"Jak Bóg szukał Karela". Czesi pokazują absurdy Polski katolickiej
Polaków i Czechów łączy ponad 700 km wspólnej granicy. Jeśli chodzi o podejście do wiary: zdecydowanie więcej nas dzieli. Czescy filmowcy wsadzają kij w mrowisko i punktują nasze absurdy.
Zaczynają się od Świebodzina. Jezus, syn cieśli, doczekał się tam 36 metrowej żelbetonowej rzeźby, która króluje nad miastem. W koronie pomnika za około 6 mln złotych kryły się jeszcze do niedawna anteny, dzięki którym rozsyłano sygnał internetowy. Czesi patrzą na to i nie dowierzają. - Moje dzieci nie zrozumiałyby, że to jest Jezus. A nie są głupie - mówi Karel, tytułowy bohater filmu "Jak Bóg szukał Karela", którego postprodukcja udała się dzięki wsparciu internautów.
Autorzy słynnego "Czeskiego snu" kilkukrotnie przyjeżdżali do Polski, by zrozumieć, na czym polega polski katolicyzm i jaki wpływ Kościół ma na społeczeństwo. Szukali Boga w jednym z najbardziej wierzących państw tej części świata. Boga znaleźli jedynie nikłe ślady, za to całe mnóstwo absurdów.
Zobacz: Urodziny Radia Maryja. Policja sprawdza gości
Już na samym początku filmu Karel i reszta ekipy zaznaczają: "nie przyjechaliśmy do Polski po to, żeby się naśmiewać z religii". Oni jako ateiści próbują zrozumieć, jacy są Polacy-katolicy, jak nasza wiara przekłada się na szanowanie drugiego człowieka.
"Nie przyjechaliśmy tu, by mówić, że Boga nie ma. Nikt tego w filmie nie mówi. Zawsze myślałem, niezależnie od wyznania, że religia ma służyć człowiekowi, by miał wewnętrzną siłę, by potrafił ujarzmić przyrodę, żyć z nią w zgodzie, znaleźć w niej swoje miejsce" - mówi jeden z operatorów.
Ruszają w Polskę. Czesi odwiedzają m.in. Licheń, gdzie szukają Boga w pozłacanej świątyni. Na jednych bazylika robi wrażenie, innych przeraża przepychem. Czechów... zadziwia. Na schodkach czytają książeczkę, którą może kupić sobie każdy odwiedzający Licheń. Są w niej wymienione rzeczy, które Kościół katolicki uważa za grzech. Karel czyta, że złem jest masturbacja, związki homoseksualne i... in vitro. I płacze, bo sam ma dziecko, które urodziło się metodą in vitro.
- Zrozumiałem, że w tym kraju bym go nie miał. A może nawet byłbym ekskomunikowany - mówi, oczywiście przeginając z naszej perspektywy, ale przecież on tego nie może wiedzieć. Kościół w końcu stawia w tej książeczce sprawę jasno.
Czesi uczestniczą w obchodach rocznicy Chrztu Polski, jadą do Torunia, gdzie zaczepiają i pytają słuchaczy Radia Maryja, jak to jest, że rozgłośnia nawołuje z jednej strony do miłości do Boga, a z drugiej do antysemityzmu.
Czesi nie pomijają też najmroczniejszych zakamarków polskiego Kościoła. Mowa o nadużyciach seksualnych.
To najmocniejsza część filmu, która pokazuje, że często wiara to tylko fasada, powierzchowność. Czesi nie muszą tego nawet komentować. Nie diagnozują nas. Pokazują prostą sytuację.
Jest w "Jak Bóg szukał Karela" taki moment. Ekipa dołącza do pielgrzymki na Jasną Górę. Ksiądz wita ateistów, żartuje, zachęca tłum pielgrzymów, żeby się za nich modlili i generalnie wszyscy przyjmują ich z otwartymi ramionami. Czesi wszystko kręcą, ale twarzy księdza nie pokazują. Po chwili wiadomo, dlaczego.
Po dwóch dniach spędzonych razem na pielgrzymce docierają do Częstochowy. Tam dowiadują się (przynajmniej tak to pokazane jest w filmie), że 6 terapeutek zeznało niezależnie, że ów ksiądz poniżał je seksualnie. Miał m.in. obmacywać ich piersi. Został nieprawomocnie skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu za seksualne poniżanie.
Czesi podchodzą i grzecznie (naprawdę, grzeczniej się już nie da) pytają: "czy to prawda?". Słyszą w odpowiedzi: "To nie jest prawda, że tak było, a że rzeczywistość się odbyła, to jest inna rzecz" - cokolwiek to znaczy.
- Po tych dwóch wspólnych dniach to ja nie wiem, co mam o tym myśleć - komentuje Karel, a ksiądz odpowiada: - Państwo mogą myśleć, co chcą.
I czar pryska.
Chwilę po księdzu pojawia się jedna z jego - tak to wygląda - parafianek, uczestniczka pielgrzymki i mówi, co ona myśli o filmowcach: "Skąd wy jako węże wpełzli tu i zadajecie pytania!".
Film "Jak Bóg szukał Karela" jest do obejrzenia na trwającym festiwalu Millenium Docs Agains Gravity. Warto zobaczyć, jak w oczach Czechów wypada polski katolicyzm. To gorzki obraz Polski, ale doprawiony humorem sytuacyjnym, którego nie da się streścić w kilku zdaniach.