„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”: wyobraźnia nie zna granic [RECENZJA]
Jedno jest pewne, po seansie tego filmu zapragniecie mieć znowu naście lat. Ja dodatkowo chciałabym mieć jedno z tytułowych zwierząt – na przykład psotne, ale urocze Pikujące Licho – i żyć w mrocznym Nowym Jorku lat 20.
Bo właśnie w lata 20. przenosi nas akcja filmu Davida Yatesa. Nowy Jork jest miejscem stylowym i pięknym, ale też tajemniczym i niebezpiecznym. Czarodzieje żyją w ukryciu obok mugoli, społeczna panika względem magów skutecznie podsycana jest przez uliczne spicze uduchowionych wyznawców, a coś potężnego i złowrogiego sieje spustoszenie na ulicach miasta mordując kolejnych znamienitych obywateli tego świata.
W tej rzeczywistości musi się odnaleźć Newt Scamander (Eddie Redmayne)
, który przypływa tutaj z Anglii ze swoją osobistą misja, której cel mieści się w jego z pozoru zwykłej walizeczce. Jej otwarcie jest jak zaproszenie do alternatywnego wymiaru. Dzięki walizce można się przenieść do miejsca, w którym Newt hoduje tytułowe zwierzęta, troszczy się o nie z wielkim oddaniem – niektóre z nich mogą wydawać się niesforne i nieobliczalne, ale właściwa opieka Newta sprawia, że stają się spolegliwe i oddane, jego praca pozwala również na to, by każdy z gatunków przetrwał.
Niestety podczas jego podróży do Nowego Jorku kilka zwierząt – w tym moje ulubione Pikujące Licho, ale naprawdę każdy znajdzie tu coś dla siebie – ucieka z walizki. Newt musi je odnaleźć, z pomocą przychodzą mu: niechcący wplątany we wszystkie zdarzenia mugol Kowalski, który marzy o tym, by zostać piekarzem, oraz irytująca, nieco nadgorliwa i ambitna Tina, pracownica Magicznego Kongresu USA. Ale oczywiście galeria przedziwnych postaci, które spotyka na swej drodze Newt, jest dużo większa: siostra Tiny, sensualna i rozbrajająco kobieca Queenie (Alison Sudol), dystyngowany i konserwatywny potentat prasowy Shaw (Jon Voight), misjonarka prowadząca przytułek dla sierot Mary Lou (Samantha Morton), czy wreszcie tropiący w imieniu Kongresu wszelkie nieprawidłowości stróż magicznego porządku Graves (Colin Farell). To bohaterowie drugiego i trzeciego nawet planu, co ważne, każdy z nich nakreślony jest ze swadą i nawet jeśli tylko na chwilę pojawia się na ekranie, zapada na długo w pamięci widza.
Śmiało można napisać, że film jest spełnieniem najśmielszych, nie-tylko-fanowskich fantazji, o tym jak może i powinien wyglądać bajkowy świat przedziwnych stworzeń, w którym najniebezpieczniejsi nadal pozostają ludzie. Zwierzęta Newta to gromada nadzwyczajnych, ale przede wszystkim bezbronnych istot, o ich prawo do bezpiecznej i godnej egzystencji walczy główny bohater. Z jego zmagań i doświadczeń powstanie książka, którą osiemdziesiąt lat później przeczyta najsłynniejszy obecnie czarodziej z Hogwartu z sagi o Harrym Potterze.
W 2011 roku na ekrany kin trafiła ostatnia część trwającej dziesięć lat serii o Potterze. Pięć lat później otrzymujemy propozycję, która bez problemu może rywalizować ze stworzonym wcześniej przez J. K Rowling słynnym uniwersum. „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” to zrealizowana z polotem i pasją opowieść o siłach, które wymykają się definicjom. Choć nie pochodzą z naszego świata, gdy im się przyjrzeć bliżej, są niepokojąco znajome. I mimo tego, że fabuła w wielu miejscach potraktowana jest pretekstowo, ogląda się film z poczuciem rosnącego uwielbienia dla twórców, ich inwencji i wyobraźni. Chyba tylko zaklęcie obliviate, mogłoby wymazać z pamięci widza to, co filmowcy serwują nam na ekranie. A to dopiero początek. Miłośnicy magii i nieziemskich przeżyć, wypatrujcie ciągu dalszego cyklu. Finite!