Czesi wpadli do Polski z kamerą. To, co zobaczyli, wstrząsa do głębi

"Nie mieliśmy zamiaru ośmieszać Polaków, ale jak widz widzi coś głupiego, to ma prawo się śmiać" - tłumaczy twórca filmu o polskiej religijności. I zarzeka się: "Ja nie miałem pojęcia, że u was to tak wygląda!".

Kadr z filmu "Jak Bóg szukał Karela"
Kadr z filmu "Jak Bóg szukał Karela"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

01.10.2020 12:40

Rozmawiamy z Filipem Remundą, współreżyserem filmu "Jak Bóg szukał Karela" (dystr. Against Gravity), który wkrótce będzie wyświetlany na specjalnych pokazach w kinach studyjnych w Polsce.

Jacek Dziduszko: Dlaczego przyjechaliście z Vítem Klusákiem (współreżyserem) kręcić film, w którym nabijacie się z Polaków i ich religijności?

 Filip Remunda: To absolutnie nieprawda. Przyjechaliśmy po prostu nakręcić film, ale na początku w ogóle nie wiedzieliśmy, co z tego wyniknie. To miał być film o obecnej sytuacji w Polsce, ale też o spotkaniu Czechów i Polaków. A jeśli wynikło z tego coś zabawnego, to dobrze – niech się ludzie śmieją. Dla mnie i Klusáka śmiech oznacza, że widzowie zaczynają myśleć, zastanawiać się nad tym, z czego się śmieją.

A zatem waszym zamiarem nie było ośmieszenie bohaterów?

Nie. Ale jeśli pokazujemy coś głupiego, to widz ma prawo się śmiać. Jest zresztą takie stare żydowskie przysłowie: "Człowiek myśli, Bóg się śmieje" – ja to rozumiem tak, że Bóg się z nas śmieje, nie bacząc na to, czy jesteśmy Polakami, Czechami czy np. Amerykanami. Zresztą Kundera pisał: "Sztuka powieści zrodziła się z echa bożego śmiechu".

Pierwotny, roboczy tytuł filmu brzmiał "Polski Bóg" – i pod tym tytułem film jest też prezentowany na świecie. Tymczasem w Polsce koniec końców oficjalny tytuł brzmi "Jak Bóg szukał Karela". Skąd ta zmiana? Czy "Polski Bóg" nie był dość wymowny? Przecież widać jak na dłoni, że polska religijność jest dość, powiedzmy, wyjątkowa.

Myślę, że mamy tylu bogów, ile ludzi na planecie. Chcieliśmy, żeby tytuł "Polski Bóg" kojarzył się trochę z "Czeskim snem". Ale nasza montażystka zaproponowała w pewnym momencie: "A co, jeśli film nazywałby się 'Jak Bóg szukał Karela'?". I nam się to bardzo spodobało – oddaje intencje, jakie chcieliśmy zawrzeć w filmie.

Materiały prasowe
Materiały prasowe

A propos "Czeskiego snu" – czy uważacie, że z wiarą części ludzi w Polsce jest tak samo, jak z tym supermarketem w waszym najgłośniejszym filmie? Że poza fasadą nie kryje się za wiele, jest tylko pustka?

Kilka lat temu, jak wyruszyłem robić research do Polski, nie miałem pojęcia, że sprawa z religijnością wygląda u was tak właśnie. Jeden z bohaterów, zakonnik, mówi, że Bóg nie kojarzy się mu z miłością, ale ze strachem – Boga się trzeba bać, robić wszystko, co twoi przełożeni ci każą, żeby Bóg był szczęśliwy. W Czechach wiara nie jest tematem debaty publicznej, więc miałem takie wyidealizowanie wyobrażenie Boga – jako czegoś wielkiego, co trzeba podziwiać (także w kategoriach estetycznych, więc pięknego), czegoś, o czym trzeba rozmyślać w duchu.

Tymczasem w Polsce można spotkać Boga na każdym kroku – w postaci pomników, krzyży, napisów na domach czy nawet w postaciach ludzi, którzy się modlą albo często powołują na swoją wiarę. I to było dla mnie ogromne odkrycie. Zrobiliśmy ten film też po to, żeby pokazać go Czechom i spróbować im wytłumaczyć, jak to jest z tymi Polakami i ich wiarą.

Czesi się Boga chyba nie bardzo boją… Jak byłem pierwszy raz w Pradze, jako student pierwszych lat studiów, kompletnie bez grosza przy duszy, to do żadnego z zabytkowych kościołów, jak katedra św. Víta, nie było darmowego wstępu – żeby wejść do środka, musiałem przykładowo zdrzemnąć się gdzieś nieopodal w parku, wstać przed siódmą rano i wejść na poranną mszę dla wiernych, gdzie jeszcze nie inkasowano za wstęp. Może po prostu dla Czechów kościoły to sposób na niezły biznes?

 Widzisz, dobrze, że o tym wspominasz, bo jeszcze kilka lat przed twoim przyjazdem wstęp do katedry św. Víta był wolny. Ale kościół katolicki stwierdził w pewnym momencie, że można by zarabiać na turystach, którzy chcą zwiedzić katedrę. Jeśli przed wejściem powiesz, że jesteś wierzący i przyszedłeś się pomodlić, to wpuszczą cię za darmo. Ale władze kościoła w pewnym momencie zrozumiały, że w ten sposób można sprzedawać kit na wejściu, tylko po to, żeby sobie za darmo pozwiedzać zabytkowe miejsce. Dlatego wprowadzono taką straż przy wejściu, która wchodzi z wiernymi i pilnuje, czy aby na pewno się modlą, jeśli jednak wizyta będzie miała charakter bardziej turystyczny, wtedy będą chcieli cię skasować.

Tak że jasne, biznes turystyczny istnieje, ale też w innym wymiarze. Ostatnio czytałem artykuł o tym, że władze czeskiego kościoła założyły sieć hoteli, ale nie miały pojęcia, jak się robi taki interes, więc sprzedali te hotele jakiemuś innemu podmiotowi. W każdym razie próbują zbić kapitał na majątku, który wrócił w posiadanie kościoła po upadku komunizmu.

 U nas to samo miało miejsce z początkiem lat 90.

Ale ja tego w ogóle nie rozumiem! Robią naprawdę spore pieniądze, np. na płatnych parkingach i nie tylko. Pieniądze dają oczywiście władzę, więc potem kler może się sprzymierzyć z politykami i próbować wpływać na zmianę prawa. Przykładowo, żeby prawo jeszcze bardziej dyskryminowało osoby ze spektrum LGBT. W Czechach kościoły stoją puste i my tutaj postrzegamy kościół katolicki jako coś archaicznego, rodem ze średniowiecza. No a księża? Przecież mają stroje jak z bajek dla dzieci. Tymczasem przykład Polski pokazuje nam, że za tą fasadą kryją się inne zamiary.

Materiały prasowe
Materiały prasowe

No właśnie – kręciliście zdjęcia choćby w Licheniu, gdzie wszystko wydaje się być ze złota, na licznych straganach można kupić dziesiątki tysięcy pamiątek…

Tak, Licheń to taki Disneyland. Ale jeszcze ciekawsze w filmie jest to, jak wyglądała reakcja waszego kościoła na sztukę "Klątwa" w Teatrze Powszechnym. U nas było podobnie, kiedy Oliver Frljič chciał wystawić w Brnie sztukę "Nasza przemoc, wasza przemoc", to episkopat też był przeciwko. Sprowokowali też reakcje innych ludzi. Na przykład grupa facetów tytułujących się jako "Slušní lidé", którzy na pierwszy rzut oka wyglądają jak zwykli skinheadzi, organizowała protesty przed teatrem.

Zatem są pewne zbieżności między tym, co dzieje się w Polsce i Czechach. Widać, że gdyby kościół był u nas choćby trochę silniejszy, to ich wpływ na debatę publiczną i politykę byłby znacznie większy. I zacząłby po prostu ograniczać nasze życie – a tego nie chcę. Nie mam nic przeciwko ludziom wierzącym, ale jestem przeciwny ograniczaniu wolności.

W filmiku, w którym promowaliście zrzutkę crowdfundingową na dokończenie produkcji, widać kilka przebitek ze scen, których nie ma w filmie. A zatem pytanie: jak wiele było materiału, z którego musieliście zrezygnować oraz czy były takie sceny, o których pomyśleliście: "O, to za wiele. To z pewnością obrazi wielu Polaków, więc wylatuje"?

 Myślałem raczej w kategoriach, żeby nie obrazić pana Boga oraz samego siebie. Jeśli coś wyleciało, to z powodów dramaturgicznych albo wynikających z jakości, przykładowo: dana scena wyszła jakoś mało realistyczna, więc z niej rezygnowaliśmy.

Obraz

 Odwrócę zatem to pytanie: czy czegoś nie udało wam się nakręcić? Poza tym, że nie weszliście z kamerą od siedziby Radia Maryja.

Takich rzeczy było chyba z milion. Rzeczywiście bardzo zależało mi na rozmowie z Rydzykiem. Nawiasem mówiąc, bardzo podoba mi się, jak o nim mówicie: ojciec dyrektor. Jakby sam "ojciec" to było za mało. Chciałem z nim pomówić, bo skoro na konto radia Maryja wpływa mnóstwo pieniędzy od słuchaczy i słuchaczek, a potem radio ingeruje w politykę i współpracuje z PiS-em, to ten temat warto poruszyć.

Chciałem też spytać, dlaczego Rydzyk nie udziela wywiadów innym mediom poza swoimi, dlaczego stworzył całe imperium medialne, łącznie ze szkołą, w której kształci swoich przyszłych dziennikarzy… No ale to się nie udało. Chciałem też znaleźć dostojników kościelnych, którzy idą za głosem papieża Franciszka, który mówi, że kościół nie powinien się bogacić – ale takich, którzy zechcieliby wypowiedzieć się przed kamerą, nie znalazłem.

Chcieliśmy też nakręcić ex-księdza-youtubera, Natanka, który był dla kościoła tak hardkorowy, że go ekskomunikowano – robił np. filmiki o tym, że jeśli młody człowiek słucha heavy metalu, to z pewnością jest satanistą. Wreszcie chcieliśmy nakręcić sceny z księdzem-filozofem, ale ten z kolei chciał mówić przede wszystkim o filozofii, a nie o swoim życiu prywatnym – o tym, że odszedł z zakonu z powodu miłości do kobiety, swojej przyszłej żony. A szkoda, bo pomimo tego, że w filmie pojawia się dużo tematów stricte politycznych, to chciałem mieć jakąś scenę mistyczną: prawdziwego spotkania człowieka z Bogiem.

Chcieliśmy też zrobić materiał z księdzem Andrzejem Szpakiem (zmarł w listopadzie 2017 r – przyp. J.D.), znanym jako duszpasterz hipisów. Przyjaciele z Czech go znali, mówili: pogadajcie z nim, on nie jest radykałem, tylko bardzo otwartym człowiekiem. No więc kiedy z nim kręciliśmy i spytaliśmy o sprawę innego księdza, oskarżonego przez kilka kobiet o molestowanie seksualne, to się uniósł, mówiąc: "Dlaczego chcecie rozmawiać tylko o przykrych sprawach, o przeszłości? Przecież wybaczać jest cechą chrześcijanina, więc powinniśmy mu wybaczyć" i urwał temat. Wtedy doszło do mnie, że nawet "dobry" ksiądz musi trzymać się ściśle dogmatów organizacji, której podlega.

Zobacz zwiastun: "Jak Bóg szukał Karela"

Wspomniałem wcześniej o zrzutce na dokończenie filmu… Kto wpłacał datki? Polacy? Czesi? A może George Soros?

Zrobiliśmy zrzutkę specjalnie dla Polaków. Obyło się bez Sorosa. Ludzie z Polski wpłacali niewielkie sumy – podejrzewam, że byli to ludzie po prostu ciekawi, jak Czesi będą postrzegać polską religijność.

A może to byli po prostu niewierzący? Poza tym, co pokazujecie w waszym filmie, Polska jest też bardzo szybko sekularyzującym się społeczeństwem: coraz więcej osób występuje z kościoła, podpisując apostazję, 30% dzieci w szkołach nie uczęszcza na lekcje religii, a czarne marsze przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego gromadzą więcej osób niż pielgrzymki na Jasną Górę. Może to, jak Polacy, powoli, ale sukcesywnie, odchodzą od Kościoła, też byłoby ciekawym tematem na film?

 Z pewnością. Bardzo chciałem nakręcić sceny z czarnego protestu, ale przy produkcji pracowało tak wiele osób, że nie udało ich się wszystkich ściągnąć na czas do Krakowa, gdzie mieliśmy zrobić setki z organizatorkami krakowskiej odsłony protestu. Przyjechaliśmy za późno i rozmowy z nimi nakręciliśmy w studiu – i to już nie było to samo. Więc ostatecznie to nie weszło do filmu. Kręciliśmy też sceny z pastafarianami…

…którzy nie dostali koniec końców zgody Sądu Najwyższego na zarejestrowanie swojej religii i Kościoła jako oficjalnie funkcjonujących w Polsce.

A, to ciekawe! Pamiętam, że oni że oni robili przed kamerą głównie jakieś żarty z durszlakiem na głowie, z potworem spaghetti w roli głównej. Nasz reżyser i bohater Karel powiedział, że to jednak nie jest to, co nas interesuje, ale wtedy jedna z pastafarianek wyjawiła nam swoją historię o tym, jak źle czuje się w Polsce, że ma problemy z wypisaniem się z kościoła, mimo że jest niewierząca. Więc tak, było trochę też takich tematów.

Materiały prasowe
Materiały prasowe

 Może więc macie już jakiś materiał na sequel?

 Sequel albo jakiś bonus na DVD. Mieliśmy też sceny z Czechem i Polką, którzy zakochali się w sobie, mieli dziecko – no i oczywiście rodzina dziewczyny nalegała, żeby dziecko zostało ochrzczone, więc tak się stało. Potem zmieniła się władza w Polsce i kościół dostał mnóstwo przywilejów, więc jak urodziło się kolejne dziecko, to Czech się postawił i powiedział, że chrzcić kolejnego już nie pozwoli. To był też świetny wątek, ale formalnie nie pasował do całości – cała sytuacja została tylko opowiedziana przez bohaterów, a to nie miało już takiej siły, jak gdyby to było filmowane w trakcie całego konfliktu.

Czesi znani są z tego, że lubią mistyfikować – nie mówię tu tylko o waszym "Czeskim śnie", ale też o Jarze Cimrmanie, Hasku, Zelence… To u was długa tradycja. Więc może zdradzisz, czy w tym filmie też mamy jakieś "udawane" momenty. Na przykład: widz myśli, że ogląda dokument, ale scena od początku do końca została ustawiona i zagrana.

Nic nie było udawane. Nasz jest koncept fabuły, ale to Karel, także przecież reżyser, jeździ z ekipą i kręci film. Mimo to nie jest aktorem, jest bardziej naszym bohaterem. Wszystko, co oni z ekipą nakręcili, jest w 100% autentyczne. My to potem tylko zebraliśmy do kupy i zrobiliśmy z tego nasz film.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (605)