"Byłem zdesperowany". Nie ukrywa, że zrobił to dla pieniędzy
Słynny brytyjski aktor, dwukrotny zdobywca Oscara, Michael Caine, filmy w których występował dzielił na trzy kategorie. W pierwszej przyjmował rolę dla aktorskich wyzwań, w drugiej dla dobrej zabawy, w trzeciej dla pieniędzy. Nietrudno zgadnąć, dlaczego w 1994 roku zagrał w filmie "Na zabójczej ziemi", którego gwiazdą był Steven Seagal.
Michael Caine podział na trzy rodzaje filmów stosował przez całą swoją karierę. W 1987 roku otrzymał Oscara za drugoplanową rolę w komediodramacie Woody’ego Allena "Hannah i jej siostry", a w 2000 roku w ekranizacji powieści Johna Irvinga "Regulamin tłoczni win" (polski tytuł filmu "Wbrew regułom"). Kilka miesięcy po otrzymaniu pierwszego Oscara pojawił się w thrillerze "Szczęki 4 – Zemsta", za który otrzymał nominację do Złotej Maliny.
Na planie filmu "Na zabójczej ziemi" znalazł się oczywiście z powodu pieniędzy. "Zaproponowałem bardzo wysoką stawkę, która została przyjęta. Byłem wówczas zdesperowany" – powiedział w jednym z wywiadów. Na początku lat 90. ubiegłego wieku pozycja Stevena Seagala w Hollywood była tak mocna, że wytwórnia nie tylko zgodziła się wydać duże pieniądze na oscarowego aktora, ale także pozwoliła Seagalowi wyreżyserować film.
On Deadly Ground - Original Theatrical Trailer
"Na zabójczej ziemi" sprzedał się w kinach słabo i stał się właściwie początkiem końca dużej kariery Seagala w Hollywood. Kilka lat później gwiazdor filmów akcji występował już tylko w produkcjach dystrybuowanych na rynkach video i DVD.
W jednym z wywiadów Michael Caine wspomina: "Złamałem wówczas jedną z kardynalnych zasad związanych z robieniem złych filmów… Jeśli zamierzasz zrobić zły film, przynajmniej zrób to w świetnej lokalizacji. W tym przypadku zgodziłem się na zdjęcia na Alasce. Film nosił tytuł 'On Deadly Ground' i okazał się bardzo trafny".
W przeciwieństwie do wielu innych aktorów i aktorek, które miały "przyjemność" pracować z Seagalem, Caine nie miał z nim żadnych problemów. Być może dlatego, że gwiazdor kina akcji darzył Brytyjczyka dużym szacunkiem, a może z innego powodu.
"To nie było jedno z moich wymarzonych przeżyć, delikatnie mówiąc. Byliśmy w końcu na Alasce. Seagal był dla mnie całkiem miły, ale rzadko go widywałem, ponieważ nie wychodził zbyt często ze swojego kampera. Mówiono o nim, że jest jednym z najlepszych w jiu-jitsu, cokolwiek to jest. W każdym razie nie miałem zamiaru się z nim kłócić. Nie chciałem, żeby mnie powalił" – wspominał Michael Caine.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" żegnamy Harrison Forda, znęcając się nad nowym "Indianą Jonesem" i płaczemy po Henrym Cavillu, ostatni raz masakrując "Wiedźmina" z jego udziałem. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.