Bzdury z piekła rodem
Każdy kolejny horror, jeśli nie został nakręcony przez Jamesa Wana, wywołuje we mnie przeczucie, że znowu zmarnuję półtorej godziny życia. Podobnie było w przypadku „Jako w piekle, tak i na Ziemi” w reżyserii Johna Ericka Dowdle’a i, niestety, moje obawy sprawdziły się w stu procentach.
Scarlett (Perdita Weeks)
jest archeologiem, której ojciec obsesyjnie chciał znaleźć kamień filozoficzny. Przejąwszy to pragnienie, córka poświęciła życie na próbę dotarcia do tej alchemicznej tajemnicy. Okazuje się, że ukryta została w katakumbach pod Paryżem, gdzie przed wielu laty pochowano sześć milionów ludzi. Wraz ze zorganizowaną naprędce grupą, której obiecuje skarby, Scarlett udaje się pod ziemię – nie wie, że wszyscy członkowie ekspedycji będą musieli zmierzyć się ze swoimi największymi lękami.
Po czym poznać, że ktoś nie miał pomysłu na horror? Po trzęsącej się kamerze i nawarstwieniu fabularnych bzdur. O tej pierwszej ciężko powiedzieć, że staje się tylko popularniejsza – to już jest dominacja, coraz ciężej bowiem znaleźć dreszczowiec, w którym zabieg ten nie zostaje zastosowany. Ale po pierwsze, trzeba umieć go wykorzystać (tutaj zbyt często zwyczajnie nic nie widać), po drugie zaś, przydałoby się jakoś sensownie umotywować. W filmie Dowdle’a jest on tłumaczony kręceniem dokumentu o poszukiwaniach Scarlett, co jest raczej naciągane. Gdyby jednak ta historia miała tylko takie niedociągnięcia, film mógłby się obronić. Niestety twórcy wyraźnie nie znają umiaru i pakują do „Jako w piekle, tak i na Ziemi” coraz więcej legend oraz wierzeń. Generalnie im dalej, tym gorzej – poza wspomnianym kamieniem filozoficznym, ważne okazują się piramidy i faraonowie, Templariusze, piekło oraz Iran. Przyznam szczerze, że dawno już nie oglądałem w kinie podobnych bredni.
Na niekorzyść filmu Dowdle’a działa również fakt, że ciężko tu o prawdziwych bohaterów. Nie chodzi tylko o to, że ich osobowości, motywacje czy problemy są ledwo naszkicowane (a i to nie każdemu się trafia). Przede wszystkim nie ma tu nikogo, kogo dałoby się jakkolwiek lubić. Część postaci nie wzbudza żadnych emocji, inni – jak Scarlett – po prostu irytują i po niedługim czasie człowiek zaczyna życzyć im, żeby stało się coś złego. Nie sposób więc jakkolwiek przejąć się losem całej grupy, w związku z czym całe napięcie diabli wzięli. Porządnie przestraszyć się można dopiero w drugiej części filmu (zanim się ona jednak zacznie, na odbiorcę czeka sporo nudy), a i tak okrzyki strachu mieszać się będą z rechotem wywołanym głupotą kolejnych wątków.
Jeśli ktoś ma bardzo dużo dobrej woli, spróbuje się być może doszukać w „Jako w piekle, tak i na Ziemi” historii o walce z własnymi lękami, wspomnieniami i skrywanymi bólami. Niestety nigdy nie przebija się ona na powierzchnię, co wywołuje poczucie zmarnowanej szansy (podobnie było z „Domem snów” Jima Sheridana). Jedynym plusem filmu Dowdle’a może być to, że skoro Paryż jest przedsionkiem piekła, po projekcji część widzów zapewne zmieni swoje plany urlopowe.