Bóg ma poczucie humoru

„Evan Wszechmogący” to dobra propozycja kinowa dla całej rodziny. Film przede wszystkim bardzo przyjemny i lekki a przy tym całkiem zabawny. To również dobry komediowy popis Steve Carella, który na stanowisku „Wszechmogącego” godnie zastępuje znanego z części pierwszej, czołowego komika Hollywood Jima Carrey’a.

06.02.2008 15:57

Komedia opowiada o Evanie, drugoplanowym bohaterze „Bruce’a Wszechmogącego”, którego spotykamy w momencie gdy wsiada do windy pędzącej na sam szczyt amerykańskiego snu. Bohater, już wcześniej świetnie „ustawiony” jako prezenter telewizyjny zostaje wybrany do Kongresu. Przenosi się do Waszyngtonu, dostaje nowy, piękny dom, podkreślający image samochód, biuro i sztab oddanych pracowników.

Cała ta otoczka powoduje, że Evan robi się nerwowy i chcąc uspokoić zszargane nerwy prosi Boga w modlitwie o pomoc w realizacji przewodniego hasła swojej kampanii wyborczej: „razem zmieńmy świat”. Na efekty swoich próśb nie musi długo czekać. Już następnego dnia objawia mu się Bóg (Morgan Freeman) i nakazuje zbudować Arkę.

Od tego momentu okazuje się, że Bóg ma naprawdę spore poczucie humoru. Zamiast dać jak wcześniej Bruce’owi swoją moc, karze broniącego się rękami i nogami od budowy Arki Evana na coraz to wymyślniejsze i dotkliwsze sposoby. Bo czy da się pogodzić karierę polityka z misją mesjasza?

Na największą pochwałę zasługuje grający głównego bohatera Steve Carell, komik na którym dowcip filmu opiera się praktycznie całkowicie. Świetnym tłem dla jego wygłupów są zwierzęta, które potulnie kroczą za nim przez prawie cały film i dodają jego popisom odrobiny cyrkowej zręczności.

Twórcy „Evana Wszechmogącego” wykazali się dużym poczuciem humoru nie wszystko jednak do końca im wyszło. Chociaż film ma miłe dla oka efekty specjalne ciężko jest uwierzyć, że cała produkcja kosztowała aż 170 milionów dolarów.

Zaskakuje również sam gatunek komedii. „Evan Wszechmogący” jest bowiem przede wszystkim komedią familijną, i chociaż zarówno dziesięciolatkowie jak i ich rodzicie będą się na niej bawić świetnie, ciężko nie zauważyć, że fabuła jak na film o bożym gniewie, ekologicznej katastrofie i korupcji jest dość uboga a przy tym czasem nachalnie moralizująca.

Jeśli po przeczytaniu tej recenzji postanowicie udać się do kina nie przejmujcie się tym, że film rozkręca się dość powoli. Zabawnie jest od początku ale naprawdę śmiesznie robi się dopiero po około dwudziestu minutach.

Film poza gagami ma dla widzów jeszcze jedną niespodziankę. Wpisując się w nowy trend zastępowania nudzących napisów końcowych ciekawymi teledyskami z planu zdjęciowego twórcy „Evana Wszechmogącego” pokazali rozbrajający klip, w którym między innymi zobaczycie tańczącego Boga...

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)