Bernardo Bertolucci nie żałował kontrowersyjnej sceny. Aktorka czuła się zgwałcona
"Ostatnie tango w Paryżu" to jeden z najsłynniejszych i najbardziej kontrowersyjnych filmów niedawno zmarłego reżysera. Bertolucci po latach gęsto się tłumaczył z upokorzenia młodej aktorki.
27.11.2018 | aktual.: 27.11.2018 13:22
77-letni Bernardo Bertolucci zmarł po długiej chorobie w poniedziałek 26 listopada. W historii kina zapisał się jako wizjoner, geniusz i skandalista. Szczególnie głośno było o jego zachowaniu na planie "Ostatniego tanga w Paryżu" i późniejszym komentarzu odnośnie skrzywdzenia Marii Schneider: "Czuję się za to bardzo winny, ale nie żałuję".
19-letnia aktorka dopiero zaczynała swoją karierę, gdy przyjęła rolę w filmie o seksualnej relacji pięknej Francuzki i Amerykanina w średnim wieku. Występ u boku Marlona Brando wydawał się spełnieniem marzeń, ale szybko przerodził się w koszmar, z którego nie mogła się otrząsnąć. Podobno po zakończeniu zdjęć Schneider nie odezwała się do reżysea ani słowem, a kiedy kilka lat później spotkali się na festiwalu, oznajmiła: "Nie znam tego pana. Bertolucci to nie reżyser, to gangster!".
O "Ostatnim tangu w Paryżu" z 1972 r. i konflikcie reżysera z aktorką zrobiło się głośno po latach, gdy magazyn "Elle" opublikował archiwalną wypowiedź Bertolucciego. Włoski filmowiec mówił wtedy o scenie seksu analnego, w którym bohater grany przez Brando siłą przytrzymuje młodą kochankę i używa masła jako lubrykantu.
Schneider znała tę scenę ze scenariusza. Brando i Bertolucci nie powiedzieli jej jednak o maśle.
- Jedliśmy z Marlonem śniadanie na podłodze, gdzie kręciliśmy film. Była tam bagietka i masło, i od razu obydwaj pomyśleliśmy o tym samym – opowiadał po latach reżyser.
- W pewien sposób byłem okropny dla Marii, bo nic jej nie powiedziałem. Nie chciałem jednak, aby Maria odgrywała swoje upokorzenie, swój gniew. Chciałem zobaczyć jej reakcję jako dziewczyny, a nie aktorki. Czuję się za to bardzo winny, ale nie żałuję. Czasami, żeby robić kino, osiągnąć coś, musimy być całkowicie wolni – twierdził Bertolucci w wywiadzie, który po latach odbił się szerokim echem w kręgach filmowych.
Swoje oburzenie wyrazili m. in. Jessica Chastain, Anna Kendrick czy Chris Evans. Było to w 2016 r., choć o upokorzeniu na planie Schneider opowiadała prasie już w 2007 r.
- Marlon mówił mi: "Nie martw się, Maria, to tylko film", ale podczas tej sceny, chociaż to, co robił Marlon, nie było prawdziwe, ja płakałam naprawdę. Czułam się poniżona i, szczerze mówiąc, w pewnym sensie przez nich zgwałcona. Po tej scenie Marlon ani mnie nie pocieszył, ani nie przeprosił. Na szczęście kręciliśmy ją tylko raz – mówiła w rozmowie z "Daily Mail". Wówczas jej słowa przyjęto z niedowierzaniem. Mówiono, że to wymysły przebrzmiałej gwiazdy, która chce, aby ponownie było o niej głośno.
- Chciałam być rozpoznawalna jako aktorka, a ten cały skandal i zamieszanie związane z filmem wpędziły mnie w załamanie nerwowe – mówiła po latach aktorka, która po "Ostatnim tangu w Paryżu" została zaszufladkowana jako symbol seksu. Wkrótce zaczęła sięgać po narkotyki, próbowała popełnić samobójstwo i szukała pomocy w szpitalu psychiatrycznym. Zmarła na raka w 2011 r. Miała 58 lat, ponad 50 filmów na koncie i wielki żal, że wszyscy kojarzą ją z "Ostatnim tangiem w Paryżu".
Gdy pięć lat po śmierci aktorki jej słowa o upokorzeniu przez Brando i Bertolucciego przestały być traktowane jako wymysły upadłej gwiazdy, reżyser znowu zabrał głos w tej sprawie. W oficjalnym oświadczeniu mówił o "absurdalnym nieporozumieniu", choć nie zanegował słów Marii i nadal nie żałował podjętych decyzji.
Zobacz także
- Kilka lat temu, Cinematheque Francaise zapytało mnie o słynną sceną z masłem. Powiedziałem, choć może niezbyt jasno, że zdecydowaliśmy z Marlonem Brando nie mówić Marii, że użyjemy masła. Chcieliśmy jej spontanicznej reakcji, ale w związku z nietypowym użyciem masła. Stąd wzięło się nieporozumienie. Ludzie myśleli i myślą, że Maria nie została poinformowana o przemocy, która będzie użyta wobec niej. To nieprawda. Maria wiedziała wszystko, bo czytała scenariusz, a tam wszystko było jasno opisane. Jedyne czego tam nie było, to masło – mówił Bertolucci.
"Ostatnie tango w Paryżu" było wielkim sukcesem artystycznym. Film zyskał dwie nominacje do Oscara (dla Brando i Bertolucciego) i Złotych Globów, zdobywał nagrody na amerykańskich i europejskich festiwalach.