Była krytykowana od najmłodszych lat. Dziś Doris Day unika ludzi i pomaga zwierzętom
Doris Day świat show-biznesu porzuciła pod koniec lat 70. i wcale nie tęskni za blaskiem fleszy. Aktorka i piosenkarka, która właśnie skończyła 95 lat, zaszyła się w domu i szerokim łukiem omija wszelakie branżowe imprezy. Trudno się jej dziwić. Gdy przed kilkoma laty Day zjawiła się na oscarowej gali, znalazła się pod obstrzałem mediów. Wielki powrót stał się okazją do okrutnych kpin – szydzono, że Day miała problemy z mówieniem. Dawnej gwieździe wytykano również operacje plastyczne, które przyniosły więcej szkody niż pożytku.
Przez jakiś czas aktorka próbowała udawać, że złośliwe docinki zupełnie jej nie ruszają. Kilka lat temu zjawiła się nawet na kolejnej imprezie, tym razem dobroczynnej.
Gwiazda wzięła udział w zbiórce finansów na cele charytatywne. Tym razem została przyjęta znacznie cieplej i spotkała się z wyrazami sympatii. Ale nie da się ukryć, że poprzednie okrutne i pełne jadu komentarze naprawdę ją zabolały i aktorka długo nie mogła zrozumieć, dlaczego stała się ofiarą medialnych ataków.
Mogłoby się wydawać, że aktorkę, która przeszła w życiu tak wiele, trudno zranić. Jednak nic bardziej mylnego. Day już od dzieciństwa musiała stawiać czoła przeciwnościom losu, ale kolejne nieszczęścia wcale jej nie zahartowały. Jako nastolatka miała poważny wypadek samochodowy, który przekreślił nadzieje młodej dziewczyny na karierę tancerki.
Gdy została gwiazdą filmową, musiała znosić kpiny i docinki. Ludzie wyśmiewali jej słodki i niewinny wygląd, nazywając aktorkę "reliktem minionych czasów". To sprawiło, że Day zaszyła się na kilkadziesiąt lat w swoim domu.
Nie układało się jej też w sferze uczuciowej. Pierwszy mąż, Al Jorden, znęcał się nad nią aż do rozwodu. Drugie małżeństwo, z George'em Weidlerem, przetrwało tylko trzy lata. Martin Melcher był wspaniałym partnerem, ale po jego przedwczesnej śmierci Day odkryła, że zostawił po sobie ogromne długi, które musiała spłacić.
Czwarte małżeństwo z Barrym Comdenem również zakończyło się rozwodem - mężczyzna twierdził, że Day woli towarzystwo swoich psów niż jego. Ale największa tragedia, którą aktorka bardzo ciężko przeżyła, wydarzyła się 13 lat temu. W 2004 roku zmarł jej ukochany syn, Terrence Jorden (na zdjęciu powyżej).
Pocieszenie znalazła w działalności charytatywnej na rzecz zwierząt. Day zaczęła unikać ludzi, całą uwagę poświęcając czworonogom w potrzebie. Z zaangażowaniem walczyła o ich prawa, a ze swojego domu uczyniła prawdziwy przytułek, przygarniając kolejne porzucone psy i koty. Żadnemu nie potrafiła odmówić pomocy.
Od czasu do czasu w mediach pojawiały się doniesienia o pogarszającym się stanie zdrowia samotnej i opuszczonej przez bliskich aktorki. Zewsząd płynęły propozycje pomocy. Wszyscy zapewniali, że gdyby tylko Day zechciała pokazać się publicznie, powitano by ją z otwartymi ramionami. Szkoda tylko, że na obietnicach się skończyło.