Byli szczęśliwą, kochającą się rodziną – aż do 1989 roku. Tragiczne losy Bohdana Smolenia
15.12.2016 | aktual.: 15.12.2016 12:57
- Dziś nad ranem odszedł Pan Bohdan Smoleń. Tę smutną informację podała 15 grudnia rano Fundacja Stowarzyszenia Pana Smolenia, poprzez którą słynny artysta od lat pomagał niepełnosprawnym dzieciom. Kabareciarz i aktor od dawna zmagający się z poważnymi problemami zdrowotnymi miał 69 lat.
Bohdan Smoleń przez całe lata bawił Polaków. Ale jemu samemu tak naprawdę rzadko kiedy było do śmiechu.
- Wszystkim się wydaje, że Bohdan jest taki wesoły, dowcipny. A on jest smutniejszy, niż wszyscy myślą –mówiła o nim siostra Irena.
I faktycznie, aktor niemal przez całe życie musiał zmagać się z kolejnymi tragediami.
Najpierw, w tajemniczych okolicznościach, zginął jego nastoletni syn. Później życie odebrała sobie żona Smolenia, która nie mogła poradzić sobie z depresją. Zmarła na rekach męża, który próbował ją uratować.
Z czasem i on sam zaczął podupadać na zdrowiu. Lecz nawet w najtrudniejszych chwilach starał się nieść pomoc innym. Aż wreszcie nie miał już na to siły: schorowany, poruszający się na wózku, niemal zupełnie się poddał i przestał walczyć.
Wielki sukces
Choć jego rodzice związani byli z teatrem, ojciec nie chciał, by syn poszedł w ich ślady. Namówił przyszłego gwiazdora kabaretu, by uczył się w Akademii Rolniczej – Smoleń na to przystał, ale później i tak wylądował na scenie.
Zaczynał od występów w założonym przez siebie krakowskim kabarecie Pod Budą, a później nawiązał współpracę z Zenonem Laskowikiem. Jako kabaret Tey zgarnęli wiele nagród, a na ich występy przychodziły prawdziwe tłumy. Smoleń stał się prawdziwą gwiazdą.
Ale wkrótce ich drogi się rozeszły – jak twierdził aktor, poróżnił ich alkohol, do którego Laskowik miał wielką słabość. Obaj panowie pogodzili się dopiero wiele lat później.
Podejrzana śmierć
Ale nawet kiedy nie układało mu się w pracy, mógł odetchnąć w domu, u boku ukochanej żony i synów. Byli szczęśliwą, kochającą się rodziną – aż do 1989 roku.
Wtedy ich średni syn, Piotr, odebrał sobie życie. Przynajmniej taka jest oficjalna wersja, w którą Smoleń nigdy nie uwierzył.
- Miał 15 lat. Wyszedł po taśmy z Teya, które pożyczył koledze. I już nie wrócił do domu – opowiadał aktor w książce „Niestety wszyscy się znamy”. Ciało powieszonego chłopca znaleziono dopiero następnego dnia.
- To nie był taki grzeczny chłopiec, zawsze miał swoje zdanie, swoje pomysły. Myślę, że mogło być tak: spróbuj się powiesić, a my cię odetniemy albo sam się odetniesz. Miał pasek i nóż nie swój.
- Jestem przekonany, że był ktoś drugi z nim. Ktoś mu to zrobił albo kazał mu to zrobić - mówi w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów".
Po śmierci Piotra okazało się, że wspomniane pasek i nóż należały do syna miejscowego listonosza, który później na widok Smolenia dostał dwa razy ataku serca.
''Osobiście go odcinałem''
Smoleń bardzo ciężko to przeżył, zwłaszcza że to on musiał zdjąć ciało syna.
- Osobiście go odcinałem - wspominał w książce „Niestety wszyscy się znamy”. - Powiesił się jakieś trzysta metrów od domu, na płocie, od zewnątrz. Tam była taka dzika ścieżka. Z okien nie było nic widać. Jestem przekonany, że był ktoś drugi z nim. Ktoś mu to zrobił albo kazał mu to zrobić.
Po śmierci syna żona Smolenia wpadła w prawdziwą depresję.
- Byliśmy u jakiejś domorosłej wróżki. I ona powiedziała, że Piotrek był niekochany w domu. Że nie zaznał serca. To dobiło Teresę. Była bardzo wrażliwa. Powiedziała mi: „Ty dasz sobie radę z dziećmi, ja już nie mogę, bo brakło tego jednego”.
Ale aktor nie spodziewał się, że to doprowadzi ją do podjęcia tak radykalnego kroku.
''Grzebanie przy trumnach''
- Teresa zabiła się prawie rok po śmierci Piotrusia – opowiadał wstrząśnięty Smoleń. - Wieczorem przyjechał kolega Andrzej, on wtedy już mieszkał na stałe w Szwecji. Piliśmy, rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o śmierci. W pewnej chwili Teresa poszła na górę, była zmęczona. Kiedy goście już wychodzili, poszedłem po nią, żeby się zeszła pożegnać. Powiesiła się na biustonoszu. Odszarpnąłem ten stanik, próbowałem ją reanimować, ratować. Zmarła mi na rękach.
Na tym jednak się nie skończyło. Aktor musiał stoczyć walkę z natrętnymi dziennikarzami.
- Był wtedy taki tygodnik "Poznaniak". Jakaś panienka i fotoreporter mnie dopadli. Powiedziałem: "Jeszcze jedno zdjęcie mi zrobisz, to ci to szkiełko do oka wsadzę". A panienka mówi, że nie szkodzi: "I tak mam zdjęcia z sekcji zwłok pana żony". I że zamieści to w gazecie. Poszedłem do właściciela tej gazetki, żeby nie grzebał w moich trumnach. Ten artykuł się nie ukazał.
Wielka dziura
- Śmierć moich najbliższych nie zrobiła mnie lepszym ani gorszym. Zrobiła mi wielką, niewyobrażalną dziurę – mówił Smoleń w książce „Niestety wszyscy się znamy”.
Ale wiedział, że nie może się poddać. Opiekował się synami, próbował też wrócić do pracy, aby zapewnić im godziwe życie.
Kierowała nim też potrzeba działania. Mówił, że skoro sam doświadczył tyle cierpienia, chciałby pomóc innym, których los równie ciężko doświadczył. W 2007 roku założył „Fundację Stworzenia Pana Smolenia”, pomagającą dzieciom z porażeniem mózgowym i zespołem Downa.
Pracował ponad siły i wreszcie sam trafił do szpitala. Najpierw z poważnym zapaleniem płuc. Potem z wylewem.
''Nic mi nie potrzeba''
Jednak nawet wtedy nie chciał zrezygnować. Bagatelizował swój stan zdrowia. I nawet kiedy wylądował na wózku inwalidzkim, wciąż bardziej przejmował się innymi, każdą myśl poświęcając swojej fundacji. Bał się, że nie zdoła dalej jej prowadzić.
- Nie chcę zawieść moich dzieciaków – mówił w "Fakcie". Wreszcie, z powodu pogarszającego się stanu zdrowia, musiał się poddać - Joanna Kubas z fundacji Smolenia twierdziła, że cierpienie odebrało mu wolę życia.
W ciągu ostatnich lat Bohdan Smoleń kilkukrotnie trafiał do szpitala, jednak ostatnie doniesienia sugerowały poprawę jego stanu zdrowia. Urodzony w 1947 roku artysta 9. czerwca 2017 roku skończyłby 70 lat. Ostatni raz na małym ekranie mogliśmy oglądać go w sitcomie „Świat według Kiepskich”