Dziewczęta też wydalają
Chaotyczna i rozbita trzydziestokilkuletnia Annie (świetna Kristen Wiig) zostaje druhną honorową swojej najlepszej przyjaciółki, Lilian (Maya Rudolph). Bierze więc na siebie odpowiedzialność za zorganizowanie wieczoru panieńskiego, przyjęć zapoznawczych i całej masy pomniejszych imprez poprzedzających wesele.
29.07.2011 13:45
Problem w tym, że Annie znajduje się akurat w głębokim dołku - jej cukiernia zbankrutowała, chłopak ją opuścił, brytyjscy współlokatorzy wszystko komplikują, a facet z którym sypia to zwykły dupek. Nie pomaga też Helen (Rose Byrne), nowa, doskonała przyjaciółka Lilian, wtrącająca się w poczynania Annie. Ale Hollywood nauczyło nas, że wszystko skończy się dobrze, a nadchodzącego happy endu nie powstrzyma nawet zbiorowe rozwolnienie czy awantura na pokładzie samolotu do Vegas.
W swoich najlepszych momentach "Druhny" są naprawdę wyborne. Ogromna w tym zasługa Kristen Wiig, aktorki do tej pory kojarzonej głównie z drugiego planu ("Adventureland", "Chłopaki też płaczą", "Walk Hard") tutaj wcielającej się w podwójną rolę - jest także współscenarzystką filmu. Jej Annie jest prawdziwa i zabawna, a Wiig świetnie radzi sobie zarówno grając naćpaną niezdarę jak i skopaną przez życie starą pannę. Trafiło jej się też kilka dialogowych perełek, rozbrajająca jest zwłaszcza rozmowa o mężczyznach wymuszających seks oralny.
Niestety takich momentów jest w "Druhnach" zaskakująco mało, a scenarzyści zamiast na błyskotliwe obserwacje obyczajowe postawili na dosłowność i wulgarność, wietrząc sukces w legendach o skandalicznych dowcipach. I trzeba im przyznać, potwornie długa scena ze zbiorowym rzyganiem i wydalaniem w salonie sukien ślubnych, to jeden z najobrzydliwszych dowcipów jakie widziałem w komedii głównego nurtu od wielu, wielu lat.
Porównanie "Druhen" do "Kac Vegas" nasuwa się samo, ale sugerujący podobieństwo zwiastun jest mylący. Nie tylko dlatego, że nowa produkcja Judda Apatowa i Paula Feiga (reżyseria) jest nudniejsza i mniej śmieszna niż przebój Todda Phillipsa, ale także dlatego, że to filmy zupełnie różne - podczas gdy Phillips postawił na absurdalną i bezstresową rozrywkę dobrze osadzoną w gatunku komedii kumpelskich (buddy film), Apatow raz jeszcze próbuje ten gatunek poszerzyć o komedię obyczajową i romantyczną. Ale schemat, który tak dobrze sprawdził się we "Wpadce" czy "Boskim chilloucie", tym razem zawiódł.
"Druhny" próbują być jednocześnie rozczulające i obrzydliwe, absurdalne i naturalne, i choć miejscami są autentycznie dowcipne, to przez większość seansu trudno dociec, czym tak bardzo zachwycili się amerykańscy krytycy (jak podaje serwis RottenTomatoes.com film zebrał za oceanem aż 90 procent pozytywnych recenzji).
Najbardziej rozczarowujące są w "Druhnach" drobnostki - boleśnie przeciągnięte dowcipy, proste kalki z "męskiego" kina, schematyczne postacie męskie, dłużyzny. A przede wszystkim przegadanie. Nawet słuszne skądinąd przesłanie, o tym, że kobieca przyjaźń w niczym nie ustępuje męskiej, brzmi banalnie, gdy mielone jest w kółko w dialogach. "Druhny" nie mają iskry poprzednich produkcji Apatowa. To tylko wakacyjna komedia - śmieszna, ale wylatująca z pamięci kilka minut po seansie.