Trwa ładowanie...
d1ksj6w

Fasola na sterydach

d1ksj6w
d1ksj6w

"Jack..." to taki tegoroczny "John Carter" - zrealizowane za olbrzymie pieniądze widowisko z gwiazdami, efektami specjalnymi i wykreowanym od podstaw światem. A jednak, po dwóch tygodniach wyświetlania za Oceanem, tylko 70 milionów dolarów na liczniku, przy trzykrotnie większym budżecie. Przyczyna leży być może w tym samych czynnikach, co w przypadku "...Cartera" - braku wyrazistego aktora na pierwszym planie i stylistycznej odrębności świata przedstawionego. Ale podobnie jak wtedy, nie jest to kino stracone.

Film Bryana Singera łapie się na dominujący w dzisiejszym Hollywood trend baśniowy - przetwarzając dwie klasyczne opowieści - tę znaną także u nas, o Jasiu i magicznej fasoli, oraz jej mniej popularną wcześniejszą wersję, gdzie tytułowy bohater walczył z olbrzymami. Tutaj wrzucone zostają do jednego kotła i doprawione szczyptą modernizmu - sięgająca nieba łodyga fasoli zamienia się więc w upiorne pnącze, samotny olbrzym urasta do rozmiarów regularnej armii, a całości towarzyszy bardzo dzisiejsze poczucie humoru.

"Jack..." najlepszy jest w momentach wizualnej ofensywy. Na ekranie sporo się dzieje, ale bohaterowie nie nikną wcale w komputerowej nawałnicy. Wzajemne relacje pozostają dobrze nakreślone, stanowiąc wyrazistą sieć układów, a podskórne motywacje - oprócz Jacka chcącego uratować ukochaną, jest tu m.in. podstępny książę, który za pomocą olbrzymów planuje zawładnąć światem - napędzają akcję. Singer zatracił wprawdzie swą narracyjną przenikliwość z czasów "Podejrzanych", ale wciąż jest zdolnym rzemieślnikiem - jego film ma dobry rytm, a pomimo braku charakteru, potrafi być wciągający i błyskotliwy.

Można tylko żałować, że pośród 195 milionów budżetu nie znalazło się kilka dla aktora z prawdziwego zdarzenia. Wcielający się w tytułową rolę Nicholas Hoult, pamiętny nastolatek z komedii "Był sobie chłopiec", jest wyjątkowo niemrawy i łatwo pozwala sobie skraść scenę starym rutyniarzom – a w obsadzie znalazły się przecież takie nazwiska, jak McGregor, Tucci, Bremmer, McShane czy Marsan. Wynik finansowy filmu Singera niejako to potwierdza - zapierający dech w piersiach świat jest niczym, jeśli nie umieści się w nim właściwego bohatera.

d1ksj6w
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1ksj6w

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj