Czy dociekania Sapkowskiego są słuszne? Ja chodziłbym wpieniony
Autor sagi o Wiedźminie domaga się od firmy, której lata temu sprzedał prawa do wykorzystania postaci, 60 milionów, czyli kwoty o niebo wyższej, niż przewidywała umowa. Internauci zdążyli wydać wyrok w tej sprawie i wytknąć autorowi, że sam jest sobie winien. Dziś w WP publikujemy kolejny komentarz: Pośmialiśmy się, a teraz chciałbym o tej aferze z Sapkowskim podyskutować na poważnie.
Pierwsza rzecz, która mnie w tym wszystkim fascynuje to fakt, jak bardzo takie sprawy uzależnione są od społecznego obrazu tego twórcy. Sapkowski przez lata zapracował sobie na miano buca, który zdążył obrazić wszystkich naokoło. Fani, inni twórcy, dziennikarze no i ostatecznie ludzie odpowiedzialni za growego Wiedźmina - wszyscy mają prawo go nie lubić, za którąś z wypowiedzi. Do tego dochodzi choroba alkoholowa i legendarne wręcz skandaliczne zachowania na konwentach. W ten sposób tworzymy sobie obraz Polaka-cebulaka, który z miną nosacza Sundyjskiego krzyczy - dawaj mnje 60 milionów! Abstrakcyjna dla większości ludzi wysokość tej kwoty dodatkowo podsyca sprawę.
Teraz zastanówmy się, jakby wyglądała opinia publiczna, jakby Sapkowski był człowiekiem miłym i publicznie skruszonym, albo przyjąłby postawę na skrzywdzonego, starszego obecnie pana? Jestem przekonany, że sprawy na pewno, by teraz wyglądały inaczej i opinia w sieci byłaby po jego stronie. W końcu mamy w historii pełno przykładów twórców, którzy nie zarobili na swoim dziele odpowiednich pieniędzy (choćby w przypadku Supermana). I oni raczej cieszą się wsparciem i oburzeniem fanów. Oczywiście Sapkowski w momencie dogadywania się na temat gry był w innej sytuacji, ale niektóre rzeczy pozostają niezmienne.
Czy dociekania Sapkowskiego są słuszne? Trudno mi to oceniać, bo w przeciwieństwie do większości komentatorów w sieci, nie jestem żadnym specem od prawa autorskiego. A jeśli ten słynny już zapis 44 rzeczywiście może zadziałać, to nie dziwię się, że autor "Wiedźmina" zrobi wszystko, aby coś na nim uzyskać. Znam ludzi, którzy przez dwa dni potrafią narzekać, że nie obstawili i nie wygrali 50 zł na zakładzie sportowym. Mi się zdarza czuć smutek i niesprawiedliwość świata, kiedy jedzenie w restauracji mnie zawiedzie. A teraz wyobraźcie sobie, że znajdujecie się w sytuacji, kiedy sprzedaliście prawa do gierki na podstawie dzieła swojego życia. Jest jeszcze smutna i brudna kokodżambo Polska z przełomu wieków, te nasze gry to w większości przypadków jest smutek. Więc jak frajer (to niestety prawda) pozbywasz się ich za marne z perspektywy czasu 30 000. Po latach okazuje się, że Twoje dzieło wybija się na jedną z najpopularniejszych rzeczy w popkulturze, tak w ogóle, a Tobie wszystko przelatuje koło nosa.
Ja nie wiem, czy miałbym rację, ale też ciągle chodziłbym wpieniony.
Autor jest twórcą bloga oraz facebookowego profilu Kusi na Kulturę.