Dostała 1,5 mln dolarów od rządu. Miała zabić chmury nad pustynią
Rosjanie pozbywają się chmur nad Moskwą za miliony dolarów. Co kilka lat słyszymy o rozganianiu chmur z okazji Dnia Zwycięstwa. Ale to jeszcze nic. "Zabijanie" chmur to coraz częstsza praktyka, która stała się doskonałym motywem nowego filmu dokumentalnego.
Czy można wykorzystać chmury jako broń? Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, co można dzięki nim zdziałać. W czasie wojny w Wietnamie, począwszy od 1967 r. wojsko USA wykorzystywało chmury do osłabiania Wietnamczyków. Eksperymentalna operacja nosiła nazwę Popeye. Zamiast zrzucać bomby, zasiewano chmury jodkiem srebra. Chmury "umierały", a miliardy ton wody spadały na ziemię. Sezon monsunowy się nie kończył. Trwał miesiącami. Deszcz padał bez przerwy.
Założenia Amerykanów były proste: więcej deszczu to trudniejsza sytuacja na drogach, osuwiska, wybijanie rzek z koryt. Wszystko to miało blokować wrogie wojska. Sztucznie kontrolowane opady niszczyły wszystko. Gdy w latach 70. sprawa wyszła na jaw za sprawą dziennikarzy "New York Times", skończono z zasiewaniem chmur w taki sposób, a kilka lat później ONZ zawarło pakt zakazujący wszelkich działań służących modyfikacji pogody. Pod konwencją podpisało się 76 państw. Nie było wśród nich Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Zobacz: Gorące premiery 2022. Na te produkcje czekamy
Historię z Wietnamu przypomina Tuija Halttunen, reżyserka filmu "Jak zabić chmurę". Śledzi z kamerami fińską badaczkę Hannele Korhe, która otrzymuje od rządu Zjednoczonych Emiratów Arabskich aż 1,5 mln dolarów na badania, których celem jest stymulowanie opadów deszczu nad tym suchym krajem. Propozycja nie do odrzucenia, prawda? Korhe zdaje sobie jednak sprawę, że pomysł ZEA może mieć drugie dno. Jeśli nad jednym państwem skumulujemy chmury, to czy nie zabraknie ich nad innym?
Reżyserka zabiera widzów w wyjątkowo ciekawą podróż do świata nauki, który nie może uciec od polityki. Choć twórczyni broni się przed politycznymi wątkami, jedynie miejscami sugeruje, że działania emirackiego rządu mogą być nie do końca etyczne. Z jednej strony widać fascynację nauką. Rządzący przyznają miliony dolarów dla naukowców, którzy badają kwestię opadów i tworzenia się chmur.
Jedni rozbijają je, powodując deszcz nad konkretnymi miejscami, inni sztucznie tworzą nowe chmury. W Emiratach dzieją się różne naukowe, architektoniczne cuda, to dlaczego by nie sprowadzić deszczu na pustynię? Z drugiej strony pojawiają się wątpliwości: czy człowiek może tak bawić się w Boga? Co ze skutkami ubocznymi dla środowiska? I chyba najważniejsze: czy dostępne technologie kontrolowania klimatu nie wprowadzą nas w erę nowych terrorystów?
Bohaterka dokumentu, Hannele Korhe, uznaje, że bez względu na konsekwencje, sprawa nie będzie jej ciążyć na sumieniu. Ona i jej zespół przyjmują pieniądze od emirackiego rządu i zaczynają pracę nad swoim projektem zasiewania chmur. Sporo w tym filmie eksperymentów i naukowych rozważań, jak i gdzie taką chmurę zabić, żeby przyniosło to korzyści. Sporo jest też robiących wrażenie zdjęć. Reżyserka serwuje pyszne kadry, ukazujące m.in. pustynne tereny Emiratów czy tworzące się gdzieś w tle nowe sztuczne tereny na wodzie dla bogatych turystów.
Kto by pomyślał, że zasiewanie chmur to taki dobry materiał na film? Reżyserka zdaje się sugerować nam, że ZEA może wykorzystać tę technologię do niecnych czynów. Tylko czy słusznie? Zasiewanie chmur wykorzystuje się w Stanach Zjednoczonych nad terenami dotkniętymi suszą. Podobnie dzieje się w Australii, kilku afrykańskich państwach. We Francji wykorzystuje się to nad terenami wyniszczonymi gradobiciem. W Rosji – zero zdziwienia – do celów propagandowych.
Choć "Jak zabić chmurę" nie wchodzi w polityczne dywagacje zbyt głęboko, to i tak jest to jeden z nielicznych filmów, który pokazuje kulisy manipulowania pogodą. Film można zobaczyć na trwającej właśnie edycji online Millenium Docs Against Gravity (mdag.pl), więc jeśli jesteście ciekawi, jak za 1,5 mln dolarów tworzy się chmury nad pustynią i co z tego właściwie wynika, to nie przegapcie tej produkcji.