Dorota Kolak uderza w rząd PiS i Kościół. "Daleko nam do równouprawnienia"
- Rząd daje sobie prawo do decydowania o naszych wyborach, tych najbardziej intymnych i trudnych, jak aborcja. I z tego wziął się bunt. Mam nadzieję, że on rzeczywiście przyniesie jakiś skutek - mówi Dorota Kolak w wywiadzie-rzece "Skąd ja panią znam". Aktorka za sytuację kobiet w Polsce w dużej mierze oskarża Kościół i mówi, kiedy sama doświadczyła dyskryminacji ze względu na płeć.
Dzięki uprzejmości wyd. Prószyński i S-ka publikujemy fragment książki "Skąd ja panią znam", która jest wywiadem-rzeką Katarzyny Ostrowskiej z Dorotą Kolak.
O NIEUDANYCH ROLACH
Katarzyna Ostrowska: Masz wrażenie, że kobiety zaczynają dochodzić do głosu?
Dorota Kolak: Bardzo bym chciała. Obserwuję ten proces z nieśmiałością, bo boję się kolejnego rozczarowania. Jeśli Olga Tokarczuk stałaby się naszym kierunkiem i wyznacznikiem, to byłoby dobrze. Przyszedł taki moment, że kobiety, które dotychczas nie zdawały sobie z tego sprawy, zaczynają rozumieć, że są gorzej opłacane, że mamy mniejszy dostęp do wysokich stanowisk. Na dodatek rząd daje sobie prawo do decydowania o naszych wyborach, tych najbardziej intymnych i trudnych, jak aborcja. I z tego wziął się bunt. Mam nadzieję, że on rzeczywiście przyniesie jakiś skutek.
Prostota myślenia polega na tym, że społeczeństwo jest podzielone na pół. Do tej pory w wielu dziedzinach nie dawało się tego odczuć. Świadomość, że my, kobiety, jesteśmy ogromną częścią tego narodu, tak samo dobrze wykształconą, tak samo ciężko pracującą, być może emocjonalnie wrażliwszą, wreszcie się artykułuje. Bardzo wierzę, że kobiety to zrozumieją, a żeby zrozumieć, potrzebują solidnego wsparcia, przykładu czy choćby kandydatki na prezydenta.
Żyjemy w kraju, w którym wciąż zadajemy sobie pytanie, czy jesteśmy gotowi na prezydenta kobietę.
W moim odczuciu jeszcze nam daleko do prawdziwego równouprawnienia. Takiego, by kobiety były traktowane po partnersku. Z szacunkiem, bez uśmiechania się pod wąsem.
Po tym, jak zrobiłam doktorat i byłam na jakimś szalenie ważnym spotkaniu, profesor teatrologii przedstawił wszystkich z tytułem naukowym, o mnie natomiast powiedział "aktorka". Spytałam: "Dlaczego nie powiedziałeś doktor Dorota Kolak?", a on się tylko zaśmiał. To jest podobna sytuacja. Napisałam pracę dotyczącą rzemiosła artystycznego i to już nie jest tak samo dobre jak praca z fizyki? Podobnych sytuacji jest wiele. Kobieta musi udowadniać swoją wartość na każdym kroku.
Dopóki nie zmieni się postawa Kościoła, postrzeganie roli kobiety też się nie zmieni. Od czasu do czasu pojawiają się delikatne drgnienia, siostry zakonne zaczynają mówić o posłudze, o wykorzystywaniu ich do czynności z założenia gorszych niż te, do których ponoć zostali stworzeni kapłani. Nadal mamy gospodynie na plebaniach i zakonnice sprzątające kościoły. Nadal funkcjonuje stereotyp kobiety, która jest służebnicą pańską.
Ty często grywasz w filmach kobiety zdeptane, zabiedzone, samotne.
Gdybyśmy spróbowały to przedstawić na moim ulubionym przykładzie patyka do szaszłyków, na który nakładam elementy roli, to jednym z takich patyków jest bunt przeciwko narzuconemu porządkowi. Niemałą w nim rolę odgrywa polityka Kościoła, a także fałszywie pojęta i obrazowana pokora, szczególnie wobec roli w życiu i społeczeństwie. Pokora, która nawet w szkole teatralnej była nam długo wkładana do głowy. Dzisiaj się to już zmienia, ale nadal ona tkwi i ma tkwić w kobietach. Czy ktoś kiedykolwiek mówił mężczyźnie, że ma być pokorny? On od małego dostaje komunikat: bądź wojownikiem, walcz o swoje, bij się, jak trzeba.
Bunt był osią wielu ról, które zagrałam. Zresztą ostatnie zmiany w moim życiu zawodowym też wzięły się z niego. Powiedziałam "dość". Przez lata moje potrzeby były zagłuszane przez wychowanie, rozsądek i strach, ale wreszcie ujawnił się brak zgody na to, by życie zawodowe dalej toczyło się tym samym torem, i zdecydowałam się coś zmienić.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Twoja córka się buntowała?
Tak. Chociaż nie miałam z nią kłopotów wychowawczych, bo wolno jej było bardzo dużo, bylebym wiedziała, że wszystko jest z nią w porządku. Jej bunt polegał na czym innym, ona nie chciała być jak mamusia. I słusznie.
W jednym z wywiadów otwarcie mówiłaś o tolerancji wobec odmiennych orientacji, o równości wobec miłości. Chyba pierwszy raz w życiu powiedziałaś to publicznie. To też wyraz buntu?
Zapytano mnie, więc odpowiedziałam. Dotąd nikogo nie interesowało, co myślę na ten temat. To stanowisko wzięło się akurat nie z buntu, lecz z wieku. Im jestem starsza, tym częściej zadaję sobie pytanie, co mnie jeszcze czeka i co by było najgorsze. Na to pytanie odpowiadam sobie dosyć szybko i jasno: samotność. Jeżeli się czegoś w życiu boję, to samotności.
Wszystkie działania drugiego człowieka, które kogoś skazują na samotność ustawową bądź społeczną, czyli zabierają mu nadzieję na miłość, na bycie z kimś, na związek, na ciepło, są dla mnie nie do przyjęcia. Nikt nie ma prawa mówić, jak mam zaspokoić to najgłębsze ludzkie pragnienie. Nikt nie ma prawa zaglądać mi pod kołdrę. To jest jedna z tych przestrzeni, w których na ingerencję reaguję agresywnie. Zupełnie nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że Kościół czy ktokolwiek ma o tym decydować.
Mam wrażenie, że tobie coraz mniej można narzucać, nakazywać i zabraniać.
To też się chyba wiąże z wiekiem. Być może za późno zaczęłam myśleć, co jest dla mnie ważne. Może gdybym tę emocjonalną, intelektualną pracę odbyła, mając trzydzieści pięć, czterdzieści lat, to inaczej różne sprawy by mi się ułożyły w głowie, ale dość późno się tym zajęłam, pewnie ze strachu.
Myślisz, że jedynym wyznacznikiem jest wiek?
Myślę, że u mnie tak jest. Życie zwolniło mnie z rozmyślania, czy dobrze ulokowałam uczucia albo czy dokonany przeze mnie wybór zawodu się sprawdził, czy nie popełniłam błędu. Nawet jeśli moje życie zawodowe skończyłoby się dziesięć lat temu, to i tak uważam, że sporo osiągnęłam. Mogłabym już wtedy sobie powiedzieć: nie jesteś głupsza od innych, dokonałaś dobrych, mądrych wyborów, więc sobie odpuść i pomyśl o innych sprawach.
A tymczasem po pięćdziesiątce zaczęłaś odnosić ogromne sukcesy. Od dziesięciu lat popularność, rozpoznawalność, sympatia widzów stale rosną. Czy to cię wzmocniło?
Sława jest miła, uwalniająca, czasem pozwala lepiej zacząć dzień, ale na pewno nie spowodowała różnych moich dumań nad sensem życia. To z upływem lat zaczęliśmy z Igorem gadać o różnych sprawach głębiej niż do tej pory.
Wcześniej nie mieliście na to czasu?
Nawet nie o to chodzi. Pewnie nie uważaliśmy, że to takie ważne, a tu nagle okazało się, że jest jak najbardziej istotne.
Igor (Michalski - dop. red.) wygląda na zadowolonego z życia.
Tak, on też zdecydował się na zwrot w karierze, który przyniósł mu bardzo dużo satysfakcji. Opowiadał mi, że siedział kiedyś w garderobie i usłyszał, że ktoś przez głośnik woła: "Arab jedenasty, proszę na scenę". I wtedy doznał olśnienia: "Nie będę Arabem jedenastym". W tamtym momencie postanowił zmienić swoje życie. Zdecydował się wyjść z aktorstwa na rzecz administrowania teatrem. Najpierw z dużym powodzeniem prowadził teatr w Kaliszu. Obecnie jest dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni, największego w Polsce i jednego z lepszych tego typu w Europie.
[…]
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Są popularne dzięki "Rolnik szuka żony"
Małżeństwa nigdy nie odpuściliście.
Prawdę powiedziawszy, w ogóle nie było takiego powodu. Może na początku, kiedy mój mąż uwielbiał bywać w towarzystwie przyjaciół, szaleć i brylować, miałam poczucie, że podczas gdy ja siedzę nad czymś ważnym, ogarniam świat, on się bawi. Ale któregoś dnia pomyślałam sobie, że to cudownie mieć kogoś takiego w domu.
Załatwia za ciebie życie towarzyskie.
No właśnie. On lata po wsi, odwiedza znajomych, dzwoni, zaprasza, bywa, a ja mogę sobie wtedy w spokoju poczytać. Ostatnio uznaliśmy, że nie mamy obowiązku, by mieć tę samą grupę przyjaciół, że nie muszę chodzić do jego znajomych, a on do moich. Mówię: "Igorku, mało znam twoich znajomych, trochę się męczę". On z kolei męczy się wśród moich. A czy my jesteśmy w jakimś pakiecie? Nie. Wiesz zapewne, że jak był w Kaliszu, pojawiły się pogłoski, że my tak naprawdę jesteśmy po rozwodzie. Tak to jest, jak się funkcjonuje w środowisku, które jest udziergane z plotek.
Jeszcze jednej rzeczy nie odpuszczasz, czyli teatru. Powiedz, co byś wybrała, gdybyś miała do wyboru występ w teatrze i zdjęcia na planie filmowym.
Teatr. Nie ma co ukrywać, że co najmniej dwie duże role u wybitnych reżyserów ominęły mnie z powodu występów w teatrze, dlatego że jeden dzień zdjęciowy nałożył się z planem teatralnym, że miałam zbyt mało wolnych dni, aby pogodzić obowiązki. Teatr zajmuje większą część mojego życia, zawsze tak było. Nie odpuszczam też w pracy nad rolą. Kilka razy padło tu słowo "wstyd". Ja się wstydzę, jak źle gram albo jestem źle przygotowana. Wstyd jest wtedy kosmiczny, to jest dojmujące uczucie. Zdarzyły mi się całe role, które mi nie wyszły, a potem trzeba było to grać i grać!
[…]
Powyższy fragment pochodzi z książki "Skąd ja panią znam" Katarzyny Ostrowskiej i Doroty Kolak, która ukazała się 25 października nakładem wyd. Prószyński i S-ka.