''Ida'': Wywiad z Pawłem Pawlikowskim - Powrót w najlepszym stylu!
*"Ida" to pierwszy polski film Pawła Pawlikowskiego - reżysera, który w wieku 56 lat powrócił do kraju i powalił rodaków na kolana. Najnowszy obraz autora "Kobiety z piątej dzielnicy" już zdobył najważniejsze filmowe wyróżnienia w kraju i zagranicą. "Ida" nie tylko wygrała Złote Lwy podczas tegorocznej edycji Gdynia Festiwal Filmowy, stając się tym samym najlepszym polskim filmem 2013 roku, ale również zwyciężyła na Warszawskim Festiwalu Filmowym oraz na BFI London Film Festival. A to jeszcze nie koniec jej marszu po nagrody. Paweł Pawlikowski w rozmowie z Katarzyną Kasperską opowiada o swojej Polsce, najnowszym filmie, a także o stalinowskich zbrodniarkach.*
25.10.2013 18:02
Dlaczego teraz postanowił pan wrócić do kraju i zrobić swój pierwszy polski film?
"Ida" chodziła mi po głowie od jakiś czterech, pięciu lat. Ma to chyba związek z tym, że coraz bliższe są mi sprawy związane z przeszłością. Zaczynałem od dokumentu. W młodości byłem bardziej zainteresowany teraźniejszością, byłem bardziej ekspansywny. Świat wydawał się bardziej ciekawy, tajemniczy i miałem ochotę oraz pomysł jak pewne rzeczy ogarnąć. Teraz ta rzeczywistość jest już tak przeżuta przez media, że coraz mniej mnie interesuje jako materiał do filmu. Nie potrafię się w niej odnaleźć, nie wiem jak ją ugryźć. Kiedyś dało się to wszystko jakoś fajnie sfotografować, zmontować, ująć, przerobić w metafory. Coś miałem do powiedzenia, a teraz jestem po prostu przerażony tym co dzieje się dookoła. Dlatego też coraz bardziej żyję swoimi sprawami. W ogóle od czasu, kiedy zacząłem realizować fabuły interesują mnie tzw. rzeczy podstawowe w życiu, jak miłość, śmierć, tożsamość, dzieci, pierwsze zakochanie, czy choroba umysłowa [śmiech]. A ostatnio
zacząłem wracać do przeszłości - do pejzaży, dźwięków, obrazków z mojego dzieciństwa albo wczesnej młodości. Do jakiś sytuacji i typów ludzkich, które pamiętam sprzed lat. Zawsze robię film o tym, co mnie w danym momencie interesuje.
Newspix
Jest pan uznanym na całym świecie polskim reżyserem, który nigdy nie zrobił filmu w swoim kraju. Pracował pan z *Ethanem Hawkie'em, Emily Blunt, czy Kristin Scott Thomas. Ma pan na swoim koncie nagrodę BAFTA i Emmy. Można by powiedzieć - nasz człowiek w wielkim świecie. Jak pan ocenia swoją karierę?*
Nie jestem aż tak uznany na świecie, jak pani mówi [śmiech]. Jestem przecież reżyserem filmów niekomercyjnych i bardzo dobrze się z tym czuję. Żyję i lubię działać na marginesie. Mam trochę nagród, które kupiły mi jakiś status, pewnego rodzaju luz i czas, ale nigdy nie szedłem za ciosem. Nigdy nie chciałem międzynarodowej kariery. Nigdy nie przyjąłem żadnej propozycji ze Stanów, choć przyznam, że trochę ich było. Zresztą i tak najważniejsze jest dla mnie życie między filmami. Moja praca jest tylko od czasu do czasu, ot taka przygoda twórcza, a między produkcjami człowiek żyje, ma jakieś dzieci, rodzinę, przygody, jakieś ważne sytuacje życiowe, przemyślenia i wnioski. Samo robienie filmów, to już jest konkretne wojskowe zadanie, które trzeba wykonać. Proszę mi wierzyć, ja na planie jestem zombie, dopiero poza filmami prawdziwie żyję. Nie muszę być na planie żeby żyć. Życie samo w sobie jest o wiele bardziej dramatyczne niż jakieś tam robienie filmów. A i tak, żeby robić filmy trzeba mieć coś do powiedzenia -
to się rzadko zdarza.
Wróćmy w takim razie do *"Idy". O jakiej Polsce opowiada pan w swoim najnowszym filmie?*
Częściowo o takiej, którą pamiętam. Ale też o wyimaginowanej, stworzonej z jakiś ulotnych, niekompletnych wspomnień, do których dopowiedziałem resztę. To Polska, którą zaczerpnąłem z mojej pamięci, nie współczesna.
*Agata Trzebuchowska, która wcieliła się w rolę tytułową jest amatorką. Historia waszego poznania jest równie intrygująca.*
Miesiącami szukałem młodej aktorki na Idę wśród zawodowych aktorek i studentek. Poprosiłem też znajomych, żeby się dla mnie rozglądali wśród naturszczyków. Któregoś dnia, niespodziewanie dostaję od Małgośki Szumowskiej smsa, że zauważyła ciekawą dziewczynę w kawiarni. Poprosiłem Gośkę o zdjęcie i po chwili otrzymałem fotkę niczego nieświadomej Agaty wykonane komórką z ukrycia [śmiech]. Patrzę na to zdjęcie, a tu dziewczyna kompletnie nie pasująca do mojego filmu (nic dziwnego, w końcu Małgośka nie bardzo wiedziała czego tak naprawdę szukałem), ale jakaś taka ciekawa. Proszę, żeby z nią porozmawiała. Ale Agata zdążyła już wyjść z kawiarni. Udało nam się ją namierzyć przez barmana. Spotkaliśmy się, zmyliśmy naszej Agacie makijaż, ogarnęliśmy fryzurę i nagle przed nami stanęła Ida. Podobno teraz, z tego co słyszałem, zaczęły przychodzić do tej kawiarni najróżniejsze dziewczyny, w nadziei, że również zostaną odkryte przez kogoś z
sąsiedniego stolika [śmiech].
Na ekranie nie sposób oderwać wzroku od filmowej Idy. Ma bardzo charyzmatyczną twarz, mimo iż prawie całkowicie jest pozbawiona mimiki.
Tak, Agata nie musi grać twarzą. Nie potrzebny jest żaden wielki gest, uśmiech, czy jakakolwiek inny grymas konwencjonalnie wyrażający emocje. Wszystko dzieje się wewnątrz - w oczach. A wtedy jakiś uśmiech czy łza stają się wielkim i wzruszającym wydarzeniem.
Można powiedzieć, że ma wrodzony talent. Trochę szkoda, że *Trzebuchowska nie myśli o karierze aktorskiej. Zarzeka się, że to był jednorazowy występ przed kamerami w jej życiu.*
A po co jej taka kariera?! Nie życzyłbym nikomu takiej drogi zawodowej. Chyba, że jest taką rasową aktorką teatralną jak Agata Kulesza. Czuję, że Agata Trzebuchowska szybciej będzie pisać scenariusze i reżyserować niż występować przed kamerą jako aktorka. Ona ma zbyt dobrze poukładane w głowie, żeby snuć sobie marzenia o wielkiej karierze aktorskiej.
Ma pan świetne wyczucie do aktorek. Nie tylko mówię o *Agacie Trzebuchowskiej, ale choćby o Emily Blunt, która zaistniała na świecie dzięki roli w "Lecie miłości". Na co zwraca pan uwagę w poszukiwaniu swoich filmowych kobiet?*
Zawsze bardziej patrzę na człowieka niż na aktorstwo. Kiedy przymierzam się do filmu osobowość, plastyka, aura, charakter są dla mnie tak samo ważne jak kunszt aktorski.
No tak, ale aktorstwo jest zawodem pozwalającym zmieniać te osobowości w dowolny sposób.
Tak, ale ja jestem dokumentalistą i dlatego wybierając aktorkę do filmu najpierw patrzę na to jaka ona jest, a nie co potrafi. Patrzę, co w tym człowieku tkwi. Ale wcale nie jest to jednoznaczne z tym, że później wykorzystuję te zaobserwowane cechy charakteru do filmu, czy też do postaci, którą ma zagrać. Niemniej dzięki tym jej prywatnym cechom mogę odczytać jaki ma potencjał. Tak samo było z Agatą Kuleszą - wiedziałem, że jest świetną aktorką, ale dla mnie miała też bardzo ciekawą energię. Jest w niej jakaś odwaga, jakieś szaleństwo, pewna motoryka w ciele, inteligencja w oczach i zarazem ciepło oraz poczucie humoru, które bardzo mi pasowały. Po prostu pewni ludzie mnie przyciągają. Nigdy nie trzymam się literatury, mam na myśli scenariusz, jako żelaznej, niezmiennej podwaliny. Moja wyobraźnia i dalsze poszukiwanie nowych rozwiązań uruchamiają się ponownie, kiedy spotykam moich aktorów. Tak to już jest... Postacie zawsze będą się zmieniać
pod ich wpływem.
No tak, ponieważ ja mam taki sam stosunek do aktorów, jak do wyboru miejsc, lokalizacji. My tutaj cały czas tylko o jednym, a dla mnie tak samo ważni jak odtwórcy głównych ról są: fotografia, muzyka i dźwięk. Lubię tworzyć filmy z rzeczy, które mają dla mnie znaczenie. Dla mnie wszystkie te elementy są częścią reżyserii - tak samo odpowiadam za historię, jak i za zdjęcia oraz grę aktorów. To wszystko składa się na film.
*"Ida" robi ogromne wrażanie również od strony formalnej. Film otrzymał w Gdyni nagrodę za zdjęcia dla debiutującego u pana operatora, Łukasza Żala. Jak duży ma pan wpływ na warstwę wizualną swoich historii?*
Oczywiście dobry operator, takiego jakiego ja miałem, jest ważny, ale nie jako fachowiec, który robi swoje, tylko jako partner do pewnej gry. Nie ma u mnie podziału na prace. To jest praca zespołowa – mamy się konsultować, wspólnie inspirować i motywować do pracy. Dlatego ostatnio staram się unikać egomanów na planie. Jak ognia. Jeden facet z kompleksami może taką twórczą atmosferę rozsadzić. Uwielbiam to przekomarzanie się z operatorem - a może tak, a może tak... A może jednak w jakiś trzeci sposób… Z Łukaszem Żalem to działa świetnie. Tak samo ze scenografami – Kasią Sobańską i Marcelem Sławińskim. Jednak śmieszy mnie to, co ostatnio zauważyłem w Polsce i nie tylko – takie fetyszyzowanie jednej funkcji na planie. Na przykład tylko u nas jest festiwal wyłącznie dla operatorów [Camerimage - przyp. red.]. Przecież operatorzy nie istnieją bez reżysera. I tak samo jeżeli chodzi o gloryfikowanie funkcji reżysera - my również sami nic
nie zdziałamy. Każdy film ma swój charakter, który trzeba jakoś określić. Proces twórczy polega na tym, żeby cała ekipa - reżyser, operator, aktorzy, dźwiękowcy, etc. - sprostała charakterowi danego filmu i konsekwentnie szli w pewnym kierunku. Rozśmieszyła mnie niedawno jakaś recenzja, w której autor napisał, że nasz film ma świetne zdjęcia, jest świetnie zagrany przez aktorów, zmontowany, no i też dobrze wyreżyserowany... To brzmiało tak, jakby reżyser był jakimś tam gościem, który przychodzi na plan i coś tam sobie reżyseruje. Reżyser jest człowiekiem, który stoi za całością i odpowiada za wszystko – treść, formę, reguły gry oraz filmową prawdę.
Od początku chciał pan zrealizować film czarno-biały?
Dokładnie takie było założenie. Tak widziałem tę historię i tak chciałem ją pokazać. Czarno-biały kojarzy mi się z tamtą epoką. Tak ją pamiętam, ponieważ właśnie tak zapisała się w mojej pamięci i na zdjęciach z rodzinnych albumów. Chciałem, żeby to był prosty świat złożony z niewielu prostych elementów. Format 4/3 i statyczna kamera też bardzo mi pomogły w tym samoograniczeniu. Pomogły jakoś podkreślić to zamknięcie i kamienność świata Idy czy Wandy, być może też kamienność oraz ograniczenie polskiej rzeczywistości tamtych czasów. Chciałem zasugerować jak najwięcej pokazując jak najmniej.
* Kto jest pierwowzorem "Krwawej Wandy", w którą wcieliła się Agata Kulesza?* Nie ma jednego konkretnego pierwowzoru. Ale kiedyś, dawno temu, spotkałem Helenę Brus Wolińską w Oxfordzie. Była to przemiła starsza pani. Proszę sobie wyobrazić, jaki byłem zszokowany, kiedy parę lat później dowiedziałem się, że Wolińska była prokuratorem oskarżającym w procesach politycznych, w czasach stalinowskich. Nie mogłem sobie tego ułożyć w głowie. Jak w jednej kobiecie mogły żyć dwie różne osoby. Wolińska była tylko punktem wyjścia do twórczego fantazjowania. Tak samo zresztą jak Julia Brystiger [funkcjonariuszka UB, zbrodniarka stalinowska zwana "Krwawą Luną" - przyp. red.] i mnóstwo innych postaci. Chciałem stworzyć bohaterkę, która ma w sobie wiele skrajnych osobowości, kompletnie ze sobą nie zsynchronizowanych - od współczującej cioci, do politycznej sadystki. Jej dusza jest polem bitwy. U Idy natomiast wszystko jest harmonijnie zgrane.
Ponownie, dzięki pana filmowi świetna aktorka została doceniona. Tym razem *Agata Kulesza, która za rolę Wandy otrzymała swoja pierwszą nagrodę w Gdyni dla Najlepszej Aktorki.*
Agata Kulesza to wyjątkowa kobieta. Ma bardzo dobrą energię, pomaga wszystkim. Nie jest żadną ekranową diwą, która jest zanurzona w swoich własnych potrzebach. Cały czas myśli całościowo - o przedsięwzięciu, o ekipie - a to jest bardzo rzadkie. Ethan Hawke jest podobny. To wielki luksus dla reżysera, móc pracować z takimi talentami i jednocześnie z tak fajnymi ludźmi.
_**Rozmawiała: Katarzyna Kasperska**_