''Bogowie'' - Serce nie sługa [RECENZJA]
Gdyby „
Reżyser zabiera widzów w podróż do lat 80. XX wieku. Okazuje się, że w niektórych dziedzinach życia trzy dekady są jak lata świetlne. Tak jest w kardiochirurgii. Oglądając świat przedstawiony, ma się wrażenie, że przeniesiono nas w mroki średniowiecza. Transplantacja serce wydaje się pieśnią przyszłości, marzeniem, którego jeszcze bardzo długo nie da się spełnić. Nasi rodacy z niepokojem patrzą na możliwość takiej ingerencji w ludzkie ciało. Żona martwi się, czy z sercem kogoś innego jej mąż po operacji wciąż będzie ją kochał, a ojciec prawie dorosłej córki zastanawia się, czy jest tylko eksperymentem w rękach lekarzy. Czy jeśli umrze na operacyjnym stole, kardiochirurdzy będą dalej próbować przeszczepów?
Zbigniew Religa (kapitalny Tomasz Kot) na pewno. Bohatera zapożyczono z rzeczywistości. Religa był pionierem transplantacji serca w Polsce. Operacje, które przeprowadził, zapisały się w światowej historii medycyny. Jego dokonania rozsławiły klinikę w Zabrzu. Palkowski portretuje go jako człowieka świetnie wykształconego, ale niezwykle niecierpliwego. Kardiochirurg ma temperament harcerki na amfetaminie, co pozwala wnieść do filmu żarty sytuacyjne. Inteligentne dialogi wprowadzają zaś humor słowny. Dzięki komediowej konwencji „Bogowie” nie popadają w patos. Religa nie staje się tym samym pomnikowym bohaterem., a film laurką. Nie jest to też klasyczna biografia - o samym życiu lekarza dowiadujemy się niewiele. To film o obsesji, która doprowadziła do wiekopomnych osiągnięć, ale sporo kosztowała. To ona niszczy małżeństwo bohatera i jego życie prywatne. Ona powoduje, że zaczyna zaglądać
do butelki. To przez nią zaczynamy czuć się niewygodnie w kinowym fotelu, kiedy widzimy, ile ludzkich istnień kosztuje postęp medycyny.
Niepotrzebnie twórcy chcieli pokazać, że Religa traktował swoich pacjentów indywidualnie. Że nie dopadła go znieczulica będąca chyba warunkiem przetrwania w tym zawodzie. Scena, kiedy lekarz płacze po nieudanej operacji małej Ewki, jest sztuczna i melodramatyczna. Tak jak byśmy nie mogli mieć wątpliwości, że Religa działa w dobrej wierze, że wciąż przysięga Hipokratesa definiuje jego działanie. Ale właśnie te wątpliwości są tutaj nader ważne. Bo czy faktycznie Religa miał prawo do tego, żeby przeprowadzać eksperymentalne transplantacje serca, jeśli tak wiele czynników wskazywało na to, że pacjent umrze? Historia już go oceniła. Dziś wiemy, że było warto. Ale dlaczego nie gdybać na ten temat w filmie?
W tym kontekście zachowawczość okazuje się przewinieniem, za to jest wielką zaletą w kwestii polityki. Narracja na temat PRL-u jest z niej zwolniona. To nie władza stoi na przeszkodzie postępu medycyny, tylko konserwatywni lekarze. Kwestia partyjności, owszem, pojawia się tu na chwilę, ale głównie po to, żeby wprowadzić kolejny smaczny dowcip. Nie jest więc Religa „naszym”, bohaterem „Solidarności” czy innym bojownikiem o wolność, tylko mającym w nosie aktualne doktryny człowiekiem zafiksowanym na punkcie swojej pracy. Chwali Religa sytuacje w krajach Zachodu, mówiąc, że tam się nie boją, że tam szukają i eksperymentują. Ale nie oznacza to, że ma ochotę spakować manatki i dołączyć do pionierów za oceanem. Wręcz przeciwnie – zadaje sobie pytanie, dlaczego w Polsce nie miałoby być tak samo?
Po projekcji „Bogów” ma się wrażenie, że Łukasz Palkowski zadał sobie takie samo pytanie w kontekście polskiego kina. Dokonana przez niego transplantacja kina też zakończyła się sukcesem.
Ocena: 7/10