jeden z pierwszych prywatnych banków w Rosji. W filmie wypowiadają się przedstawiciele zachodniej finansjery, który uczyli wtedy „Nowego Ruskiego” podstawowych pojęć z zakresu bankowości.
Tak jak i w Polsce, początki kapitalizmu w Rosji toną w szarej strefie układów, przekrętów i podejrzanych uwłaszczeń. Jak wiadomo, pierwszy milion trzeba ukraść i Chodorkowski bynajmniej nie wyłamuje się z tego schematu. Przemianę przeżył dopiero gdzieś w okolicach nowego tysiąclecia. Porzucił image typowego rosyjskiego krezusa, który zajada się kawiorem i oblewa dziwki szampanem. Założył eleganckie garnitury, markowe okulary, zmienił fryzurę. Przedzierżgnął się w światowego biznesmena pełną gęba. Założył fundację charytatywną, ale przede wszystkim zaczął finansować opozycję i otwarcie krytykować system władzy w Rosji. Kroplą, która przepełniła czarę, było ponoć – transmitowanego przez telewizje – spotkanie Putina z najbogatszymi ludźmi kraju. W jego trakcie Chodorkowski oskarżył prezydenta o pobłażliwość wobec wszechobecnej korupcji.
„Mówią, że Putin śmiertelnie się na mnie obraził, bo przyszedłem na spotkanie z nim bez krawata.” – pisze Chodorkowski w liście do reżysera i dodaje - „To nieprawda. Zawsze szanowałem prezydenta”. „Chodorkowski się wywyższał. Zbyt demonstracyjnie okazywał arogancję rosyjskiej klasie rządzącej” – mówi jeden z rozmówców Tuschiego. Car pokazał buntownikowi, gdzie jego miejsce. Na Syberii. Mógł Michaił zostać zagranicą z miliardami na koncie – ostrzeżeniem wysłanym do niego przez Putina było aresztowanie jednego z szefów Jukosu – ale uparcie wracał do Rosji, by pokazać, że się nie boi. Czy zrobił mądrze?
Dawny pracownik Chodorkowskiego, obecnie na wygnaniu w Londynie, nazywa swojego byłego szefa egoistą i głupcem. Honorowo dał się zesłać zamiast pomyśleć o bliskich i współpracownikach, którzy muszą się teraz się ukrywać przed długą łapą rosyjskiego „wymiaru sprawiedliwości”. Zresztą, sam skazaniec przyznaje – w krótkim wywiadzie, jaki udało się zrobić z nim reżyserowi na sali sądowej – że powinien postąpić roztropniej. Innymi słowy: uciekać z petrodolarami w kieszeni, gdzie pieprz rośnie.
Z dokumentu Tuschiego wyłania się kolejna smutna opowieść o samodzierżawiu. O tym, co na Wschodzie robią tym, którzy podniosą rękę na władzę. Czy Chodorkowski ma przynajmniej szansę stać się symbolem oporu? Świętym, który złożył z siebie ofiarę na ołtarzu demokracji? Cóż, demokracja to nie jest coś, co wynosi się na ołtarze. Jak wynika z wypowiedzi zarejestrowanych w filmie, rodacy Chodorkowskiego mają go raczej – w zgodzie z oficjalną propagandą - za złodzieja słusznie skazanego przez sąd. O dawnym sponsorze nie chcieli rozmawiać z reżyserem przedstawiciele opozycji politycznej w Rosji. Nie udało się też Tuschiemu postawić przed kamerą prawie żadnego z byłych czy obecnych przywódców państw zachodnich. Wyjątkiem jest Joschka Fischer, w początkach stulecia niemiecki minister spraw zagranicznych, który pozbawia nas ostatnich złudzeń co do tzw. idealizmu w polityce. Toteż Zachód po aresztowaniu Chodorkowskiego ograniczył się do wyrażenia drobnego zaniepokojenia.
Komuś jednak najwyraźniej zapuszkowany biznesmen wciąż przeszkadza. Ktoś nie chce, by wyszły na jaw różne sprawki, skoro kilkanaście dni przed premierą filmu okradziono berlińskie biuro Tuschiego. Na szczęście, kopia „Chodorkowskiego” spoczywała już w szafach organizatorów festiwalu w Berlinie. Film cieszy się wszędzie wielkim zainteresowaniem, budzi słuszne oburzenie i złość na to, co się wyrabia w Rosji. A Chodorkowski nie wraca; ranki i wieczory…