Jerzy Cnota: 74‑letnia gwiazda „Janosika” w szpitalu
O kłopotach zdrowotnych Jerzego Cnoty donosi „Super Express”. Wedle informacji gazety aktor trafił do szpitala w Chorzowie z ostrym bólem brzucha.
74-letni Jerzy Cnota od kilku miesięcy ma problemy ze zdrowiem. Odtwórca roli zbójnika Gąsiora, czyli wiernego kompana Janosika z serialu TVP, przeszedł niedawno powtórną operację biodra, polegającą na wszczepieniu endoprotezy. Aktor wrócił nawet do pracy, jednak jak podaje gazeta, chwilę po swoich ostatnich urodzinach trafił z powrotem do szpitala.
Informator dziennika podaje, że Cnota skarżył się na ostry ból brzucha. Aktor przebywa w placówce od ponad tygodnia. Wstępne badania wykazały poważne problemy z trzustką. Stan Cnoty jest na tyle poważnym, że zwołano konsylium lekarskie, mające orzec o dalszym leczeniu artysty.
Jerzy Cnota obchodził urodziny 17 października. Znany z niebywałego poczucia humoru aktor ma na swoim koncie setki ról teatralnych, filmowych i telewizyjnych. Aktor mawia o sobie, że jest „pechowym szczęściarzem”. Bo choć udało mu się osiągnąć zawodowy sukces i wyrwać się ze środowiska „lumpów i alkoholików”, prywatnie nie zawsze wszystko układało się po jego myśli.
Dawał się ponieść ułańskiej fantazji
Jako dziecko kilka razy o mało nie stracił życia, bo często dawał się ponieść ułańskiej fantazji.
- Jestem pechowy. Topiłem się osiem razy, siedem razy jako dzieciak* – śmiał się w „Super Expressie”. *- Mama w czasie wojny pracowała na basenie, prowadziła bufet. I raz, mając może dwa-drzy lata, chciałem tylko zamoczyć nogi, a wpadłem na głębokość pięciu metrów. Tak się wody opiłem, że wyglądałem jak piłka. Innym razem poszliśmy z kolegami nad rzekę. I pod kim pękł lód? Pode mną oczywiście!
Ale te doświadczenia z dzieciństwa niczego go nie nauczyły.
*- Gdy byłem starszy, pasjonowałem się pirotechniką. I raz skonstruowałem małą armatę. Z jednej strony był metalowy klin, z drugiej zatkałem wyciorem. Kiedy podpaliłem, to ten klin wystrzelił zamiast szmat. Przestrzelił mi nogę, w korytarzu szyby wyleciały *– wspominał.
''Wychowywałem się wśród lumpów''
Aktor nigdy nie krył, że ma wiele szczęścia, bo udało mu się wyjść na ludzi. Dorastał w niezbyt przyjaznej okolicy, w otoczeniu „podejrzanego elementu”.
- Wychowałem się wśród lumpów, chacharów, alkoholików... Część z moich kolegów nie żyje, zapili się na śmierć – wyznawał w „Super Expressie”.
W domu też nie mógł liczyć na taryfę ulgową. Ojciec wychowywał go surowo, twardą ręką.
- Był bezwzględny, lał mnie codziennie – mówił, dodając, że któregoś razu wściekły rodzic chciał mu nawet uciąć rękę siekierą. - Już chciał rąbnąć, ale mama go ubłagała. Czy coś zrobiłem, czy nie, lał.
Aktor z przypadku
Początkowo chciał zostać prawnikiem. By odłożyć pieniądze na wymarzone studia, zatrudnił się w hucie, a rok później uległ namowom swojego licealnego nauczyciela i zamiast na prawo, zdał egzaminy na filologię rosyjską. Na scenę trafił przypadkiem.
- Jeden ze starszych kolegów, też rusycysta, powiedział mi kiedyś: „Jurek, ty jesteś wesoły chłopak, może byś wziął zastępstwo, bo robimy taką śmieszną sztukę w studenckim”. Nie było wiele do nauki, zatem przyjąłem propozycję i zagrałem niewielką rólkę w tym przedstawieniu. I tak właśnie zakochałem się w teatrze – opowiadał w wywiadzie dla czasopisma „Konspekt”.
- Przyznam, że zupełnie nie miałem zamiaru zostać aktorem; ani mnie to nie ciągnęło, ani specjalnie nie interesowało – dodawał. Ale wreszcie uległ – aktorem na pełen etat został właściwie dzięki Kazimierzowi Kutzowi. Wystąpił w „Soli ziemi czarnej”, potem w „Perle w koronie” i w pewnym momencie połknął bakcyla. Od tamtej pory nie wyobrażał sobie życia bez grania.
Bójka w ''Janosiku''
Niedługo potem Jerzy Passendorf zaproponował mu rolę w „Janosiku”, która, jak sam twierdził, stała się jego prawdziwym przekleństwem. Nawet teraz, po tylu latach, wciąż pamiętany jest przede wszystkim jako Gąsior. A przecież tak niewiele brakowało, a w serialu by nie zagrał. Wszystko przez bójkę w barze, do którego poszedł wraz z kolegami z planu, Witoldem Pyrkoszem i Boguszem Bilewskim.
*- Nagle Bogusz, czyli Kwiczoł, prosi mnie, bym mu pożyczył tysiąc złotych. Dałem. Znikł, a po chwili doszło do bójki. Bogusz, który już się opił, awanturował się, dostał po ryju. Nie wiem od kogo, może od takich dwóch cichociemnych, co chcieli go oskubać, a może od bokserów, którzy też mieli bankiet. Oczywiście padło na mnie. Że to ja z Marianem Łączem go pobiliśmy i dla przykładu to mnie trzeba z planu filmowego wyrzucić. Nie wyrzucono, bo wstawili się za mną kierownik hotelu i montażystka... A Passendorfer później mnie przeprosił *– opowiadał na łamach tabloidu.
Wrobiony w dziecko
*- Nigdy się nie ożeniłem, bo kobiety mnie oszukiwały *– wyznawał w „Super Expressie”. Twierdził, że o ślubie myślał dwa razy, ale nic z tego nie wyszło.
- Pierwsza wrobiła mnie w dziecko. Jeszcze się nie urodziło, a jej rodzina już kazała mi się żenić* – opowiadał. *- Kupiłem im mieszkanie, pomagałem, jak tylko mogłem. Ale któregoś dnia koledzy mnie otrzeźwili: "Czyś ty na głowę upadł? Czyś ty zdurniał?!". Powiedzieli mi, że wcześniak nie może ważyć 3,8 kg!
Aktor odbył ze swoją partnerką szczerą rozmowę, a ona wreszcie wyznała, że faktycznie dziecko nie jest jego, a pewnego znanego reżysera. Najwyraźniej stabilizacja nie była mu pisana, bo jego kolejna partnerka również okazała się mieć poważne wady.
- Była bardzo zdolną aktorką, ale niestety alkoholiczką *– żalił się gazecie. *- Jak widać, do czego się nie przymierzę, to zawsze w jakieś g... muszę wpaść...
Z planów matrymonialnych zrezygnował, poświęcając się pracy i, naturalnie, imprezowaniu z kolegami.
Jerzego Cnotę mogliśmy ostatnio oglądać w serialu "Świat według Kiepskich".