Dopiero kiedy Jolanta Fraszyńska straciła przytomność na scenie, zaczęła szukać pomocy
Dziś jest jedną z bardziej lubianych polskich aktorek. Jednak nim zdołała osiągnąć sukces, Jolanta Fraszyńska musiała przejść długą i ciężką drogę. I nawet kiedy zawodowo wiodło się jej świetnie, prywatnie zaliczała kolejne bolesne porażki.
Bardzo przeżyła pierwszy rozwód. Drugi nieudany związek doprowadził ją do nerwicy i depresji. Dopiero kiedy straciła przytomność na scenie, zdała sobie sprawę z powagi sytuacji i zaczęła szukać pomocy.
I choć powoli zaczęła tracić nadzieję, że jeszcze kiedyś odnajdzie tego jedynego, okazało się, że miłość czekała nią tuż za rogiem.
On pomógł jej wyjść z dołka psychicznego, ona wspierała go, gdy trafił do szpitala. Jolanta Fraszyńska i Tomasz Zieliński udowodnili, że prawdziwe uczucie potrafi przetrwać najgorsze i najtrudniejsze chwile.
Rodzinna tajemnica
Wychowywała się w kochającej i szczęśliwej rodzinie. Choć nie kryła, że cieniem na tej domowej sielance kładła się "rodzinna tajemnica". Jej rodzice nigdy się nie pobrali. Po narodzinach córki matka, fryzjerka, związała się z innym mężczyzną i to właśnie jego mała Fraszyńska traktowała jak prawdziwego ojca.
O tym, że jej tatą jest ktoś zupełnie inny, usłyszała jako nastolatka od obcej osoby. Przyznawała, że miała z tego powodu ogromne kompleksy i poczucie wstydu, nosiła piętno nieślubnego dziecka, a wiele osób patrzyło na nią z góry, z pogardą.
- *Jako dorastająca dziewczyna dowiedziałam się, że wychowujący mnie tato nie jest moim biologicznym ojcem... Było to dla mnie niezwykle mocne przeżycie *– wspominała w „Gali”.
Spotkanie po latach
Fraszyńska postanowiła więc przeprowadzić małe śledztwo i zobaczyć, kim naprawdę jest jej ojciec.
Okazało się, że mieszka niedaleko, ma firmę transportową i inną rodzinę. Skontaktowała się z nim i poprosiła, by spotkali się w restauracji.
- To była rzeczowa wymiana zdań, odarta z sentymentów. Nie byłam tym rozczarowana. Ojciec jest konkretny, mam jego charakter, a siłę po nim i babci Gertrudzie - opowiadała w "Gali".
Nie zaczęli jednak odbudowywać relacji i następne spotkanie nastąpiło dopiero kilka lat później, kiedy umówili się, by omówić sprawy finansowe.
Brak ojcowskiej więzi
Fraszyńska przyznawała, że brakowało jej więzi z ojcem. Przez to miała problemy w nawiązywaniu relacji damsko-męskich.
- Poszukiwałam siebie w kontaktach z mężczyznami po omacku, ponieważ brakowało mi punktu odniesienia - twierdziła.
Roberta Gonerę (na zdjęciu) Fraszyńska poznała we wrocławskiej szkole teatralnej. Pobrali się szybko, w 1990 r., a zaraz potem na świat przyszła ich córka Nastka. Ale choć doskonale się dogadywali i mieli wspólne pasje, już wkrótce w małżeństwie pojawiły się pierwsze zgrzyty. Coraz częściej się kłócili i uciekali w pracę.
– Wtedy jeszcze nie znałam mocy kompromisu, więc nie wiedziałam, że trzeba się nim posługiwać w dorosłym życiu – mówiła Fraszyńska w "Gali". Rozwód był kwestią czasu
Najgorszy zakręt w życiu
Z Grzegorzem Kuczeriszką (na zdjęciu), operatorem, po raz pierwszy Fraszyńska spotkała się na planie filmowym, ale wówczas nie zwrócili na siebie uwagi. Potem trafili na siebie w teatrze.
- Pierwsze wrażenie, jakie na Grzesiu zrobiłam, było katastrofalne. O mało nie namówił Janusza Kijowskiego, żeby mnie wyrzucił. Ja się wtedy rozwodziłam i spóźniłam się bardzo poważnie na pierwsze spotkanie całej ekipy we Wrocławiu. Był to najgorszy zakręt w moim życiu - opowiadała w "Gali".
Dopiero po dwóch tygodniach udało się jej zatrzeć to niekorzystne pierwsze wrażenie. I wkrótce zostali parą, a kilka lat później wzięli ślub. Kiedy na świat przyszła Aniela, wydawało się, że nic nie jest w stanie zmącić ich szczęścia.
Niestety, i tym razem na pozornie idealnym związku zaczęły pojawiać się rysy. Kuczeriszka coraz częściej zaglądał do kieliszka.
Nowa miłość
Fraszyńska była zrozpaczona, ale decyzja o rozwodzie wiele ją kosztowała. Wpadła w depresję, zmagała się z nerwicą lękową.
- Gdy dobijamy do punktu granicznego i nic nie próbujemy zmienić, organizm zaczyna chorować – mówiła w "Gali". Aktorka została później Ambasadorką Ogólnopolskiej Kampanii Społecznej Forum Przeciw Depresji.
Musiało minąć jednak trochę czasu, nim udało się jej stanąć na nogi. Dopiero gdy straciła przytomność w teatrze, zrozumiała, że potrzebuje fachowej pomocy. Ratunku zaczęła szukać na warsztatach z rozwoju duchowego. Znalazła tam nie tylko wsparcie, ale i miłość. Prowadzący zajęcia Tomasz Zieliński (na zdjęciu) natychmiast zawrócił jej w głowie.
– Oczarował ją swoją życzliwością i ciepłem. Mimo że był chory i czekał na przeszczep wątroby, nie skarżył się na swój los, emanował siłą i spokojem. Nie mogła uwierzyć, że taki człowiek był samotny – mówiła w "Na żywo" znajoma aktorki.
Odnalezione szczęście
Fraszyńska zaczęła układać sobie życie i porządkować dawne sprawy. Nawiązała na przykład kontakt z przyrodnim rodzeństwem. Oczywiście największą podporą był dla niej Zieliński.
Rozumieli się doskonale również dlatego, że oboje byli po przejściach i mieli za sobą mało przyjemne doświadczenia. Zieliński miał dziesięć lat, kiedy w szkolnym gabinecie zarażono go wirusem HBV. Choroba dała o sobie znać w 2000 r. Wtedy lekarze wykryli u niego zaawansowaną marskość wątroby. Jedynym sposobem na uratowanie życia Zielińskiego był przeszczep.
Jego stan pogorszył jeszcze wypadek, a potem i problemy zawodowe. Mimo to mężczyzna nie poddał się rozpaczy. Przekwalifikował się, odbył staż i został psychoterapeutą. Chociaż sam cierpiał, chciał pomagać innym.
Ale wreszcie i do niego los się uśmiechnął. Poznał Fraszyńską, zakochał się i to z wzajemnością. A kiedy wreszcie doczekał się operacji, to właśnie aktorka wiernie czuwała przy jego łóżku.