"Cześć, Tereska!": film miał otworzyć Gietner drzwi do innego świata. Nie udało się
- Widać było, że jest w niej tajemnica. Siedziała cicho, spokojnie, ale widać było, że coś w niej tam siedzi. W środku miała kawał diabełka - mówił Robert Gliński, wspominając pierwsze spotkanie z Aleksandrą Gietner, dziewczyną, która w 2001 roku zagrała główną rolę w jego filmie "Cześć, Tereska!".
Gietner (urodzona 14 lipca 1985 roku) lata temu na dobre zniknęła z radaru dziennikarzy; przestała udzielać wywiadów i choć snuła plany o aktorskiej karierze, nigdy już nie zagrała w filmie. Los boleśnie ją doświadczył, przeżyła wiele tragedii, a media wyciągają na jaw kolejne, nader drastyczne fakty z jej życia.
- Historia Oli to smutny wyjątek, który potwierdza reguła, że nasze losy zależą od głębokości i liczby ran, które zostaną nam zadane. Bo Ola bardzo chciała z tego wszystkiego wyjść, nie czuła się z tym dobrze, próbowała nad sobą pracować. Ale się nie udało. W jej przypadku chyba nie mogło się udać - mówił w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Romuald Sadowski, dyrektor domu poprawczego.
To jest silniejsze ode mnie
Życie jej nie rozpieszczało - urodziła się w niezamożnej, niezbyt szczęśliwej rodzinie. Jej ojciec zmarł niedługo potem, a dziewczynka trafiła pod opiekę babci.
- Jak miałam cztery lata, urodziła się moja siostra i mama powiedziała, że dzieci muszą być razem i zabrała mnie od babci. Zawsze byłam gorsza, miałam gorsze rzeczy… - opowiadała w "Przeglądzie". - Jak miałam 12 lat, ukradłam mamie pieniądze i mama oddała mnie do sióstr. Po miesiącu babcia mnie zabrała… I zaczęłam szaleć… Ja robię takie rzeczy… Nie chcę być taka, ale to jest silniejsze ode mnie… Potem żałuję!
Babcia wywalczyła opiekę nad wnuczką, chcąc zapewnić jej spokojny dom – jednak, jak się okazało, było już na to za późno.
Bolesne przeżycia
Gietner opowiadała, że jej życie było prawdziwym pasmem nieszczęść - matka surowo karała ją za najmniejsze przewinienie, ojczym jej nie znosił i ciągle straszył, że wyrzuci z domu. Dziewczyna sporo czasu spędzała na ulicy, gdzie wpadła w szemrane towarzystwo, została też napadnięta i zgwałcona.
Nic dziwnego, że stała się zagubiona, aspołeczna i agresywna. Uważała, że przemoc i przestępstwo to coś zupełnie normalnego. Wagarowała, kradła, wdawała się w bójki. Do zakładu wychowawczego trafiła właśnie za kradzież i pobicie - wyznała, że wybiła koleżance zęba, kiedy ta schowała jej plecak.
- Najpierw byłam w otwartym ośrodku w Łodzi, a potem za złe zachowanie trafiłam do Otwocka. Tam już były prawdziwe kraty - opowiadała w "Przeglądzie".
Aktorka z przypadku
Robert Gliński wypatrzył ją właśnie w zakładzie poprawczym - Gietner wspominała, że zjawiła się na przesłuchaniu, by nie musieć odrabiać lekcji.
- Wcale nie myślałam o filmie. To była jakaś rozrywka w ośrodku w Otwocku… Pan reżyser kazał nam trochę się pokłócić o papierosy i coś tam jeszcze… - wyznawała w "Przeglądzie" i dodawała, że tak naprawdę nie wie, dlaczego została wybrana. - Może dlatego, że się głupio nie śmiałam do kamery.
Za swoją rolę Gietner otrzymała wiele nagród, między innymi wyróżnienie na Chicago International Film Festival oraz nagrodę Young Artist Award dla najlepszej aktorki zagranicznej. Na ceremonię rozdania nagród do Los Angeles jednak nie pojechała - trafiła w tym czasie do aresztu za kradzież w sklepie.
Zmarnowana szansa
- Myślałem, że film jej pomoże. Że Ola zobaczy, iż istnieje inny świat, w którym ludzie się czemuś poświęcają i to przynosi efekt, że można z tego czerpać jakieś korzyści, honorarium - mówił Gliński w "Magazynie Expresu Reporterów".
Niestety, Gietner nie udało się zerwać z dawnym trybem życia. W 2008 roku wyznała dziennikarce z "Gazety Wyborczej", że bardzo chciałaby zagrać jeszcze w jakimś filmie. Mieszkała wtedy wraz ze swoim partnerem, bezrobotnym Ryszardem, w malutkim mieszkaniu otrzymanym od prezydenta Pabianic i spodziewała się dziecka. Miała też za sobą odsiadkę i wyrok w zawieszeniu za posiadanie amfetaminy.
Zaraz po narodzinach córki Natalii (która trafiła pod opiekę prababci) znowu wylądowała w zakładzie karnym. Wciąż ma problemy z narkotykami. Jakiś czas temu spłonęło jej mieszkanie, a później, jak donosił "Fakt", znaleziono martwą matkę Gietner, której ciało było częściowo zjedzone przez zamkniętego w mieszkaniu psa. Aleksandra podobno zupełnie się tym nie przejęła, a kontaktu z matką nie miała od dawna. Nie chce korzystać z pomocy innych; zmarnowała też szansę na powrót do branży filmowej.
- Ola miała zagrać w filmie "Miasto 44", przeszła pierwsze przesłuchanie, bardzo się spodobała - opowiadał Wirtualnej Polsce Sadowski. - Ale na drugie przyjechała już nawalona i oczywiście nic z tego nie wyszło.