Filmowe rocznice, przez które poczujesz się staro. W 2021 będzie ich zatrzęsienie
Okrągłe rocznice znanych filmów obchodzimy co roku, ale w 2021 będzie ich prawdziwe zatrzęsienie. Oto zestawienie kilkunastu tegorocznych dziesięciolatków i dwudziestolatków, którzy na różne sposoby zmieniali przez lata nas i nasze postrzeganie kina.
"Contagion – Epidemia strachu", reż. Steven Soderbergh
Jeden z najchętniej oglądanych filmów wiosennego lockdownu nie mógł trafić lepiej z 10. rocznicą. Opowieść o nadchodzącej ze wschodu pandemii, która dziesiątkuje ludzkość, pokazywał w 2011 r. scenariusz, zdawało się, mało prawdopodobny. Ludzkość nieprzygotowana? Bloger fałszujący rzeczywistość dla klików? Że to wszystko przez nietoperza? Tak się nie godzi! Soderbergh ogłosił niedawno, że planuje... kontynuację.
"O północy w Paryżu", reż. Woody Allen
Jeden z nielicznych na przestrzeni dwóch dekad prawdziwych powrotów Woody’ego Allena do reżyserskiej formy, a przy okazji wykręcająca umysł refleksja na temat sensowności podróży w czasie. Allen wysyła swego niespełnionego intelektualistę-romantyka w idealizowaną przeszłość, aby go skonfrontować z literackimi idolami i subtelnie zasugerować widzowi, że zamiast uciekać w ramiona nostalgii, lepiej zakochać się we własnej teraźniejszości.
"Harry Potter i Kamień Filozoficzny", reż. Chris Columbus
Nie ma mowy o pomyłce. Serii kinowej, która zdefiniowała filmowe doświadczenie dla całego pokolenia, stuknie dwudziestka. Zaś "Insygnia Śmierci: Część II", czyli ostatnia odsłona filmowej sagi o młodym czarodzieju, skończy w lipcu 10 lat. Daniel Radcliffe robi wszystko, żeby odciąć się od wizerunku Pottera, zagrał nawet w pewnym filmie pierdzące zwłoki, ale będzie z nim kojarzony nawet po pięćdziesiątce.
"Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia", reż. Peter Jackson
A skoro mowa o definiujących pokoleniowe doświadczenie wysokobudżetowych seriach fantasy, dwudziestka stuknie też opowieści o grupie należących do innych ras, narodowości oraz wyznań śmiałków, którzy wyruszają w podróż w ekscytujące nieznane. Przemierzają krainy pełne rozmaitych istot i dziwów, by stawić czoła armii zbudowanej na żądzy władzy, zewie krwi i nienawiści do wszystkiego, co inne. Co za dziwna i nierzeczywista baśń…
"Wiedźmin", reż. Marek Brodzki
Zanim świat zakochał się 20 lat temu w nowozelandzkim Śródziemiu, Polska miała jedyną w swoim rodzaju okazję, by zadurzyć się w rodzimym fantasy z prawdziwego zdarzenia. I to się udało, bo o wygenerowanym komputerowo złotym smoku mówiło się przez długie lata. Choć rodzimy "Wiedźmin" miał wiele zalet, jak choćby muzykę, Polacy i tak niecierpliwie czekali na netfliksową wersję.
"Drzewo życia", reż. Terrence Malick
Jest pewne, że wielu widzów odczuwało w trakcie filozoficzno-egzystencjalno-humanistycznego "Drzewa życia" tę samą konsternację, która towarzyszyła im dekadę wcześniej podczas seansu "Wiedźmina". Czego tu nie ma! Dojrzewanie w zgodzie z naturą. Wizualizowanie początków wszechświata. Młodzieńcze wyczekiwanie dorosłości. Dorosłe wspominanie utraconej młodości. Poszukiwanie sensu. A jednak wielu uważa film za jedno z największych dzieł XXI w.
"Mulholland Drive", reż. David Lynch
Osadzona w zbudowanym na iluzjach Mieście Aniołów historia kobiety z amnezją, która nie jest tak naprawdę kobietą, za którą się uważa, podczas gdy inna kobieta, którą ta kobieta napotyka na swojej drodze, nie jest kobietą… No dobrze, może reżyser nie wiedział po prostu, o czym chce opowiedzieć, więc stworzył film pełen surrealistycznych wstawek i rozmytych granic między rzeczywistością i fikcją, by każdy z widzów mógł sobie dopowiedzieć resztę. Cały Lynch.
"Donnie Darko", reż. Richard Kelly
Kolejny film, w którym reżyser świadomie myli tropy tak, żeby biedny widz nie wiedział, czy to, co ogląda, jest obiektywną rzeczywistością, czy też fikcją będącą wytworem czyjejś wyobraźni. A jednocześnie jest to przejmująca opowieść o postępującej alienacji inteligentnego chłopaka, który próbuje radzić sobie z otaczającym światem, wyobrażając sobie koniec wszystkiego, co jest znane. A na drugim planie facet w stroju złowieszczego królika. Ten film musiał stać się kultowy.
"Sala samobójców", reż. Jan Komasa
Dziesięć lat temu poznaliśmy Dominika, który dla różnych grup wiekowych okazywał się zgoła inną postacią. Dorośli widzowie widzieli w nim zagubionego w swoich przywilejach nastolatka, zatracającego się w przesadnie dramatycznym stylu w wirtualnej rzeczywistości stylizowanej na "Second Life". Nastoletni widzowie widzieli chłopaka zagubionego w zbudowanej przez dorosłych rzeczywistości, który zamyka się w świecie, w którym wydaje mu się, że może być sobą.
"Dziennik Bridget Jones", reż. Sharon Maguire
I jeszcze jeden kinowy hit, który jest znakomitym dowodem, jak różni ludzie różnie postrzegają sztukę filmową. Wielu mężczyzn uważało dwadzieścia lat temu "Dziennik" za opowieść o irytującej babie, która sama tworzy sobie problemy. I nie ma gustu do facetów. Dla kobiet był to zaś film o pozbawionej hollywoodzkiej stylizacji kobiecie próbującej radzić sobie z wymogami dorosłości i presją społeczną. Czasem wychodzi jej lepiej, czasem gorzej, ale jakoś wychodzi.
"Drive", reż. Nicolas Winding Refn
Zupełnie nikt nie spodziewał się 10 lat temu, że opowieść o bezimiennym hollywoodzkim kaskaderze, który nocami dorabia w roli kierowcy przestępców, spotka się z takim dużym uznaniem widzów i osiągnie status filmu kultowego. Szybkie i piękne samochody, mocne sceny brutalnej przemocy, stylowa kurtka ze skorpionem Ryana Goslinga, energiczny soundtrack, za który można dać się pokroić. Innymi słowy, muza, fura, rura i skóra!
"Listy do M.", reż. Mitja Okorn
Gdy w 2003 r. Brytyjczycy zrobili sobie świątecznego klasyka w postaci "To właśnie miłość", pewne było, że powstaną dziesiątki mniej lub bardziej udanych naśladowców. Ten zrealizowany w Polsce zdecydowanie zalicza się do udanej grupy. Na ekranie udało się połączyć magię znanych nazwisk i filmowej stylizacji z wizualną magią zimowej aury i świąt i niegłupią refleksją, że prawdziwa magia powstaje pomiędzy dwójką kochających się ludzi.
"Amelia", reż. Jean-Pierre Jeunet
Oto przepis na ogólnoświatowy sukces: nakręcić w romantycznym Paryżu komedię romantyczną o nieśmiałej kelnerce-romantyczce, która w poszukiwaniu własnego szczęścia zaczyna po prostu uszczęśliwiać innych ludzi. I uświadamia sobie, że ważniejsze w życiu bywają drogi prowadzące do celu, niekoniecznie same cele. Być może Amelia ma już na karku dwadzieścia filmowych wiosen, ale jej przygody i towarzyszące im pozytywne emocje zupełnie się nie zestarzały.
"Szybcy i wściekli", reż. Rob Cohen
Któż by pomyślał dwadzieścia lat temu, że opowieść o młodym policjancie, który dostaje zadanie zinfiltrowania gangu przestępców uwielbiających niebezpiecznie szybkie samochody, zrodzi jedną z najbardziej kasowych filmowych serii w historii kina? A do tego uczyni Vina Diesela jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy współczesnego Hollywood. Jeśli tak dalej pójdzie, w "Szybkich i wściekłych 20" zagra połowa światowych gwiazd kina akcji.
"Shrek", reż. Andrew Adamson, Vicky Jenson
Wyjątkowo zrzędliwy zielony ogr o manierach godnych bagiennego stwora w poszukiwaniu świętego spokoju wyrusza w towarzystwie gadatliwego ponad wszelką miarę osiołka w naładowaną popkulturowymi odniesieniami podróż. Komiczna opowieść dwadzieścia lat temu odmieniła losy pełnometrażowego kina animowanego. Kino dla dzieci, dużych dzieci i tych dorosłych, którym wydaje się, że nie są dużymi dziećmi. Czyli dla wszystkich. Sto lat!