"Biegacz, dz..ka, Arab, mąż". Wyśmiał Francuzów. Prawdziwa jazda po bandzie
"Biegacz, dz..ka, Arab, mąż" to nowa francuska komedia, w której reżyser Alain Guiraudie płynnie przeskakuje z satyry w farsę. Autor w bezlitosny sposób wyśmiał w swoim filmie podejście rodaków do imigrantów, rasizmu oraz terroryzmu. Już wątki związane z seksem niosą tony humoru.
"Biegacz, dz..ka, Arab, mąż" to jeden z tych filmów już samym opisem fabuły zachęcający do seansu. Bo oto mamy Mederica, informatyka w średnim wieku, który podczas porannego joggingu ulicami Clermont-Ferrand spotyka kobietę swych marzeń. Szkopuł w tym, że Isadora pracuje jako prostytutka i ma męża. Naszemu bohaterowi to jednak nie przeszkadza, bo zabiera wybrankę do hotelu, by zafundować jej coś, czego nigdy wcześniej nie doznała z żadnym innym mężczyzną. Gdy okazuje się, że wcale nie była to czcza deklaracja z jego strony, wszystko wywraca się do góry nogami.
Najpierw możliwość erotycznego spełnienia przerywają parze terroryści, którzy zaatakowali miasto, a po chwili zazdrosny mąż. Partner Isadory pozwala jej na tego typu igraszki tylko w godzinach pracy, a te już dawno minęły. Główny bohater jednak nie zamierza się poddać. Próbuje namówić Isadorę do kolejnych schadzek. Międzyczasie w mieście narasta atmosfera strachu i podejrzliwości.
ZOBACZ TEŻ: Zwiastun filmu "Biegacz, dz..ka, Arab, mąż"
Nowy film Alaina Guiraudie zdążył już podzielić nielicznych krytyków, którzy mieli okazję go obejrzeć. Gdy jedni narzekali, że "Biegacz, dz..ka, Arab, mąż" to nic ponad komediowe banialuki, inni docenili ostry żart i często dość absurdalne zwroty akcji. Ja opowiadam się po stronie drugiej grupy, bo trudno nie zaśmiać się przy tak specyficznym mikście społecznej satyry, szalonej farsy i niepoprawnej komedii seksualnej, jaką zafundował nam reżyser. Na tyle celnie uderzył też we Francuzów, że Michel Houellebecq oddałby pół roku życia, by napisać niejedną scenę, jaką można zobaczyć w tym filmie.
Wystarczy spojrzeć, jak Guiraudie wyśmiewa antyimigranckie i klasowe uprzedzenia Francuzów. W jednym z głównych wątków filmu Mederic oraz jego sąsiedzi muszą radzić sobie z Selimem, bezdomnym Arabem. Choć w pewnym stopniu próbują mu pomóc, pozwalając mu spać na klatce w zamieszkanej przez nich kamienicy, to jednocześnie zakładają, że jest jednym z terrorystów, bo jak twierdzą, niemożliwością jest, by Arab we Francji nie miał jakiegoś lokum.
Gdy z czasem łagodzą swój stosunek do jego osoby, to w iście protekcjonalny sposób rozważają nad tym, co zrobić, by Selim… nie stał się dżihadystą. Medericowi w pewnym momencie śni się nawet koszmar, w którym jego mieszkanie przejmują Selim wraz z kolegami-terrorystami.
Guiraudie bezpardonowo punktuje tu rasizm i ksenofobię Francuzów, ale mimo wszystko nie jest całkowicie bezlitosny dla swoich bohaterów. Poprzez nadanie im karykaturalnych rysów sprawił, że w jakimś stopniu budzą oni sympatię. Pomaga też fakt, że nieustannie komplikuje im życie, wrzucając ich w przedziwne sytuacje natury seksualnej lub kryminalnej.
Mederic i Isadora cały czas nie mogą zaznać spełnienia, bo ciągle ktoś im przerywa. Gdy wszyscy myślą, że Selim zniknął na dobre, ten coraz bardziej zadamawia się w kamienicy. Niezmiernie bawi też fakt, że nieatrakcyjny wizualnie Mederic ma takie powodzenie u kobiet i mężczyzn.
Jak już wspomniałem, "Biegacz, dz..ka, Arab, mąż" to nie tylko satyra, ale także i farsa w dobrym francuskim stylu. Najlepiej widać to w trzecim akcie filmu, gdy bohaterowie miotają się z miejsca na miejsce, próbując osiągnąć swoje cele mimo przeciwności losu. Nie jest to rzecz jasna poziom komedii, powiedzmy, Jacquesa Tatiego, ale trzeba pochwalić, jak lekko Guiraudie ograł w swoim dziele skądinąd dość ciężkie tematy społeczne. Śmiejemy się z czegoś, co na dobrą sprawę często wcale takie zabawne nie jest.
Nie da się ukryć, że najnowszy film Guiraudie jest jego najbardziej konwencjonalnym. Nie jest aż tak prowokacyjny i wstrząsający jak jego dwa poprzednie arcydzieła, "Nieznajomy nad jeziorem" i "W pionie", które zaskakiwały swoim odważnym podejściem do seksu, cielesności i śmierci. "Biegacz, dz..ka, Arab, mąż" to przy nich coś w rodzaju bardzo lekkiej gry wstępnej. Jednak Francuz nie zaliczył wtopy, bo jego film zapewnia niezłą rozrywkę. Może nie za wiele ma wspólnego z kinem artystycznym, ale bawi lepiej niż większość ostatnich komedii z tego kraju. W sumie wiele bym dał, aby coś takiego nakręcono w Polsce.
Na koniec wspomnę o zabawnej sprawie z tytułem filmu, bo mamy ciekawe rozbieżności. O ile polskie tłumaczenie zdradza, kim są główni bohaterzy, to oryginalny i anglojęzyczyny tytuł to zupełnie inna bajka. "Viens, je t'emmène" z francuskiego można luźno przetłumaczyć jako "Chodź, zabiorę cię tam". Z kolei "Nobody’s hero" to "Nikt nie jest bohaterem". Inna sprawa, że polski tytuł przez swoją dosłowność przyciąga uwagę. A przecież o to chodzi.
Polska premiera filmu odbyła się podczas festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski