"Bros". Nie obejrzeli, ale zaatakowali. Ta komedia rozwścieczyła homofobów

Od kilku dni w polskich kinach można oglądać gejowską komedię romantyczną "Bros", co samo w sobie jest dość znaczącym wydarzeniem. Choć film ostatecznie nie wymyka się skostniałej konwencji, to tu i ówdzie potrafi rozśmieszyć ostrymi żartami. Jest też przy okazji kolejną ofiarą praktyki tzw. review bombingu.

"Bros" opowiada o relacji dwóch gejów
"Bros" opowiada o relacji dwóch gejów
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.
Kamil Dachnij

08.11.2022 | aktual.: 08.11.2022 18:31

"Bros" od początku reklamowano jako pierwszą gejowską komedię romantyczną nakręconą przez duże hollywoodzkie studio (w tym przypadku chodzi o Universal). Wystarczy jedno spojrzenie na obsadę filmu, by przekonać się o tym, że PR-owcy nie kłamali - większość aktorów i aktorek to osoby LGBTQ. Choć dzieło wyreżyserowane przez Nicholasa Stollera opowiada historię, którą doskonale znamy z setki innych produkcji, to jednak w swojej początkowej i przy tym najbardziej swobodnej narracyjnie fazie dość zabawnie naśmiewa się z wielu rzeczy. W szczególności celnie skomentowano to, jak maintreamowe kino wykorzystało w ostatnich latach gejowską kulturę do własnego użytku.

Dobitnym potwierdzeniem tego jest scena, w której Bobby Leiber (Billy Eichner), autor popularnego podcastu i świeżo upieczony dyrektor powstającego właśnie muzeum historii i kultury LGBTQ, wspomina swoją rozmowę z pewnym hollywoodzkim producentem. Mężczyzna chciałby, aby Bobby napisał miłą komedię, która pokaże widzom, że geje są tacy sami jak heteroseksualni ludzie. Jednak główny bohater zajadle temu zaprzecza, wygłaszając na ten temat tyradę.

Zobacz: zwiastun filmu "Bros"

W "Bros" dostaje się też słynnym filmom. Bohaterzy naśmiewają się z "Kac Vegas" czy "Tajemnicy Brokeback Mountain", w której heteroseksualni aktorzy zagrali "smętnych gejów kowbojów". Nie oszczędzono też "Bohemian Rhapsody". Wielki hit ma być filmem o tym, jak Freddie Mercury ten jeden raz uprawiał seks z kobietą. Takie podsumowanie to strzał w dziesiątkę, gdy przypomnimy sobie, jak po emisji tej produkcji TVP próbowało wmówić widzom, że lider Queen miał m.in. "żonę, z którą chciał założyć rodzinę, co byłoby definicją szczęśliwego domu" (Mercury w rzeczywistości nie był żonaty).

Pomijając tego typu ciosy w Hollywood (a także sporo nawiązań do różnych komedii z Meg Ryan), "Bros" podąża konwencją każdej komedii romantycznej, więc osoby nieprzepadające za tym gatunkiem raczej mogą go pominąć. Główną różnicą jest rzecz jasna fakt, że w filmie Stollera dla odmiany oglądamy miłosne zawirowania dwóch sympatycznych gejów - wspomnianego wyżej Bobby’ego oraz Aarona (Luke Macfarlane). Bohaterzy początkowo nie chcą wchodzić w poważną relację, ale z czasem zmieniają zdanie. Jednak szybko przekonują się, że zbudowanie trwałego związku nie jest takie proste. To, co dzieje się dalej, możecie odgadnąć bez większego problemu.

Billy Eichner i Luke Macfarlane to odtwórcy głównych ról w "Bros"
Billy Eichner i Luke Macfarlane to odtwórcy głównych ról w "Bros"© fot. mat. pras.

W "Bros" jest mnóstwo żartów i odniesień do życia gejów, co wiąże się z tym, że mogą być one niezrozumiałe dla wielu widzów nieobytych choćby ze slangiem środowisk LGBTQ. Słyszymy określenia jak "Cis" czy "Voguing". Często wspomina się o buncie mniejszości seksualnej w Stonewall. W scenariuszu nie zabrakło wątków z ikonami LGBTQ - padają nazwiska Cher, Barbry Streisand, Mariah Carey czy Jamesa Baldwina. Widzimy też, jak wyglądają randki umawiane za pomocą aplikacji Grindr. Można by tak jeszcze wymieniać.

Ten aspekt niestety sprawił też, że "Bros" padło ofiarą wyjątkowo podłej praktyki internetowej - tzw. review bombingu, czyli zbiorowego ocenienia negatywnie danej pozycji bez wcześniejszego zapoznania się z jej treścią. Jeszcze przed swoją oficjalną premierą w kinach film zebrał ponad 300 jednogwiazdkowych recenzji na stronie IMDb. Jego średnia w pewnym momencie spadła do 5.5/10 (teraz jest trochę lepiej). W opiniach dominowały jawnie homofobiczne ataki.

Cała sytuacja rozzłościła Eichnera, który na Twitterze napisał wprost: "P..przyć ich! Jeśli nie jesteś homofobiczną kupą g..na, idź do kina na ‘Bros’". Tym samym film dołączył do powiększającej się ostatnio listy dzieł, które stały się celem kampanii nienawiści trolli - wystarczy wspomnieć o "Pierścieniach Władzy", "Kapitan Marvel" czy "She-Hulk".

To przykre zamieszanie wokół "Bros" nie zmienia faktu, że jest to swoisty filmowy paradoks. Mamy komedię romantyczną, która pod kilkoma względami pokazuje nam coś nowego, ale ostatecznie fabularnie nie jest w stanie wyrwać się ze schematu swojej konwencji. Jest nieźle wyreżyserowana i zagrana (zwłaszcza kreacja Eichnera), ale nie oszukujmy się - zapotrzebowanie na tego typu dzieła ostatnimi czasy dość wyraźnie spadło. To tłumaczy też, dlaczego produkcja nieszczególnie dobrze poradziła sobie w kinach w USA, choć zebrała świetne recenzje od krytyków.

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Film
filmhollywoodlgbtq
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)