Buntownik bez powodu
Nie ulega wątpliwości, że debiutancki „Hardkor Disko” Krzysztofa Skoniecznego to film szalenie efektowny. Czy jednak w pełnej niedopowiedzeń historii o zemście znajdziemy coś więcej niż uderzającą do głowy formę?
Marcin (Marcin Kowalczyk), człowiek znikąd, przybywa do wielkiego miasta z tajemniczą misją. Kieruje nim gniew i niepowstrzymana żądza zemsty, w dłoni trzyma nóż. Kiedy chłopak spotyka na swojej drodze Olę (Jaśmina Polak), rozpieszczoną smarkulę z „dobrego domu”, ta bez wahania otwiera przed nim drzwi swojego domu. Bohater szybko zdobywa zaufanie zafascynowanej nim dziewczyny oraz jej zamożnych rodziców: związanej z teatrem matki (Agnieszka Wosińska) oraz ojca (Janusz Chabior), architekta, który niegdyś złożył własne ambicje na ołtarzu finansowej niezależności. Nikt z nich nie podejrzewa, że Marcin może być niebezpieczny.
Nie można odmówić debiutowi Krzysztofa Skoniecznego, uznanego twórcy teledysków, efektowności. „Hardkor Disko” urzeka plastycznymi zdjęciami Kacpra Fertacza, rytmicznym montażem Sebastiana Mialika i aktorstwem najwyższej próby. Warto zwrócić uwagę również na ścieżkę dźwiękową, łączącą w sobie klasyczne brzmienie Haendla (słynna „Sarabanda” nieodmiennie kojarząca się z „Barrym Lyndonem” Stanleya Kubricka) reprezentatywne dla „pokolenia disko” utwory Anny German, Bajmu, Dwa Plus Jeden oraz nowoczesne „hardkorowe” kawałki Sorry Boys, Slutocasters czy Mary Komasy. Największe wrażenie w „Hardkor Disko” robią dynamicznie zmontowane fragmenty mocno zakrapianych alkoholem i szaleństwem imprez – widać tu wprawną rękę artysty, który doświadczenie zdobywał na planach teledysków. Znacznie gorzej Skonieczny radzi sobie z utrzymaniem napięcia w scenach długich ujęć (wyraźnie nawiązujących do twórczości Michaela Hanekego, na czele z „Funny Games”).
Bardzo to wszystko ładne i atrakcyjne, ale zamierzona przez reżysera próba stworzenia portretu młodego pokolenia nie do końca się udaje. Bohaterowie Skoniecznego są przerysowani i jednowymiarowi, każdy z nich podpada pod konkretną kategorię: uciekająca w świat narkotyków i seksu, poszukująca własnej tożsamości Ola, naiwni rodzice niepotrafiący nawiązać kontaktu z własną córką, mroczny i intrygujący, a w swojej nieprzeniknionej tajemniczości wręcz groteskowy Marcin. To bardziej wycinek konkretnej grupy społecznej napędzanej nieustającą pogonią za przyjemnością niż uniwersalna reprezentacja współczesnych młodych ludzi; postaci „bez właściwości”, których motywacji i problemów nie sposób zrozumieć. Na tym tle inspirowany antyczną tragedią grecką wątek zemsty Marcina, ukazanego jako dążącego do autodestrukcji mściciela, wypada nieprzekonująco. Nie wiadomo, dlaczego chłopak decyduje się skrzywdzić Olę i jej rodzinę; pojawiające się po drodze strzępki wyjaśnień nie uzasadniają wyboru bohatera, nie dodają mu
wiarygodności. Chęć pozostawienia widzowi miejsca na własną interpretację przedstawianych zdarzeń odbija się filmowi czkawką. To, co na początku stanowi intrygujące i wywołujące niepokój niedopowiedzenie, w rękach niedoświadczonego reżysera sukcesywnie zamienia się w drażniącą narracyjną niespójność.
Skonieczny to z pewnością utalentowany twórca, którego poczynania warto śledzić. Niestety „Hardkor Disko” wpada w pułapkę przerysowania, typowego dla polskiego kina opowiadającego o młodych ludziach. Trzymam kciuki, by następnym razem było lepiej.