Elżbieta Starostecka: Co słychać u Stefanii Rudeckiej z ''Trędowatej''?
09.10.2015 | aktual.: 22.03.2017 15:43
- Tak już wyszło, że jestem aktorką, której głównym zadaniem było kochać głównego bohatera i ewentualnie umrzeć za niego – nie urywała swojej goryczy Elżbieta Starostecka, podsumowując swoją karierę na wielkim ekranie.
- Tak już wyszło, że jestem aktorką, której głównym zadaniem było kochać głównego bohatera i ewentualnie umrzeć za niego – nie urywała swojej goryczy Elżbieta Starostecka, podsumowując swoją karierę na wielkim ekranie.
Polscy widzowie pokochali ją za kreację eterycznej Stefanii w słynnej ekranizacji prozy Heleny Mniszkówny. Paradoksalnie rola w „Trędowatej” Jerzego Hoffmana nie była spełnieniem marzeń aktorki.
Elżbieta Starostecka, która w październiku skończyła 72 lata, od dawna trzyma się na uboczu show-biznesu. Choć mogliśmy oglądać ją jakiś czas temu w serialu „Lekarze”, był to niestety wyjątek od reguły.
Mimo to aktorka nie kryje się w cieniu – chętnie zjawia się na imprezach branżowych i zachwyca urodą, której nie nadgryzł ząb czasu.
href="http://film.wp.pl/elzbieta-starostecka-co-slychac-u-stefanii-rudeckiej-z-tredowatej-6025228409496705g">CZYTAJ DALEJ >>>
Nieśmiała i niepewna siebie
Choć dziś zalicza się ją do panteonu najpopularniejszych aktorek PRL-u, mało brakowało, a Starostecka nigdy nie zdecydowałby się na poświęcenie się aktorstwu.
Powód był prozaiczny – mała pewność siebie.
Na szczęście na swojej drodze nastolatka spotkała człowieka, który odmienił jej życie.
- Nazywał się Lech Zarzycki, był aktorem i zapytał, czy nie chciałabym spróbować zdawać do szkoły aktorskiej. Zaszczepił we mnie wiarę, że aktorstwo to posłannictwo, któremu warto poświęcić całe życie - przytacza słowa aktorki magazyn „Show”.
Dzięki Zarzyckiemu Starostecka przygotowała się do egzaminów do Łódzkiej Szkoły Aktorskiej, choć stres nieomal nie wziął góry. O tym, że znalazła się na liście studentów, dowiedziała się od starszych kolegów.
''Czułam się bez szans''
Ona sama do końca nie wierzyła w swoje szczęście.
- Wszędzie widziałam eleganckie, pewne siebie, wspaniałe dziewczyny. W porównaniu z nimi czułam się bez szans - przytacza jej słowa Show.
Po studiach, które ukończyła z wyróżnieniem, pracowała w Kaliszu, aby zaledwie po roku skorzystać z upragnionej szansy i przenieść się z powrotem do Łodzi.
W Teatrze Narodowym spędziła sześć lat i nawet teraz wspomina te czasy z nostalgią.
- Grałam wiele ról które dawały mi ogromną satysfakcję. Atmosfera była wspaniała. To był mój drugi dom – opowiadała.
Grzeczny romans
Ale do Łodzi czuje ogromny sentyment z jeszcze innego powodu. To właśnie tam, jeszcze jako studentka, poznała młodego kompozytora Włodzimierza Korcza. Od razu przypadli sobie do gustu, lecz po latach ta przyjaźń przerodziła się w coś więcej.
- Chodziliśmy na próby, a potem on, jako miły kolega dżentelmen odprowadzał mnie do domu, często niosąc siatkę wypełnioną książkami. Potem przyznał się, że nylonowe żyłki wpijały mu się w palce do krwi, ale nie przekładał siatek do drugiej ręki, bo bał się, że nie wezmę go już pod ramię – opowiadała w Pani.
Spotkanie na kawie
Starostecka przyznawała, że w uczuciach kierowała się rozsądkiem i nie chciała się spieszyć. Dopiero po kilku miesiącach zaprosiła Korcza do swojego mieszkania na kawę.
- To była pierwsza wizyta, więc przybyłem punktualnie, ale zastałem zamknięte drzwi, zza których usłyszałem, że na razie nie mogę wejść. Trochę się speszyłem, ale po chwili dobiegły mnie dziwne dźwięki i dopiero po kwadransie w otwartych drzwiach stanęła zarumieniona Elżunia, po czym wszedłem po drewnianych schodach na górę. Okazało się, że powodem zamieszania były te nieszczęsne schody które szorowała w panice, bo jak tu wpuścić do domu gościa, kiedy schodów od kilku dni nikt nie mył - śmiał się później Korcz w Pani.
Zaraz po tym spotkaniu podjęli decyzję o ślubie.
Nie walczy o role
Chociaż Starostecka odnosiła kolejne zawodowe sukcesy, przyznawała, że nie przepada za pracą na planie filmowym.
- Specyfika filmu jest taka, że dziś gra się ostatnią scenę, a jutro pierwszą. W kinie aktor nie ma wpływu na widza, jest w rękach reżysera i montażysty. W teatrze, po premierze, rola jest tylko w jego rękach - cytuje słowa aktorki Show.
Dodawała też, że średnio sobie radzi w branży wśród przebojowych koleżanek.
- Nie mam siły przebicia, nie potrafię walczyć o role - wyznawała w Pani.
Potem, kiedy na świat przyszły dzieci, bez żalu odrzucała propozycje, nawet te najbardziej intratne.
Nie chciała grać Stefci
Roli, dzięki której stała się nieśmiertelna, początkowo wcale nie chciała przyjąć. Wolała ambitniejszy repertuar, a postać Stefci Rudeckiej nie przypadła jej do gustu.
- Otrzymałam propozycję przyjazdu na zdjęcia próbne, ale żeby tego uniknąć, zdecydowała się na operację zatok. Zdjęcia więc odbyły się beze mnie, ale kiedy wróciłam ze szpitala do domu, dostałam wiadomość, żeby natychmiast przyjechać na dodatkową sesję zdjęciową. Powiedziałam, że jestem spuchnięta i że to nie ma najmniejszego sensu, ale kierownik produkcji stwierdził, że nic nie szkodzi, i wysłał po mnie samochód - cytuje jej słowa Show. Uległa dopiero namowom Jadwigi Barańskiej i wreszcie zgodziła się przyjąć rolę.
I choć "Trędowata" okazała się sukcesem, Starostecka trochę żałowała, że tak potoczyła się jej kariera - po premierze została zaszufladkowana i przez wiele lat otrzymywała głównie propozycje występów w filmach kostiumowych. Wreszcie uznała, że woli wycofać się z branży i poświęcić rodzinie. Ale nie wyklucza, że jeśli tylko dostanie jakąś ciekawą ofertę, wróci na ekran.