Harrison Ford dla WP: "Nie ma ludzi wyłącznie dobrych albo złych. Wszyscy jesteśmy skomplikowani"
Jeden z najpopularniejszych gwiazdorów światowego kina. Legendarny Indiana Jones i "Ścigany". Choć jest już po osiemdziesiątce, Harrison Ford nie zwalnia tempa. Najpierw przebojem wszedł w świat seriali - oglądać można go w m.in. w "1923" czy "Terapii bez trzymanki". Teraz debiutuje w uniwersum Marvela. W wywiadzie dla WP opowiada o roli w flmie "Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat", gdzie przejmuje rolę czarnego charakteru - prezydenta Thaddeusa Rossa.
Anna Tatarska: Grany przez Pana prezydent Thaddeus Ross pojawiał się w filmach MCU wielokrotnie. Wcześniej wcielał się w tę postać świetny aktor - a prywatnie Pana przyjaciel - zmarły w 2022 roku William Hurt. Czy wpłynęło to na Pana podejście do tej roli?
Harrison Ford: Tak, oczywiście. William był wspaniałym aktorem. Przez szacunek dla roli, ale także dla niego, chciałem się upewnić, że doskonale znam materiał źródłowy. Oglądałem uważnie wszystkie filmy, w których wcielał się on w tę postać i zastanawiałam się, jak to będzie stać się częścią tego świata. Intrygujące wydało mi się, jak on tę postać kreował, jak przedstawiał ją widzom. W ten sposób stworzyłem fundament dla siebie.
Zauważyłem, że postać którą wykreował w uniwersum Marvela, bardzo różniła się od innych jego ról. W ogóle jedną z rzeczy, które zwróciły moją uwagę, byli ci wszyscy świetni aktorzy, których znam i podziwiam, ewidentnie świetnie bawiący się na ekranie. Odniosłem wrażenie, że udział w tych filmach jest okazją do genialnej zabawy. To mnie zachęciło. Oczywiście, kiedy już wszedłem na plan, przypomniało mi się, że - jak wszędzie indziej - jest to przede wszystkim ciężka praca. Ale nie myliłem się: aktorzy rzeczywiście czerpią ogromną przyjemność z grania tych niezwykle złożonych, czasami w specyficzny sposób zabawnych postaci, które wypełniają swoją wrażliwością. Doświadczenie pracy na planie filmu Marvela nie zawiodło mnie ani na jotę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na te filmy czekamy. Szykują się prawdziwe hity
Jest Pan kojarzony raczej z bohaterami pozytywnymi. Może niepozbawionymi wad, jak Indiana, ale walczącymi po jasnej stronie mocy. Tutaj wciela się w postać mroczną. Jakie to było doświadczenie?
Ja w ogóle nie dzielę tak moich bohaterów. Dobrzy, źli - nie myślę o nich w ten sposób i nigdy nie wchodzę na plan z założeniem, że zagram postać pozytywną lub negatywną. Wydaje mi się, że to nie może przynosić dobrych efektów. Przecież aktorstwo to ćwiczenie z wyobraźni. Grywam ludzi, którym zdarza się heroicznie zachowywać, ale nie ma czegoś takiego, jak wzór osobowości bohatera, herosa. Bohater to osoba, która robi coś, co zasługuje na szczególną uwagę. Nie wierzę, że można zbudować całą postać w oparciu o jej działanie. Określić ją przez to, że w danym momencie zachowuje się dobrze.
Człowiek zachowuje się dobrze, raz źle, ludzie są skomplikowani: dobrzy i źli jednocześnie. Czasami znajdują się w okolicznościach, którzy uwypuklają aspekty ich osobowości, z których wcześniej nikt nawet nie zdawał sobie sprawy. Dobrzy ludzie czasami sądzą, że są źli - i mają rację. Źli ludzie niewątpliwie czasami sądzą, że są dobrzy - i pewnie też czasami mają rację. Człowiek nie jest zamkniętą całością.
A jeśli mowa o graniu postaci bliższej temu, co negatywne, to wydaje mi się, że obserwowanie, jak na ekranie dzieje się coś złego, jest dla widzów interesujące. To trochę, jak przyglądanie się z boku wypadkowi. Atawizm. Ale to, co naprawdę wciąga, to jakościowa interakcja pomiędzy ludźmi, relacje międzyludzkie. Też to tutaj mamy.
Czy po tylu latach w branży praca na planie wciąż jest przyjemnością? Co daje Panu największe poczucie spełnienia?
Chyba sam fakt, że wciąż mogę to robić. To sprawia, że się uśmiecham. Mógłbym mieć tzw. normalną pracę, a tymczasem przez ponad pół wieku robię coś, co kocham robić i jeszcze mi za to płacą. Muszę przyznać, że wciąż trudno mi czasami uwierzyć, że ktoś mi przelewa spore sumy za to, że się świetnie bawię, odkrywam nowe rzeczy i pracuję z kolegami. Każdy aspekt tej pracy jest mi drogi - wyzwania, relacje, nauka... Ale lubię też odpowiedzialność. Podoba mi się, że biorę odpowiedzialność za swoją wolność. Bo osoby pracujące w kreatywnych branżach mają wielką wolność. Oczywiście każda praca może być w jakiś sposób kreatywna, ale my bawimy się naprawdę dużymi zabawkami, bawimy się z ludzką wyobraźnią i emocjami. Z rzeczywistością emocjonalną widzów. Możemy dotykać ich serc, sprawiać, by się śmiali, byli w szoku. Wszystko jest możliwe w filmie. Być zapraszanym do czyjegoś umysłu to ogromny przywilej.
Widać jakieś znaczące zmiany, które zaszły w branży filmowej przez lata pana aktywności?
Problem polega na tym, że ja o branży filmowej wiem naprawdę niewiele. Jak to się mówi: ja tu tylko sprzątam - pracuję na konkretnym odcinku, gdzie wiele trendów czy zmian systemowych nie jest bardzo odczuwalnych. Oczywiście mam jakieś obserwacje, ale one nie są osadzone w żadnej specjalistycznej wiedzy. Mogę zgadywać na tyle, na ile dziennikarze, jaki jest wpływ filmu na kulturę dziś, a jaki był kiedyś. Na pewno zmieniło się to, że kiedyś duch epoki był bardziej spójny i uniwersalny, a to wpływało również na komercyjny sukces konkretnego filmu czy popularność jakiegoś stylu. Dziś jest bardzo wiele różnorodnych nisz, do których można się kierować ze swoim przekazem. Rozrywka, jaką oferują filmy Marvela, różni się od rozrywki, jaką zapewnia serial "Terapia bez trzymanki", w którym występuję. I bardzo mi się podoba, że mogę trafiać do tych różnych typów widowni. Ale moja praca się nie zmieniła przez ten cały czas: na tym, co robię, znam się dobrze, ale o innych rzeczach naprawdę nic nie wiem.
Kilka tygodni temu Los Angeles zostało zniszczone przez pożary. To było wielkie tąpnięcie dla morale mieszkańców Miasta Snów, ale też dla pracujących tam filmowców. Myśli Pan, ze teraz rolą kina będzie odbudowywanie nie tylko budynków, ale także nadziei?
Te wydarzenia pozostawiły nas w totalnej rozsypce, to był niezwykle trudny czas w Los Angeles. Ci z nas, którzy brali w tej sytuacji udział wiedzą, jak bardzo zdruzgotane zostały życia wielu osób. Ja mam szczęście, udało mi się przed tym uciec. Wiele pracy przed nami by odtworzyć środowisko, w którym będziemy w stanie funkcjonować i widzę, że ludzie wkładają 100 proc. siebie w ten proces. Ale to bardzo skomplikowane i miną lata, zanim uda nam się na nowo to wszystko poskładać.