Ja cię kocham, a ty śpisz...
W swoim nowym filmie Jaume Balaguero bierze podobny zamach na poczucie naszego bezpieczeństwa, co twórcy serii „Paranormal Activity”. Z tą różnicą, że w jego sypialni nie grasują niewidzialne zjawy, a człowiek z krwi i kości. Równie, a może nawet bardziej, złośliwy, bowiem działań dozorcy Cesara nie motywuje żadna zadra z przeszłości czy pokrętne poczucie sprawiedliwości. Prześladowca wybrał swoją ofiarę, bo… była szczęśliwa.
05.07.2012 13:37
Clara budzi się każdego ranka w nasłonecznionej sypialni, wciera w ciało kremy, starannie dobiera bieliznę. Jej poranki to cykl następujących po sobie rytuałów – drobnostek, które sprawiają jej przyjemność. Także wieczorem, gdy wraca do mieszkania, ich sobie nie odmawia. Dobra kuchnia, chłodny prysznic, niosąca się po mieszkaniu muzyka. Nie wie, że pod jej łóżkiem, z torbą pełną sprzętu, czeka już na nią Cesar z własnymi, chorymi rytuałami.
Jej oprawca dobrze wszystko przemyślał: ma ze sobą lusterko i chloroform, a spod materaca wypełza upewniwszy się wcześniej, że dziewczyna mocno śpi. Pozbawia ją wtedy przytomności, szprycuje kosmetyki jakimiś chemikaliami, podkłada karaluchy. Czy robi coś więcej…? Tego nie wiemy, ale po wszystkim kładzie się obok Clary, nastawia budzenie na bardzo wczesną godzinę i po krótkim śnie wraca do recepcji.
Unieszczęśliwienie dziewczyny spod 5B jest dla niego wyzwaniem, któremu podporządkowuje wszystkie bieżące sprawy. To projekt mający – paradoksalnie – uszczęśliwić jego. Jak sam mówi, tylko to jest w stanie utrzymać go przy życiu. Niewiele o Cesarze wiemy, ale Balaguero wykręca nam perfidny numer: każe mu kibicować. Film opowiedziany jest z jego perspektywy. To za nim krąży kamera, gdy późnymi popołudniami zakrada się do mieszkania Clary, to z nim leży pod łóżkiem, drżąc o to, czy wracająca z pracy dziewczyna nie wyczuje jego obecności. Gdy w jednej ze scen na ziemię spada jej stos papierów, odruchowa uwertura sugeruje nam, że oto Cesar – nasz… bohater – znalazł się w potrzasku. Powinniśmy trzymać kciuki.
Kino zna już kilka takich przypadków, ale ten wydaje się jednym z bardziej radykalnych – Cesar nie jest milusim Leonem zawodowcem, który zabija policjantów w obronie małej Matyldy; to odpychający psychopata i morderca, człowiek pozbawiony empatycznych odruchów. Gdy zaczyna go irytować starsza sąsiadka, mówi jej wprost: jesteś stara, nudna i samotna, a psiaki, które tak kochasz, nie zapełnią pustki po dzieciach, na które nigdy się nie zdecydowałaś. Kobieta odchodzi ze łzami w oczach.
Co Balaguero próbuje w ten sposób osiągnąć? Przez 100 minut prowadzi z nami przewrotną grę, dowodząc, że kino może być sztuką wielkiej manipulacji. Ile czasu minie, zanim zauważymy, że trzymamy kciuki za filmowego zwyrodnialca, a zamiast stresować się, że w końcu zrobi swojej ofierze jakąś krzywdę, przebieramy nogami, by go nie nakryła? Jaka część z nas będzie na tę sztuczkę odporna? Po seansie przyjdzie oczywiście czas na refleksję, podsumowanie postaci nikczemnego dozorcy, ale na czas jego trwania ciekawość najpewniej zwycięży - staniemy się niewolnikami pokrętnego planu Cesara. I samego Balaguero, który po raz kolejny (wcześniej nakręcił m.in. "Ciemność" i "[Rec]") dowodzi, że jest świetnym manipulatorem.