''Elizjum'': Wyjątkowy wywiad z Mattem Damonem i Neillem Blomkampem. Tylko u nas!
16.08.2013 17:43
Neill, zarówno "Dystrykt 9", jak i "Elizjum" to superprodukcje sci-fi nastawione na komercyjny sukces. Niemniej oba filmy zawierają w sobie wyraźny polityczny komentarz do czasów, w których obecnie żyjemy. Czy tego typu przesłania staną się cechą charakterystyczną twojej twórczości?
NEILL BLOMKAMP: Nie miało tak być. Nigdy nie zaczynałem projektu od jakieś idei czy też przesłania politycznego. Od zawsze pragnąłem robić filmy, które sam uwielbiałem oglądać w dzieciństwie – na przykład z gatunku science fiction albo kino akcji lub horrory. Ale faktycznie coś w tym jest, co powiedziałaś. Może to wynika z mojego pochodzenia, jestem z Południowej Afryki, albo ze sposobu w jaki patrzę na dzisiejszy świat, jednak moje historie, na którymś etapie tworzenia, stają się w jakiś sposób ukierunkowane politycznie. Tematy, które mnie nurtują przenikają do moich filmów. Nie jestem z założenia aktywistą próbującym zrobić coś ważnego, jak manifest. Jednak kiedy piszę scenariusz obie części mojej osobowości - pierwsza pragnąca stworzyć dobry film rozrywkowy i ta druga zaangażowana politycznie - łączą się ze sobą i powstaje coś takiego jak "Elizjum".
Matt, w jaki sposób wybierasz dla siebie role? Śledząc twoją karierę widać, że wszystkie twoje wybory zostały dokładnie przemyślane. Potrafisz występować w kinie rozrywkowym, jak i w zaangażowanych albo niszowych produkcjach. Co przyspiesza bicie twojego serca, kiedy czytasz scenariusz?
MATT DAMON: W moim wypadku, zawsze patrzę, kto będzie reżyserował dany projekt. To jest dla mnie najważniejsze. Brałem udział w filmach, które nawet nie miały scenariusza. Zrobiłem to parokrotnie i było warto. Wszystko zależy od umiejętności reżysera. Kręcenie filmów to bardzo dyktatorskie zajęcie, jeżeli mogę tak powiedzieć. Pod koniec dnia zdjęciowego wszystko, co się udało lub też okazało się fiaskiem, cała energia i poczucie satysfakcji ma swoje źródło w jednej osobie. Jeżeli chodzi o "Elizjum" to spojrzałem na projekt, przeczytałem scenariusz, porozmawiałem z Neillem i zobaczyłem jego przepiękny, wizjonerski komiks, który stworzył na swoim komputerze, a który był bazą wyjściową do całego filmu. Po prostu musiałem być tego częścią. Przestraszyłem się, że jeżeli nie wezmę udziału w tym projekcie, ktoś inny z pewnością to zrobi. Nie mogłem na to pozwolić. Jak widzisz, była to dla mnie dość łatwa decyzja do podjęcia, ale wszystko zaczęło się
od Neilla Blomkampa. Zawsze chodzi o reżysera.
"Elizjum" kręciliście w Meksyku. Trudno było znaleźć lokalizacje? Środowisko, w którym rozgrywa się akcja to istne wysypisko śmieci.
NB: Za każdym razem źle się czuję, kiedy mówię, że zdjęcia odbyły się w Meksyku i to w najbardziej zaniedbanych częściach miasta. To tak, jakby cały Meksyk był pełen brudu i niebezpieczeństwa. Oczywiście byliśmy też w przepięknych częściach tego miasta. Ludzie byli wspaniali. Miasto nas nie zawiodło - jest takie różnorodne. Wprost stworzone, żeby kręcić tam filmy. Bycie w Meksyku i realizowanie tam zdjęć do „Elizjum” było jednym z najbardziej pozytywnych przeżyć w moim życiu.
Oglądając "Elizjum" pomyślałam o "Metropolis" Fritza Langa. Czy w jakikolwiek sposób inspirowałeś się tym filmem z 1927 roku?
NB: Pomiędzy "Elizjum" a "Metropolis" nie istnieje żadne zamierzone nawiązanie. Ale bardzo się cieszę, z tego, co mówisz. Jestem fanem filmu Langa odkąd byłem bardzo młody. Kocham "Metropolis". Ale w sumie masz racje, obie produkcje mają ze sobą wiele wspólnego. Nikt wcześniej na to nie wpadł. Jeżeli inni widzowie będą mieli podobne spostrzeżenie, pęknę z dumy.
Neill, cały świat przedstawiony w "Elizjum" jest niezwykły, bardzo efektowny. Opowiedz o swoich wizualnych inspiracjach do tego filmu.
Moim największym celem jest zabrać publiczność w miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byli. Tym chyba z założenia zawsze było kino - środkiem transportu w miejsce, jakie tylko możemy, bądź też nie możemy sobie wyobrazić. To lubię najbardziej w moim zawodzie. Jeżeli chodzi o "Elizjum", to cały proces twórczy musiałem podzielić na dwa etapy - stworzyć wizję przyszłości naszej planety, która okazała się być zniszczona, pozbawiona pieniędzy i zasobów oraz wykreować bardzo zaawansowaną technologicznie stację kosmiczną, pełną przepychu i bogactwa. W późniejszej fazie przygotowań zaprosiłem do współpracy Syda Meada, który zbudował świat w "Łowcy androidów". On pomógł mi zrealizować wystawną i bardzo kosztowną stację "Elizjum". Jeżeli zaś chodzi o Ziemię, trzeba było znaleźć bardzo ciekawe przestrzenie, ale ocierające się o
skrajną nędzę. Chcieliśmy również pokazać w naszym filmie wymianę towaru na czarnym rynku. Nie bez powodu postać, którą gra Matt Damon jest przymocowana do tego dziwacznego kostiumu zdobytego właśnie na czarnym rynku. Zdecydowanie nie jest to wysokiej jakości sprzęt. I o to właśnie chodziło.
Chciałabym zapytać Matta, jaka była twoja pierwsza reakcja, kiedy zobaczyłeś w powieści graficznej Neilla swój przyszły kostium.
MD: To było podczas naszego pierwszego spotkania. Jedliśmy obiad w Nowym Jorku i Neill pokazał mi swój komiks. Byłem zachwycony. W zasadzie nie mieściło mi się to w głowie. Później mój kostium wygląda dokładnie tak samo jak w komiksie. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego w filmie. Neill stworzył dodatkowy podręcznik, w którym rozrysował i rozpisał wszystkie detale naszych kostiumów, a także broni. Istne szaleństwo! Pracuję od tylu lat w branży filmowej, sam też jestem kinomanem i nigdy nie widziałem czegoś takiego. Od początku wiedziałem, że "Elizjum" będzie jednym z najbardziej oryginalnych oraz unikatowych pod względem wizualnym filmów w historii kina.
Czy to prawda, że kiedy zobaczyłeś "Dystrykt 9" zamarzyłeś o współpracy z Neillem Blomkampem?
MD:Tak było. Po obejrzeniu "Dystryktu..." Neill trafił do czołówki reżyserów, z którymi chciałem zrobić film. Jego pierwsza produkcja była jednym z najbardziej rozrywkowych, intensywnych i niewiarygodnych przeżyć dla mnie jako widza. Nie dziwię się, że ludzie po obejrzeniu "Dystryktu 9" oszaleli na punkcie Sharlto [Copley - przyp. red.]. To, co on pokazał w tym filmie jest niewiarygodne. Fenomenalna kreacja aktorska.
Matt, pierwszy raz występowałeś też z Diego Luną. Jak układała się wasza współpraca?
MD: Tak, przeżyłem z nim fantastyczny czas na planie zdjęciowym. Diego jest również reżyserem - to bardzo pomocne pracować z kimś, kto doskonale rozumie całe produkcyjno-realizatorskie zamieszanie. Dzięki temu zdjęcia idą o wiele sprawniej i szybciej. Każdy rozumie, co jest potrzebne, żeby coś zostało dobrze zrobione. A to ważne, bo mieliśmy bardzo napięty terminarz i budżet.
NB: Niestety, Diego zawsze martwił się o swój makijaż.
* MD:* Tak i to bardzo (śmiech).
NB: Ale nawet to nie mogło nas spowolnić.
MD: Dokładnie (śmiech).
Neill, urodziłeś się w Południowej Afryce, a potem wyjechałeś do Kanady. Można powiedzieć, że podobnie jak główny bohater uciekłeś z kraju Trzeciego Świata do państwa wysokorozwiniętego. Czy twoja osobista historia również posłużyła za punkt wyjściowy do "Elizjum"?
NB: Cóż, można tak powiedzieć, ale też nie do końca. Wychowywałem się na zachodnich przedmieściach Johannesburga, które tak naprawdę niczym się nie różnią od…
MD: Elizjum
NB: …Los Angeles (śmiech). W zasadzie wyglądają dokładnie tak samo jak Beverly Hills. Jednak w Johannesburgu są obszary, które aż rażą ubóstwem. Obserwowanie tego na co dzień zdecydowanie miało na mnie ogromny wpływ, kiedy sam dorastałem w bogatej dzielnicy. Tam były i nadal są dwa różne światy, które jakby posiadają dwie odrębne gospodarki. Pamiętam, że zawsze byłem ogromnie zafascynowany tym zjawiskiem społecznym. W Kanadzie natomiast zauważyłem, że bardzo niewielka garstka ludzi miała styczność z podobnym tematem, co ja. Większość nie miała pojęcia o tym, że są na świecie miejsca, w których skrajna biada przeplata się z przepychem i bogactwem. I to wręcz w niewyobrażalnych proporcjach. Ale jeszcze raz chciałbym podkreślić, że nie miałem zamiaru zrobić filmu dokumentalnego czy też paradokumentalnego. Nie staram się zmieniać świata poprzez moje filmy. Jednak podoba mi się to, że w tym moim pop-kulturowym przekazie, który widzowie odbierają jedząc popcorn, zawarte są też pewne bardzo istotne treści. W
"Elizjum" chodzi o przyszłość naszej planety. Niestety jestem pesymistą i jeżeli miałbym się zakładać, jak za kilka dekad będzie wyglądać Ziemia, to powiedziałbym, że dokładnie tak, jak dzisiejszy Johannesburg.
Rozmawiała: Katarzyna Kasperska